
Najnowsze odkrycia fizyki i dawne twierdzenia formułowane przez mędrców Dalekiego Wschodu, choć mówią o naturze świata innymi słowami, to bardzo podobne rzeczy.
Fizyka eksploruje tajemnice materialnego świata. Dzięki niej dowiadujemy się, na jakich filarach oparta jest rzeczywistość, co ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia zarówno biologicznych podstaw życia, jak i psychologicznych oraz społecznych aspektów funkcjonowania człowieka. Cała nasza aktywność, dzięki której tworzymy kulturę, rozwijamy narzędzia cywilizacyjne i wpływamy na procesy naturalne, wpisuje się w uniwersalne schematy rozpatrywane na gruncie fizyki. Obraz, jaki się tutaj wyłania, stanowi ważny punkt odniesienia do myślenia o człowieku, o naszych aspiracjach, wizjach rozwoju i ograniczeniach, które powinniśmy respektować. I choć początków fizyki można szukać już w starożytnej Grecji, to w ciągu ostatnich stu kilkudziesięciu lat przeszła swoistą rewolucję, radykalnie zmieniając nasze rozumienie rzeczywistości. Stało się to możliwe dzięki genialnym matematycznym umysłom badaczy, takich jak Albert Einstein, Niels Bohr czy Werner Heisenberg, jak również dzięki zaawansowanym technologiom, które pozwoliły empirycznie weryfikować śmiałe hipotezy.
Tym bardziej zdumiewa fakt, że wizja świata kształtowana przez współczesną naukę jest bardzo bliska intuicjom naszych przodków z zamierzchłej przeszłości, szczególnie tych żyjących na Dalekim Wschodzie. Przekazy hinduizmu, taoizmu i buddyzmu odkrywają prawdy, które odpowiadają opisom fizyki kwantowej. Zwraca na to uwagę m.in. Fritjof Capra – amerykański fizyk, autor książki o znaczącym tytule Tao fizyki. W poszukiwaniu podobieństw między fizyką współczesną a mistycyzmem Wschodu.
Od Buddy do Bohra
Współczesna fizyka kreśli obraz rzeczywistości, w którym wszystkie składniki materii oraz zjawiska fizyczne wzajemnie od siebie zależą i są powiązane na różne sposoby. Przyglądając się budowie atomu, zauważymy, że składa się on m.in. z elektronów, które poruszają się w przestrzeniach wokół jądra. To, czym jest elektron, stanowi prawdziwe wyzwanie dla naszego umysłu, ponieważ ma on dwie – wydawałoby się – sprzeczne natury: jest falą i kawałkiem materii. Zresztą nawet te pojęcia nie oddają jego istoty, tym bardziej że jego „zachowanie” zależy przede wszystkim od sytuacji. Innymi słowy: elektron nie wykazuje żadnych właściwości, które byłyby niezależne od otoczenia. Nie jest więc „rzeczą” w naszym rozumieniu tego słowa. Raczej wchodzi w związki z innymi cząsteczkami, tka z nimi złożoną sieć zależności ostatecznie tworzących całą materialną rzeczywistość.
Niels Bohr, duński fizyk i noblista, wyraził to w książce Atomic Theory and the Description of Nature [Teoria atomowa i opis natury] w następujących słowach: „Odrębne cząstki materialne są abstrakcjami, a ich własności można określić i obserwować jedynie poprzez ich wzajemne oddziaływanie z innymi systemami”. W podobnym duchu wypowiada się Werner Heisenberg, niemiecki fizyk teoretyk i filozof nauki: „Świat jawi się nam przeto jako złożona tkanka zdarzeń, w której różnego rodzaju związki ulegają zmianie, krzyżują się i łączą, determinując w ten sposób strukturę całości”. Ten relacyjny wzorzec to zarazem jedno z podstawowych założeń doktryny buddyzmu: naturą rzeczywistości jest współzależność wszystkich zjawisk i elementów. Nic nie może istnieć w oderwaniu od wszystkiego innego. Zasadę tę określa się w buddyzmie terminem siunjata. Najczęściej tłumaczy się go jako „pustka”, co jest dość niefortunne, ponieważ nasze rozumienie pustki opiera się na braku czegoś. Tutaj jednak nie chodzi o brak, tylko raczej o niesubstancjonalność, która jednocześnie jest absolutną potencjalnością, możliwością zaistnienia czegokolwiek, dowolnego zjawiska czy formy.
