Ulotne skarby Ulotne skarby
i
„Perfumy”, Takeji Fujishima, 1915 r., WikiArt.org (domena publiczna)
Złap oddech

Ulotne skarby

Piotr Ibrahim Kalwas
Czyta się 11 minut

Długo przed tym, zanim powstał termin „aromaterapia”, ludzie korzystali z jej dobrodziejstw. Olejki eteryczne mają wiele praktycznych zastosowań, ale też wymiar duchowy.

Podobno cierpiąca na bezsenność ostatnia królowa hellenistycznego Egiptu Kleopatra kazała skrapiać łoże olejkiem różanym i obsypywać płatkami róż, co miało pomóc jej w zasypianiu. Z kolei żyjący na przełomie IV i V w. p.n.e. Grek Hipokrates, ojciec zachodniej medycyny i patron lekarzy, zalecał pacjentom kąpiele w wodzie z roślinnymi olejkami oraz nacieranie nimi ciała. W III w. p.n.e. chiński cesarz Huang Di zwany Żółtym Cesarzem, pasjonat zielarstwa, przeprowadzał eksperymenty z destylowaniem olejków. Informacje o ich leczniczym działaniu zawiera też, zaliczana do najstarszych tekstów źródłowych, napisana przez niego księga Neijing Suwen (Kanon medycyny chińskiej Żółtego Cesarza). Egipcjanie używali olejków eterycznych do leczenia żywych i balsamowania zmarłych, a praktyczni Fenicjanie stosowali je jako środek do odstraszania komarów. Zapiski na temat ich właściwości wywodzą się ze starożytnego Egiptu, Indii, Mezopotamii oraz Persji. W staroegipskim Papirusie Ebersa – jednym z najcenniejszych i najstarszych dokumentów z dziedziny medycyny, pochodzącym co najmniej z XVI w. p.n.e. – znajdują się m.in. wzmianki o wykorzystywaniu olejków w celach leczniczych. Wiele fragmentów tego poradnika to odpisy ze źródeł dawniejszych jeszcze o kilka wieków. Według niektórych współczesnych badaczy w starożytnym Egipcie istniały już także pierwsze urządzenia do destylacji olejków eterycznych z roślin i były one używane na dużą skalę.

Wszystkie wonności Arabii

Olejki uzyskuje się z różnych części roś­lin: z kwiatów, igieł, kory, liści, kłączy, pes­tek czy skórek owoców. Poza medycyną od wieków stosowano je w kulinariach, chodzi tu głównie o olejki zawarte w ziołach. W obrzędach religijnych stanowiły nieodzowny składnik wszelkiego rodzaju kadzideł; różne odłamy chrześcijaństwa przejęły ten zwyczaj nie tylko od Greków i Rzymian, lecz także ze wschodnich kultur. Charakterystyczny, orientalny, wręcz mistyczny aromat pochodzi z olejków eterycznych uwalnianych podczas spalania grudek żywicy kadzidłowca – drzewa rosnącego na terenach wschodniej Afryki, przede wszystkim w Etiopii, jak również na południu Półwyspu Arabskiego, w Jemenie i Omanie. W czasach starożytnych ta pachnąca żywica była towarem luksusowym, cenniejszym nawet od złota. „I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę” – czytamy w Ewangelii wg św. Mateusza. Pierwsi chrześcijanie używali kadzid­ła jedynie w swoich domach i podczas pogrzebowych konduktów, aby – za przykładem pogan – chronić zarówno żywych, jak i umarłych przed złymi duchami. W Kościele zaczęto używać kadzidła w IV w. (pierwsze wzmianki o okadzaniu ołtarza pochodzą z IX w.). Do jego popularności przyczyniły się wyprawy krzyżowe umożliwiające kontakt z blisko­wschodnią kulturą. Arabowie kochali bowiem olejki eteryczne w każdej postaci, także wonnego dymu.

