Historyjka – Joanna
Rozmaitości

Historyjka – Joanna

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Właściwie moja Joanna po raz pierwszy powiedziała, że jestem romantyczny dopiero wtedy, kiedy spostrzegła, że używam Windowsa XP – dlatego już następnego dnia zainstalowałem Windowsa 98 i, nie bez satysfakcji, znów to usłyszałem.

Niedługo potem sprzedałem komputer i kupiłem commodore’a; urocza melodia z „Super Mario Bros” wypełniła nasze mieszkanie. Wydawało mi się, że Joanna jest zachwycona.

Mniej więcej w tym czasie uzależniłem się od walkmana: nagrywałem kasety, niektóre z nich dając mojej ukochanej w prezencie. Oczywiście te z najlepszymi kawałkami z radia.

Wkrótce jednak rozpocząłem bardziej zdecydowaną wędrówkę w głąb ludzkiej historii.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pewnego dnia zniknąłem w naszej garderobie, aby po chwili pojawić się z szablą u pasa i z przystrzyżonym wąsikiem. W dłoniach trzymałem pochodnię.

Pamiętam też bardzo wyraźnie, jak przy jakiejś specjalnej okazji, bodaj w naszą rocznicę, poszliśmy do opery i nie chciano mnie wpuścić, ponieważ miałem na sobie zbroję tytanową.

I nie przestawałem, brnąłem dalej w przeszłość, coraz gwałtowniej pokonując rozmaite epoki, i wydawało się, że moje szaleństwo nie będzie mieć końca. Pragnąłem komplementów, nieustannych zapewnień o tym, że jestem wrażliwy i uroczy, nie zdając sobie sprawy z własnej słabości, która leżała u źródeł tego pragnienia.

Dopiero gdy zwolniłem mieszkanie, budując nam uprzednio szałas, i przygotowałem maczugą śniadanie – dopiero wtedy zorientowałem się, że coś nie gra, że coś jest nie tak, że chyba coś się w naszym związku psuje.

Myślę, że opamiętałem się w porę.

Obecnie staram się zachować równowagę pomiędzy różnymi wymiarami czasu. To była dla mnie ważna lekcja.

 

Czytaj również:

Historyjka – Indiana Jones
i
Cyryl Lechowicz
Doznania

Historyjka – Indiana Jones

Tomasz Wiśniewski

W roku 1943 amerykański archeo­log i antropolog, dr Indiana Jones z Princeton University, wpadł w posiadanie bogato zdobionego antycznego talizmanu. Odczytał zapisane na nim greckie imię Epifanesa.

Prędko skojarzył je z rytuałem sekty gnostyckiej karpokratian, która żywiła pewien ekscentryczny pogląd: ilość grzechów, jaka przypada na życie jednego człowieka, jest skończona. A skoro tak, rozumowano, im szybciej wykonamy wszystkie złe uczynki, tym prędzej dojdziemy do świętości. Sekta ta, jak można się domyś­lić, nie miała dobrej opinii. Oddawajmy się rozpuście, mogła brzmieć jej dewiza: któregoś dnia, po którejś z libacji, po którymś morderstwie, po którejś z orgii obudzimy się zbawieni.

Czytaj dalej