Patrząc na krzesło, mówimy: „krzesło”. Ale to nie jest krzesło. To nazywamy krzesłem. W krześle nie ma nic z „krzesłowatości”, czyli wewnętrznej cechy decydującej o tym, że to krzesło. Jego natura jest pusta, co oznacza, że jest uwarunkowana przez wszystko inne (co krzesłem nie jest), warunkując równocześnie całą rzeczywistość. Podobnie jest z naszym ja, które traktujemy jako realny i oddzielony od świata byt. Jednak z buddyjskiej perspektywy ta realność stanowi powszechne złudzenie, a nasza prawdziwa natura jest pusta, czyli warunkowana przez wszystko, co z pozoru nami nie jest – naszych przodków, innych ludzi (nawet obcych), żywioły czy istoty pozaludzkie.
Iluzja oddzielenia
Na co dzień postrzegamy świat w kategoriach oddzielenia różnych obiektów od siebie i pielęgnujemy własne poczucie niezależności. Jednak zarówno współczesna fizyka, jak i mądrość Dalekiego Wschodu podważają tę niezależność – jest ona powszechną iluzją.
Hinduiści nazywają to maja – ułuda, która towarzyszy nam na co dzień, kiedy jesteśmy zaprzątnięci życiowymi sprawami. Maja sprawia, że identyfikujemy się z naszym małym ja i patrzymy na świat, jakby składał się z innych odizolowanych elementów. W ten sposób siebie oraz otoczenie widzimy w oderwaniu od wspólnego Źródła. Przejawem tego jest np. utożsamianie się z materialnym ciałem (ahankara), a także przywiązanie do posiadanych rzeczy (mameti). Tymczasem chodzi o to, by zerwać okowy iluzji i zjednoczyć się z Brahmanem – bezosobowym absolutem, który jest wszystkim, co istnieje. W Bhagawadgicie czytamy, jak Kriszna, który jest formą Brahmana, mówi do Ardźuny: „Ziemia, woda, ogień, powietrze, przestrzeń, umysł, rozum, poczucie własnego ja – tak oto dzieli się ma ośmioraka natura. Jest to moja niższa natura. Poznaj też mą drugą, wyższą naturę. Jest ona zasadą życia, o Waleczny! To ona utrzymuje ten świat! Wiedz, że to z nich obu rodzą się wszelkie stworzenia. Ja jestem źródłem całego świata i zniszczeniem […]. Jestem smakiem wody, o synu Kunti, jestem blaskiem księżyca i słońca, pranawą wszystkich Wed, dźwiękiem w przestrzeni, odwagą mężów. I czystym zapachem ziemi, i blaskiem ognia, życiem wszelkiego stworzenia i żarem żarliwych”.
Nagardżuna, żyjący w II w. twórca buddyjskiej filozofii madhjamiki (Środkowej Drogi), również podzielał pogląd o złudnym charakterze naszego codziennego spostrzegania. Prawda jest bowiem taka, że nic nie ma samodzielnego bytu. Urzeczywistnienie jedności jest zatem wyzwoleniem się z ułudy, przebudzeniem z koszmarnego snu.
Współczesna fizyka podkreśla, że materia to tylko przejaw energii, która jako pole kwantowe stanowi podstawową fizyczną całość, stały ośrodek obecny w całej przestrzeni. Cząstki (formy) są zaś miejscowymi zagęszczeniami pola, koncentracjami energii, które pojawiają się i znikają, tracąc w ten sposób swój indywidualny charakter.
