Plasterek ogórka, plasterek pomidora, same na talerzu. Teraz musiałem zdecydować, kto zwycięży w bitwie. Oto gry i zabawy z mojego dzieciństwa i wczesnej nastoletniości.
Lato to odpoczynek, a odpoczynek to zabawa. Moje gry i zabawy często były jednoosobowe, bo w dzieciństwie oraz wczesnej nastoletniości moje życie towarzyskie przedstawiało się dość ubogo. To znaczy, czasem istniało; tu chciałbym przypomnieć: wideowagary u kolegi (oglądaliśmy bardzo zły horror Kleszcze, bardzo złą komedię Szpieg bez matury, a także bardzo złego pornosa – tytułu nie pamiętam – na którym w dodatku magnetowid się zaciął i przez chwilę był stres, że gdy rodzice kolegi wrócą, zobaczą, CO OGLĄDALIŚMY), wspólne zjeżdżanie (raz) na sankach z „Góry Śmierci” na warszawskiej Agrykoli albo bandę „Hot dogów” (potem zmieniliśmy nazwę na „Obiad”), do której należałem podczas wakacji w Jadwisinie. Ale często też nie istniało, musiałem więc wymyślać sobie zabawy sam. Przy użyciu wyobraźni zaprzęgałem do gry nie tylko zabawki, lecz także przedmioty codziennego użytku, takie jak warzywa.