Do dzisiaj w krajach arabskich (podobnie jak w Indiach) aromat olejków towarzyszy nam na każdym kroku. To właśnie arabscy chemicy byli pionierami profesjonalnej destylacji olejków eterycznych z roślin. Ich wiedza w tej dziedzinie – pochodząca od Greków i Rzymian, którzy, jak już wiemy, przejęli ją od starożytnych Egipcjan – tak jak inne arabskie odkrycia naukowe dotarła do średniowiecznej Europy. Żyjący w IX w. w Bagdadzie człowiek o wszechstronnej wiedzy, filozof, matematyk, teolog i lekarz, sławny Al-Kindi, w swoich traktatach szczegółowo objaśnia proces destylacji olejków eterycznych z kwiatów, przede wszystkim z róż. Pisze też o sposobach pozyskiwania ich z ponad stu innych roślin. Jego metodę udoskonalił żyjący dwa wieki później jeden z najsłynniejszych uczonych wszech czasów, „ojciec medycyny nowoczesnej” Ibn Sina, czyli Awicenna, w swoim monumentalnym pięciotomowym dziele Al-Kanun fi at-tibb (Kanon medycyny). Z kolei wśród uczonych chrześcijańskich, którzy bardzo wcześnie dostrzeg­li zdrowotne właściwości olejków, zaszczytne miejsce zajmuje żyjąca w XII w. Hildegarda z Bingen. Ta frankońska anachoretka, mistyczka, kompozytorka i zielarka jest autorką dziewięciotomowego przyrodniczego, paramedycznego dzieła Physica. To niezwykły tekst traktujący o żywiołach, substancjach ożywionych i nieożywionych, m.in. o ziołach i sposobach destylacji z nich olejków. Dzieło to było rozchwytywane w średniowieczu, kiedy Europą targały zarazy – lecznicze wonne olejki uznawano za bardzo przydatne w ich zwalczaniu. W średniowiecznej i renesansowej Europie badania na temat olejków eterycznych prowadzili alchemicy (co prawda olejki jako takie interesowały ich mniej, szukali przede wszystkim tzw. tynktury, czyli esencji, dzięki której mogliby zamieniać metale w złoto i srebro). Jednym z nich był autor słynnego powiedzenia: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja jest trucizną” – szwajcarski lekarz i przyrodnik Paracelsus. Na początku XVI w. wynalazł metody przetwarzania roślin, tak by móc ekstrahować z nich tzw. arcanum – aktywny składnik uzdrawiający, którym często były właśnie olejki eteryczne. Szwajcarski uczony badał je pod kątem leczniczych właściwości. Próbował wydobywać eliksiry ze wszystkiego, co rosło, i głosił, że Bóg dał ludziom arcanum na każdą chorobę: „Wszystkie łąki i pastwiska, wszystkie góry i pagórki są aptekami – pisał. – Rośliny wskazują nam same, przez zewnętrzne swe kształty, jakie siły i moce, jakie środki lecznicze w sobie ukrywają”. Paracelsus był racjonalistą, ale też mistykiem, poszukującym boskiego pierwiastka w przyrodzie. Określenie „mistyczny” w stosunku do olejków eterycznych wcale nie jest przesadne. Przecież od zarania dziejów służyły i nadal służą jako swoista zapachowa bariera odgradzająca natartego czy natartą od szeroko rozumianej nieczystości, pokalanego „brudem” świata ziemskiego. Eteryczny, czyli ulotny, wzniosły, duchowy, nieziemski.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dla zdrowia i przyjemności

Z biegiem czasu właściwości lecznicze olejków zyskiwały coraz rzetelniejsze potwierdzenie w badaniach naukowych, a sam termin „aromaterapia” rozpowszechnił francuski chemik René-Maurice Gattefossé za sprawą swojego dzieła Aromathérapie. Les huiles essentielles, hormones végétales (Aromaterapia. Olejki eteryczne, hormony roślinne), wydanego po raz pierwszy w 1937 r. i do dziś wznawianego. Badacz dokonał przełomowego odkrycia podobno w wyniku niefortunnego wypadku. Podczas jednego z eksperymentów oparzył się w dłoń i odruchowo polał ją tym, co miał pod ręką, czyli lawendowym olejkiem, a ten ukoił ból. Po tym doświadczeniu – bolesnym, ale za to odkrywczym – Gattefossé opracował recepturę maści i olejku na bazie lawendy, które sprzedał potem francuskiej armii. Żołnierze używali ich na froncie jako antidotum na poparzenia. Współczesnym Europejczykom jest już dobrze znane uspokajające działanie olejku lawendowego, różanego, melisowego czy z geranium – i co najmniej kilkunastu innych. Badania naukowe potwierdzają również antybakteryjne właściwoś­ci olejku herbacianego, cynamonowego czy z melisy. Olejek z rozmarynu działa nie tylko antyseptycznie, lecz także anty­depresyjnie, pobudzająco, rozgrzewająco. Pomaga też szybciej zasypiać. Z kolei aromaterapia olejkiem z drzewa sandałowego wycisza i uspokaja. Indyjscy sadhu, czyli wędrowni asceci, tak samo jak tamtejsi filozofowie i myśliciele nacierają nim swoje ciała, co sprzyja medytacji i skupieniu.