W jednym z najważniejszych buddyjskich tekstów, Sutrze Serca Doskonałej Mądrości, czytamy: „Forma nie jest różna od pustki, pustka nie jest różna od formy; forma jest właśnie pustką, pustka jest właśnie formą”. W języku współczesnej fizyki może to brzmieć następująco: materia (nietrwałe formy) nie różni się od energii (pola, które przenika, tworzy i łączy wszystko). Niełatwo to zrozumieć, ponieważ według naszego umysłu idea współzależności i pustki nie pasuje do codziennego doświadczenia, w którym dzielimy rzeczywistość na odrębne kawałki, przypisując im wewnętrzne właściwości. Fizyka kwantowa i mądrość Dalekiego Wschodu stawiają wiele wyzwań naszemu dyskursywnemu rozumowi. Kolejnym jest idea jedności przeciwieństw.
Przeciwieństwa są tym samym
Współczesna fizyka wskazuje na to, że wszystko ma swoją drugą stronę. Fritjof Capra przywołuje fakt, że każdej cząstce odpowiada antycząstka o takiej samej masie, lecz o przeciwnym ładunku elektrycznym. I tak antycząstką elektronu jest pozyton, istnieją też antyproton, antyneutron i antyneutrino. Nawet foton ma swoją antycząsteczkę, chociaż sam pozbawiony jest znaku ładunku elektrycznego. Podobnie rzecz się ma z mezonami.
Wiemy już, że cała materia ma charakter dwoisty: przejawia się w postaci cząstek i fal. Ich zachowanie jest trudne do przewidzenia – możemy to zrobić, operując jedynie pojęciem prawdopodobieństwa. Nie ma bowiem żadnej pewności, że cząstka atomowa istnieje w określonym miejscu. Robert Oppenheimer – amerykański fizyk, twórca bomby atomowej – tak opisuje ten paradoks: „Gdy zapytamy np., czy pozycja elektronu pozostaje ta sama, musimy odpowiedzieć »nie«; gdy zapytamy, czy pozycja elektronu zmienia się z upływem czasu, musimy odpowiedzieć »nie«; gdy zapytamy, czy elektron pozostaje w spoczynku, musimy odpowiedzieć »nie«; gdy zapytamy, czy elektron jest w ruchu, musimy odpowiedzieć »nie«”. W liczących około 2500 lat upaniszadach czytamy: „Porusza się TO i nie porusza. Daleko jest TO, a zarazem blisko. We wnętrzu rzeczy wszelakiej jest i wokół zewsząd ją otacza”. Czyż nie jest to zastanawiająca zbieżność?
Mówimy: piękne – brzydkie, dobre – złe, życie – śmierć. Te poszczególne kategorie wiążą się z ludzkim doświadczeniem różnych doznań cielesnych i emocjonalnych. Stąd nasza tendencja do rozdzielania par przeciwieństw i rugowania tej części z nich, która jest odpowiedzialna za cierpienie. Chcemy życia i nie chcemy śmierci, światłość jest dobra, ciemność zaś budzi niepokój. Można tu zauważyć, jak wyizolowane, zalęknione ja próbuje oddzielać jedne zjawiska od drugich, by poczuć się lepiej i zabezpieczyć przed trudnym doświadczeniem.
Urzeczywistniając jedność, sprawiamy, że zmienia się nasza percepcja i rozumienie pozornie odseparowanych zjawisk. To, co wcześniej było oddzielone, na powrót staje się nierozerwalną całością.
