5 zakręconych “Przekrojowych” gier planszowych na lato
Rozmaitości

5 zakręconych “Przekrojowych” gier planszowych na lato

Adam Węgłowski
Czyta się 3 minuty

Budowle z jajek, morderca w klasztorze, świat toczony pandemią zarazy, zwalczanie konkurencji na targowisku w Marrakeszu albo wyprawa po skarby dawnych cywilizacji. 5 gier planszowych poleca Adam Węgłowski.

Śpiew mnicha, czyli „Tajemnica opactwa”

Ilu widziałeś grubych franciszkanów w kapturach? A łysych benedyktynów? Dobrze to wszystko zapamiętaj, bo gra toczy się o życie. Aby znaleźć mordercę wśród mnichów w średniowiecznym klasztorze, musisz być szczery jak na spowiedzi, a jednocześnie wiedzieć, kiedy zachować milczenie. Tajemnica opactwa to ni mniej, ni więcej, tylko planszówkowa wariacja na temat Imienia róży Umberto Eco. Wykonana z niezwykłym smakiem i humorem. Czasem trzeba nawet zaśpiewać głosem młodego kleryka, żeby rozwiązać zagadkę kryminalną godną Wilhelma z Baskerville.

Kooperacja, czyli „Pandemia”

Uwaga, światu grozi zagłada! Rozprzestrzeniają się choroby, a zaradzić im mogą tylko różnego rodzaju specjaliści, w których wcielają się uczestnicy gry. Zaraza przenosi się z miasta do miasta, z kontynentu na kontynent. Trzeba działać wspólnie (to gra kooperacyjna!), szybko i odważnie. Nie obędzie się bez wyboru mniejszego zła. Gracze muszą nieźle się sprężyć, żeby świata nie wzięła cholera albo inne diabelstwo. Bo powstała też wersja Pandemii mówiąca o inwazji… Przedwiecznych – starożytnych istot z mitologii Cthulhu, które wypełzły z mrocznych zakamarków wyobraźni pisarza H.P. Lovecrafta.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Coś dla kombinatorów, czyli „Bausack”

Czy da się postawić igłę na jajku? A jeżeli na dodatek będzie się ono znajdowało na równoważni? I jeśli oparte zostanie na śrubce wystającej z kieliszka? Takie fantastyczne możliwości daje gra zręcznościowa Bausack. Wznosi się w niej z przeróżnych drewnianych klocków i klocuszków (w kształcie jajka, igły, śrubki…) coś, co czasem przypomina fantastyczne budowle, a innym razem awangardowe rzeźby. Losujemy i dokładamy, losujemy i dokładamy, byle się nie wywróciło. Duże pole do popisu dla kombinatorów, ryzykantów oraz… złośliwców.

Kup pan dywan, czyli „Marrakesz”

Egzotyczne targowisko z dywanami. Tu się zarabia! Ale konkurencja nie śpi. Wędrujesz po planszy-targowisku, rozkładając swoje dywany. Kombinujesz, jak przysłonić towary rywali, żeby jak najwięcej klientów zaszło właśnie do ciebie. Prosta gra, mało krwiożercza, a wzbudzająca emocje. Do tego małe kolorowe dywaniki i kostka z narysowanymi orientalnymi kierpcami. Marzy mi się jeszcze dodatek do Marrakeszu z latającymi dywanami, jednak – niestety – nikt jeszcze go nie wymyślił.

Złoto albo gruz, czyli „Duch Teb”

Czy jest tu jakiś Indiana Jones? Archeologiczne skarby czekają! Trzeba tylko przebić się przez starożytne zapiski, a potem podjąć decyzję: czego, gdzie (Grecja, Egipt, Mezopotamia?) oraz jak długo mamy zamiar szukać. Nie traćmy czasu i wsiadajmy w aeroplan – konkurencja jest duża! Chwytajmy za łopatę, bo ktoś może nam podebrać co lepsze znaleziska! Przyda się też trochę szczęścia, ponieważ na stanowiskach archeologicznych grzebiemy nie w piasku, a w woreczkach z żetonami, z których możemy wylosować zarówno cenne artefakty, jak i zwykły gruz. Uwaga! Jeśli podczas wykopalisk uda się coś znaleźć, warto zorganizować wystawę, aby dostać dodatkowe punkty. Patriotycznie można ją przygotować nawet w Warszawie.

 

Czytaj również:

Pomidory i ogórki
i
zdjęcie: Anastasiia Chepinska/Unsplash
Rozmaitości

Pomidory i ogórki

Grzegorz Uzdański

Plasterek ogórka, plasterek pomidora, same na talerzu. Teraz musiałem zdecydować, kto zwycięży w bitwie. Oto gry i zabawy z mojego dzieciństwa i wczesnej nastoletniości.

Lato to odpoczynek, a odpoczynek to zabawa. Moje gry i zabawy często były jednoosobowe, bo w dzieciństwie oraz wczesnej nastoletniości moje życie towarzyskie przedstawiało się dość ubogo. To znaczy, czasem istniało; tu chciałbym przypomnieć: wideowagary u kolegi (oglądaliśmy bardzo zły horror Kleszcze, bardzo złą komedię Szpieg bez matury, a także bardzo złego pornosa – tytułu nie pamiętam – na którym w dodatku magnetowid się zaciął i przez chwilę był stres, że gdy rodzice kolegi wrócą, zobaczą, CO OGLĄDALIŚMY), wspólne zjeżdżanie (raz) na sankach z „Góry Śmierci” na warszawskiej Agrykoli albo bandę „Hot dogów” (potem zmieniliśmy nazwę na „Obiad”), do której należałem podczas wakacji w Jadwisinie. Ale często też nie istniało, musiałem więc wymyślać sobie zabawy sam. Przy użyciu wyobraźni zaprzęgałem do gry nie tylko zabawki, lecz także przedmioty codziennego użytku, takie jak warzywa.

Czytaj dalej