Właściwie moja Joanna po raz pierwszy powiedziała, że jestem romantyczny dopiero wtedy, kiedy spostrzegła, że używam Windowsa XP – dlatego już następnego dnia zainstalowałem Windowsa 98 i, nie bez satysfakcji, znów to usłyszałem.
Niedługo potem sprzedałem komputer i kupiłem commodore’a; urocza melodia z „Super Mario Bros” wypełniła nasze mieszkanie. Wydawało mi się, że Joanna jest zachwycona.
Mniej więcej w tym czasie uzależniłem się od walkmana: nagrywałem kasety, niektóre z nich dając mojej ukochanej w prezencie. Oczywiście te z najlepszymi kawałkami z radia.
Wkrótce jednak rozpocząłem bardziej zdecydowaną wędrówkę w głąb ludzkiej historii.
Pewnego dnia zniknąłem w naszej garderobie, aby po chwili pojawić się z szablą u pasa i z przystrzyżonym wąsikiem. W dłoniach trzymałem pochodnię.
Pamiętam też bardzo wyraźnie, jak przy jakiejś specjalnej okazji, bodaj w naszą rocznicę, poszliśmy do opery i nie chciano mnie wpuścić, ponieważ miałem na sobie zbroję tytanową.
I nie przestawałem, brnąłem dalej w przeszłość, coraz gwałtowniej pokonując rozmaite epoki, i wydawało się, że moje szaleństwo nie będzie mieć końca. Pragnąłem komplementów, nieustannych zapewnień o tym, że jestem wrażliwy i uroczy, nie zdając sobie sprawy z własnej słabości, która leżała u źródeł tego pragnienia.
Dopiero gdy zwolniłem mieszkanie, budując nam uprzednio szałas, i przygotowałem maczugą śniadanie – dopiero wtedy zorientowałem się, że coś nie gra, że coś jest nie tak, że chyba coś się w naszym związku psuje.
Myślę, że opamiętałem się w porę.
Obecnie staram się zachować równowagę pomiędzy różnymi wymiarami czasu. To była dla mnie ważna lekcja.