Dotknięcie paradoksu
Ma to także konsekwencje dla logiki, okazuje się bowiem, że prawda obejmuje też swoje zaprzeczenie. W ten sposób widać, jak rzeczywistość opiera się możliwości opisania, poznania i zrozumienia przez dyskursywny język oraz nawykły do podziałów umysł. Fizyka kwantowa odkrywa przed nami mnóstwo takich paradoksalnych prawd: materia, która jest formą energii; próżnia, z której wyłania się wszystko, co istnieje; elektrony, które nie są ani cząsteczką, ani falą; czas, który jest względny… Mądrość Dalekiego Wschodu zawiera też mnóstwo podobnych paradoksów niedających się zrozumieć na poziomie dyskursywnego umysłu. Szkoły buddyzmu zen uczyniły nawet z formułowania tych paradoksów rodzaj praktyki, dzięki której uczeń może doświadczyć jedynej rzeczywistości i przebudzić się. Nazywane są one koanami i stanowią prawdziwe wyzwanie dla naszego intelektu.
Przykładem takiego koanu jest pytanie: „Jak wyglądała twoja pierwotna twarz, nim narodzili się twoja matka i twój ojciec?”. „Pierwotna twarz” jest tutaj synonimem naszej prawdziwej natury. Czym innym jest zaś nasze ja, z którym się identyfikujemy i które ma swój początek w historii naszego życia. To życie pojawiło się za sprawą naszych rodziców. Ale kim byliśmy przed ich narodzinami? Jak wyglądała wtedy nasza twarz? Kim tak naprawdę jesteśmy, jeśli odstawimy na bok naszą codzienną tożsamość? Te wszystkie pytania wydają się bezsensowne ze zdroworozsądkowego punktu widzenia. Przecież nasze życie zaczęło się wraz z narodzinami. Nie mogliśmy więc mieć żadnej twarzy, zanim narodzili się nasi rodzice. Te sprzeczności rozpływają się jednak, jeśli przekroczymy myślenie w kategoriach oddzielonego ja i odwołamy się do idei współzależności oraz jedności wszystkiego.
Również taoizm pełen jest podobnych paradoksów. Laozi w traktacie Tao Te King pisze: „Czysta biel nie jest bez skazy, posiąść wielką Moc to nie wszystko, ugruntowana Moc kryje w sobie lenistwo, najmocniejsi zmieniają zdanie, największy kwadrat nie ma rogów, największe naczynie nie ma określonej formy, najgłośniejszy dźwięk jest niesłyszalny, największy Obraz jest bezkształtny. Tao jest ukryte i bezimienne. Nie wychodząc z domu, można poznać świat. Nie wyglądając przez okno, można zobaczyć, jak wielkie jest Tao. Im bardziej się oddalamy, tym mniej wiemy. Dlatego też mędrcy nie podróżują, a wszystko wiedzą. Nie widzą, a wszystko jest dla nich jasne. Nie robią nic, a wszystko samo się dzieje”.
Odkrycie jedności przeciwieństw nie oznacza zanegowania tego, że istnieją dwa bieguny. Chodzi o to, by uświadomić sobie, że oba ostatecznie stają się jednością. Tak jak w przypadku oddychania, w którym wdech i wydech są przeciwstawnymi procesami, choć oddychanie tworzy z nich spójną całość.
Wszystko jest w ruchu
Proces oddychania, jak każdy inny, wpisany jest w cykl przemian. To kolejna ważna cecha funkcjonowania rzeczywistości, którą odkrywa przed nami współczesna fizyka i która po raz kolejny znajduje potwierdzenie w mądrości Dalekiego Wschodu. Na co dzień stykamy się z przedmiotami, które wydają się twarde, nieruchome i trwałe, np. skały czy kamienie. To jednak są pozory, bo gdy wnikniemy w głąb takiego „martwego” obiektu, zobaczymy, że wibruje on energią. Zarówno atomy, jak i powiązania między cząsteczkami znajdują się w nieustannym ruchu. Ten ruch związany jest m.in. z energią cieplną, która przepływa między obiektem a jego otoczeniem.