Bardziej dyskusyjna (a czasem wręcz traktowana z przymrużeniem oka) jest inna właściwość olejków eterycznych – wspomaganie pobudzenia seksualnego. Najbardziej znanymi afrodyzjakami są olejki z bazylii, cyprysu, ylang-ylang, eukaliptusowy, pomarańczowy i różany. Ponadto olejek z kory drzewa cynamonowego i z neroli. Zbliżone działanie ma również olejek z szałwii muszkatołowej, który nie tylko ma pobudzać, lecz także wpływać na potencję. Według niektórych specjalistów aromaterapii olejki uzyskane z rozmarynu, narcyzów, goździków, tuberozy czy lilii jeszcze bardziej rozpalają zmysły i oszałamiają. Najpopularniejszy pod tym względem będzie jednak olejek z jaśminu, nazywanego w krajach arabskich kwiatem nocy. Wyrabia się go z kwiatów zapylanych po zmroku przez ćmy (rzeczywiście brzmi to niezwykle tajemniczo i romantycznie). Kiedy mieszkałem w Egipcie, sprzedawcy w sklepach zielarskich, które nierzadko mają asortyment dużo bogatszy od aptek, polecali mi jego spróbowanie. „Noc nie będzie miała końca, kiedy dodacie kilka kropel do napojów, ty i twoja żona” – mówili. Raz dałem się skusić, kupiłem i wypiłem (sam, bo małżonka odmówiła). Efekt był piorunujący. Noc rzeczywiście trwała długo, spałem jak suseł bite 10 godzin! No cóż…

Zmysłowy dym kadzidła

Mnie samemu olejki eteryczne kojarzą się przede wszystkim z zapachem paczuli. Chociaż podobno ograny i dla niektórych nachalny, to jednak na mnie aromat paczuli działa narkotycznie – nie mogę bez niego żyć. Od dziecka uwielbiam aromatyczne substancje: stałe i ciekłe. Zapach paczuli towarzyszy mi nieustannie od nastoletniości. Pamiętam ten dzień, kiedy poczułem go po raz pierwszy. Miałem 18 czy 19 lat i umówiłem się z kandydatką na narzeczoną na warszawskim Nowym Świecie, w kawiarni „Piotruś”. Przyszła spóźniona godzinę – i nieziemsko pięknie pachniała. Ten zapach – tajemniczy, orientalny, magiczny – powalił mnie na kolana. Okazało się, że mama mojej sympatii wróciła właśnie z Indii i przywiozła kilkanaście buteleczek tego boskiego olejku. Dziewczyna nie została moją narzeczoną, ale udało mi się wyprosić od niej jedną paczulę. Od tamtego dnia w mojej łazience zawsze stoi przynajmniej jeden flakonik z tym eliksirem. Paczula to gęsty olejek o ciemnożółtej, czasami aż brunatnej barwie. Uzyskuje się go z tropikalnej rośliny, w języku polskim noszącej nazwę brodziec paczulka. Samo słowo „paczula” wywodzi się z języka tamilskiego używanego w południowych Indiach i znaczy „zielony liść”. Roślinę uprawia się przede wszystkim w rzeczonych Indiach, a także na Filipinach, w Indonezji, Malezji oraz innych krajach południowej Azji; poza tym w zachodniej Afryce i na Karaibach.

