Wpływ wypływu
i
Vincent van Gogh, „Kobiety zbierające oliwki”, 1889 r., Metropolitan Museum of Art; zdjęcie: domena publiczna
Dobra strawa

Wpływ wypływu

Łukasz Modelski
Czyta się 18 minut

Kult, kultura i kulturystyka przypłynęły do nas na złotej fali oliwy. I choć ludy Północy tłoczyły własne oleje, to tylko dzięki oliwie zostały wtłoczone w kanon, który dziś uważają za własny.

Należy wziąć talerz nasion orzecha [włoskiego] i soli tyle, ile mieści się w skorupkę jajka. Zmieszać je w podgrzewanym moździerzu, dobrze ubić i wykręcić w szmatce. Wtedy staną się olejem” – naucza wikińska Libellus de arte coquinaria (Książeczka o sztuce kulinarnej). Chociaż w istniejącym w trzech wersjach językowych zbiorze jest raptem 35 przepisów, to należą one do tych z najwyższej półki – pełne egzotycznych przypraw, drogich składników i kulinarnej finezji. Pierwszy zachowany rękopis pochodzi z początku XIII w., receptury jednak z całą pewnością są starsze.

Poza olejem z orzechów włoskich kulinarna codzienność Północy znała także oleje z nasion (len, konopie, mak, rzepak, słonecznik itp.) oraz tłuszcze zwierzęce. Zastanawiać może jednak, dlaczego Libellus, w którym przepisy niemal w całości opierają się na importowanych dodatkach w rodzaju szafranu, aframonu madagaskarskiego czy imbiru, nie zawiera receptur wykorzystujących oliwę z oliwek.

Przecież jej import – dajmy na to – z arabskiego Półwyspu Iberyjskiego, z którym wikingowie pozostawali w stałych kontaktach handlowych, nie stanowiłby żadnego problemu. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że z samej hiszpańskiej prowincji Baetica (mniej więcej tereny dzisiejszej Andaluzji), uchodzącej za jednego z najlepszych producentów oliwy w Cesarstwie Rzymskim, w czasach jego istnienia wypłynęło w świat około 30 mln (!) statków wypełnionych tym tłuszczem.

Brak informacji to też informacja. Zniknięcie oliwy z handlowego i gastronomicznego pejzażu Europy jest jednym z najbardziej wyraźnych i bolesnych śladów upadku Cesarstwa, końca starożytności i nadejścia tzw. wieków ciemnych, z których dopiero ożywcze średniowiecze pozwoliło się stopniowo wydobyć. Wraz z tłoczącymi olej z orzechów wikingami jesteśmy więc w momencie umownego przełomu, stopniowego i powolnego tworzenia się nowej rzeczywistości, w której ośrodki decydujące o losach świata przesuwają się na północny wschód, Cesarstwo odradza się na północ od Alp. Wtedy też powoli powracająca, „chrześcijańska” już oliwa spotyka się z innymi rodzajami olejów, dzieląc z nimi swoje dotychczasowe funkcje, a czasem nawet udzielając im własnych, sakralnych prerogatyw. Żeby jednak docenić ten moment, trzeba zrobić solidny krok wstecz.

Gałązka przymierza

W krainach bliskowschodniego Żyznego Półksiężyca około 12 tys. lat

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Królestwo za orzechy
i
zdjęcie: Wouter Supardi Salari/Unsplash
Dobra strawa

Królestwo za orzechy

Dominika Bok

Przypominają kształtem ludzki mózg i znakomicie wpływają na pamięć, koncentrację oraz nastrój. Żeby były lepiej przyswajalne, warto namoczyć je przed spożyciem albo – w wersji dla zaawansowanych smakoszy – wytłoczyć z nich olej.

Sama nazwa orzecha włoskiego sugeruje, że ta roślina szczególnie lubi ciepło – typowe dla południowej Europy. Rzeczywiście w wyjaśnieniach etymologicznych jest trochę prawdy, gatunek ten można było spotkać w naszej – całkiem słonecznej wówczas – strefie klimatycznej, zanim nastała epoka lodowcowa, a wraz z nią doszło do wymarcia dużej części flory. Kiedy jednak orzech na dobre zadomowił się po raz wtóry na naszych terenach, doszło do zabawnej pomyłki. Tak naprawdę przywędrował on bowiem nie z Półwyspu Apenińskiego, lecz z Bałkanów przez Wołoszczyznę (górzystą krainę w Rumunii). Nie bez powodu w starych książkach kucharskich do dziś wśród wielu innych ingrediencji znaleźć można w przepisach „orzechy wołoskie”. Dolejmy jeszcze trochę oliwy do ognia tej językoznawczej historii: w Anglii orzechy włoskie nazywane są English walnut, Persian walnut, a czasami – kamień z serca – tylko walnut. Tyle określeń na jednego niepozornego orzeszka! Chociaż czy rzeczywiście tak niepozornego?

Czytaj dalej