Cykliczne przemiany możemy zaobserwować w codziennym życiu oraz w jeszcze większej – kosmicznej – skali. Ruch, który jest podstawową zasadą rzeczywistości, wpisuje się w dwa przeciwstawne, choć złączone ze sobą procesy: tworzenie i destrukcję. Również w duchowych tradycjach Dalekiego Wschodu dynamika przemian, a także nietrwałość form opisywana jest jako istota rzeczywistości. I tak w taoizmie tao oznacza proces obejmujący wszystko. Jego istotą są przemiany oparte na równoważeniu się pierwiastków jin i jang, czyli kobiecej i męskiej energii. Nic nie jest trwałe i niezmienne, nie licząc samego tao, którego natura i pochodzenie to wielka niewysłowiona tajemnica.
Podobną myśl można spotkać w hinduistycznej metafizyce sankhji, która opiera się na dynamicznej równowadze aspektów ducha i materii. W buddyzmie idea nietrwałości wszystkiego jest fundamentem Pierwszej Szlachetnej Prawdy, która mówi o powszechności cierpienia. Wszystko przemija, co nieuchronnie wiąże się z przeżyciem straty, a ta z cierpieniem. W związku z tym pragniemy stałości, ale to tylko wzmaga cierpienie, bo przeciwstawia się podstawowej regule rzeczywistości. Przyjęcie nietrwałości, czyli rezygnacja z pragnień bycia kimś niezmiennym i niezależnym, wiedzie do wyzwolenia się z cierpienia i połączenia się z życiem. Tak oto odkrycie własnej prawdziwej natury i zarazem natury wszechświata prowadzi do przebudzenia się z iluzji odrębności.
Oby kropla nie wyschła
Mądrość Dalekiego Wschodu odkrywa przed nami szczególny obraz rzeczywistości. Jej cechami są absolutna i ostateczna jedność wszystkich rzeczy, a także ciągłość procesów powstawania i przemijania wyrażająca dynamiczny charakter całego kosmosu. Stąd iluzoryczność myślenia w kategoriach oddzielnych bytów oraz duchowy wymiar świata. Materia, cała ożywiona i nieożywiona przyroda, razem z człowiekiem i jego świadomością tworzą całościowy system, który ujmowany jest w kategoriach religijnych.
Z podobnym obrazem świata spotkamy się na gruncie fizyki. Badania naukowe coraz wyraźniej podkreślają, że na całą rzeczywistość należy patrzeć jak na siatkę relacji, która ma charakter dynamiczny. Nie jest ona zbiorem oddzielnych, niezależnych bytów, lecz układem powiązań tworzących zintegrowaną całość. Zgodnie z teorią kwantową świat materialny to złożona i niepodzielna tkanka zdarzeń. Obejmuje ona również obserwatora i jego świadomość. Mistyk powiedziałby, że to tak, jakby kosmos przyglądał się samemu sobie. W upaniszadach pojawia się słynne zdanie tat twam asi oznaczające „ty jesteś owym”. Tak oto ostatecznie zostaje przekroczony podział na atmana i Brahmana, na człowieka i Boga, na stwórcę i stworzenie, na podmiot i przedmiot.
Dzisiaj, w czasach zamętu i niestabilności, pragniemy głębszego wglądu w naturę świata oraz nas samych. Potrzebujemy nowych narracji kulturowych, które opierając się na odkryciach współczesnej fizyki, odświeżają duchowe wglądy naszych dalekich przodków. W tych opowieściach świat jest całością, a wszystko, co istnieje, to aspekt nas samych. Musimy uznać, że wszyscy jesteśmy powiązani ze sobą, a każdy nasz najmniejszy krok odbija się echem w całej rzeczywistości. Przyglądając się światu, mamy okazję odkryć to, kim sami jesteśmy, ponieważ jego natura jest naszą naturą. To ważna lekcja na drodze do urzeczywistnienia własnej pełni, w której – jak mówi buddyjskie powiedzenie – „kropla wody chroni się przed wyschnięciem, łącząc się z wszechoceanem”.