Zamieszkujący Jamajkę oraz inne karaibskie wyspy rastamani nacierają skórę i swoje słynne dread­loki właś­nie olejkiem paczuli. W Indiach członkowie Hare Kryszna uważają, że w liściach tej rośliny znajduje się duch Kryszny. Do Europy mój ulubiony olejek trafił w XIX w. za sprawą Brytyjczyków, którzy używali go w koloniach indyjskich jako środka odstraszającego moskity. Jego intensywny zapach zniechęca również angielskie komary (a także polskie – informacja sprawdzona na własnej skórze). W krajach azjatyckich do dzisiaj pomieszczenia, w których składowane są kaszmir i jedwab, spryskuje się paczulą w ochronie przed robactwem. Zapach to jeden z odstraszających czynników, drugim jest zawarty w olejku alkohol, o którego działaniu odkażającym chyba nie trzeba wspominać. W Stanach olejek paczuli popularność zdobył w latach 60. i 70. XX w. Amerykańscy hipisi przywozili go z Indii, dokąd pielgrzymowali, by poznać filozofię Wschodu. Tajemniczy i egzotyczny, trudny do opisania zapach był nieodłącznym towarzyszem dzieci kwiatów nie tylko w Ameryce. Co ciekawe, oprócz tego, że paczula cudownie pachnie, ma też działanie uspokajające i jednocześnie jest afrodyzjakiem, jakkolwiek sprzecznie by to brzmiało. Podobno kilkanaście kropel wlanych do wanny z ciepłą wodą sprzyja harmonizacji i wyciszeniu układu nerwowego, rozbudza zmysły i pomaga przeciwdziałać oziębłości seksualnej. Nie potwierdziłem na sobie akurat tych właściwości, dla mnie w tym olejku przede wszystkim najważniejszy jest sam zapach. Połączenie dymu kadzidła z zapachem ziemi. Świątynia, obrzęd, zmysłowość. Zapachowe misterium. Jeszcze jedna uwaga à propos paczuli: w związku z „cudownością” tego olejku bywa on często podrabiany. Właściwie więcej jest na rynku produktów zafałszowanych niż prawdziwych. Najczęstszym sposobem na naśladowanie oryginalnej paczuli (jak i wielu innych olejków) jest rozcieńczanie stuprocentowej esencji olejem spożywczym. Kiedy powąchamy zawartość takiej „lewej” buteleczki, pachnie ona tak samo jak czysta paczula, może tylko trochę mniej intensywnie, ale trzeba być znawcą olejków, żeby wychwycić różnicę. Rozcieńczona substancja różni się od autentycznej tym, że pozostaje aktywna na skórze czy ubraniu przez godzinę lub dwie, i to ledwie wyczuwalna. Tymczasem czysta esencja utrzymuje się na rzeczach czy ciele nawet po praniu albo po kilku prysznicach.

Pachnidło

Nie sposób pominąć zastosowania olejków eterycznych w produkcji perfum. Niestety zazwyczaj w ich składzie są głównie wszelkiego rodzaju środki wzmacniające i homogenizujące, a także rozpuszczalniki, takie jak etanol, ewentualnie kombinacje niskiej lotności alkoholi alifatycznych. Wielbiciele i wielbicielki pięknych zapachów często nie wiedzą, że w wielu modnych perfumach i wodach kolońskich znajdują się składniki pochodzenia zwierzęcego. Występujące w wielu perfumach ambra, piżmo, cywet czy kastoreum to wydzieliny z przewodu pokarmowego kaszalota, gruczołów piżmowca, cywety, bobra i wielu innych zwierząt, nierzadko hodowanych w nieludzkich warunkach, a następnie zabijanych specjalnie na potrzeby firm perfumeryjnych. Jednak główna nuta zapachowa w perfumach to zwykle olejki eteryczne uzyskane z kwiatów, owoców, kory. To przede wszystkim bergamotka, cedr, geranium, gardenia, drzewo sandałowe, mech dębowy, jaśmin, wanilia, anyż czy wspomniana paczula. Oddzielną, niewielką grupę stanowią perfumy stworzone na bazie prawie wyłącznie olejków eterycznych. Charakteryzują się zawsze bardzo intensywnym zapachem, nie zawierają syntetycznych składników i konserwantów. Moim zdaniem najbardziej niesamowite perfumy skomponowane z olejków eterycznych tworzy firma założona przez Alessandra Gualtieriego (tak, tworzy, nie produkuje, bo to zupełnie wyjątkowe dzieła sztuki).

