
Znana jest przede wszystkim z płukanek uśmierzających bóle zębów, dziąseł i gardła, ale potrafi znacznie więcej. Szałwia lekarska leczy skórę, sprawdza się w stanach zapalnych narządów płciowych, a nawet podczas terapii choroby Alzheimera.
„Śmierć tego nie ubodzie, u kogo szałwia w ogrodzie” – głosi stare przysłowie. Pochodzenia polskiego słowa szałwia zdaniem niektórych należy upatrywać w łacińskim salvare oznaczającym „czuć się dobrze” lub słowie salvator, tłumaczonym jako „zbawiciel”. Inne tropy wskazują na salvo – „leczenie, ratowanie”. Szałwia przypomina o wyjściu z trudnej sytuacji, jaką jest salwowanie się, czyli ratowanie się z opresji przez ucieczkę. Przez wieki traktowana była jako lek uniwersalny, skuteczny w leczeniu przeziębień, chorób narządów wewnętrznych, ale też w przypadku problemów ze wzrokiem. Nakładano ją na skórę w formie spreparowanych plastrów, by zagoić rany, natomiast surową spożywano, żeby uporać się z dyzenterią. Byli również tacy, którzy wywarem z szałwii leczyli bóle kręgosłupa, napady padaczkowe i nerwobóle. Stefan Falimirz w 1534 r. w encyklopedii zdrowia pod tytułem O ziołach i o mocy ich uznał szałwię za skuteczne lekarstwo na choroby weneryczne oraz paraliż i napisał, że „szałwia jest ciepła i sucha. Sok szałwiowy potwierdza dziąsła, kiedy nim