Znakami rozpoznawczymi pochodzącego z Włoch perfumiarza są podkręcony wąsik, liczne sygnety na palcach oraz wyjątkowo wrażliwy zmysł węchu, dzięki któremu artysta znany jest pod pseudonimem Nos. Nigdy nie zdradza ostatecznego składu swoich perfum. Lubi eksperymentować i szokować, szukając natchnienia w zaskakujących miejscach. Absolutnym hitem ekscentrycznego Włocha są perfumy, w których dominujące nuty to haszysz, żywica, tytoń, kawa, agar, kadzidło. Niebiański aromat, chociaż niektórzy twierdzą, że szatański. Inny stworzony przez niego wspaniały zapach opiera się na połączeniu paczuli, tytoniu, trawy i nut roślinnych. Obie kompozycje są unisex. Specjalnie dla kobiet Nos oferuje m.in. bardzo zmysłowe połączenie tuberozy, orientalnych przypraw, lilii oraz jaśminu. Jeden ze składników bazowych najsłynniejszych perfum Alessandra Gualtieriego to olejek agarowy, a precyzyjnie mówiąc – żywica agarowa, z arabska zwana oudem. To zapach sam w sobie bardzo charakterystyczny: pomieszanie słodyczy, drzewa sandałowego, paczuli, piri-piri, dymu kadzidła i skóry. Od setek lat używa się go na Bliskim i Dalekim Wschodzie jako nieodłącznej części religijnych i świeckich obrzędów. Ma bardzo silne działanie uspokajające, dlatego jest stosowany jako jeden z głównych składników kadzideł dymiących w świątyniach wielu religii oraz kultów. Na rynku istnieje co najmniej kilkanaście marek perfum z oudem (agarem) jako podstawowym komponentem. W krajach arabskich, Indiach czy Malezji w dobrych sklepach perfumeryjnych można dostać czysty oud w malutkich buteleczkach. Nierozcieńczony jest drogi, ale wystarczy kroplę czy dwie wetrzeć w skórę albo ubranie, by otoczyć się aurą niesamowitego, zmysłowego, bardzo intensywnego aromatu. Zawsze kiedy jestem w arabskim kraju, zasięgam języka, gdzie znajduje się dobry sklep z olejkami i udaję się tam po oud. Perfumy, które zawierają ten składnik, potrafią być charyzmatyczne i enigmatyczne, orientalne. Duszne, ciemne, olei­ste, nieziemsko zmysłowe. Co ciekawe, niektóre z nich po zaaplikowaniu na skórę jeszcze przez jakiś czas, z godziny na godzinę, zwiększają swoją moc.

Czytaj również:

Królestwo za orzechy Królestwo za orzechy
i
zdjęcie: Wouter Supardi Salari/Unsplash
Dobra strawa

Królestwo za orzechy

Dominika Bok

Przypominają kształtem ludzki mózg i znakomicie wpływają na pamięć, koncentrację oraz nastrój. Żeby były lepiej przyswajalne, warto namoczyć je przed spożyciem albo – w wersji dla zaawansowanych smakoszy – wytłoczyć z nich olej.

Sama nazwa orzecha włoskiego sugeruje, że ta roślina szczególnie lubi ciepło – typowe dla południowej Europy. Rzeczywiście w wyjaśnieniach etymologicznych jest trochę prawdy, gatunek ten można było spotkać w naszej – całkiem słonecznej wówczas – strefie klimatycznej, zanim nastała epoka lodowcowa, a wraz z nią doszło do wymarcia dużej części flory. Kiedy jednak orzech na dobre zadomowił się po raz wtóry na naszych terenach, doszło do zabawnej pomyłki. Tak naprawdę przywędrował on bowiem nie z Półwyspu Apenińskiego, lecz z Bałkanów przez Wołoszczyznę (górzystą krainę w Rumunii). Nie bez powodu w starych książkach kucharskich do dziś wśród wielu innych ingrediencji znaleźć można w przepisach „orzechy wołoskie”. Dolejmy jeszcze trochę oliwy do ognia tej językoznawczej historii: w Anglii orzechy włoskie nazywane są English walnut, Persian walnut, a czasami – kamień z serca – tylko walnut. Tyle określeń na jednego niepozornego orzeszka! Chociaż czy rzeczywiście tak niepozornego?

Czytaj dalej