Otrzymałem od znajomego numer telefonu do pewnego przywódcy duchowego, wybitnego nauczyciela odwagi i wyzbywania się egocentryzmu. Uznałem, że brzmi to świetnie: kto nie chciałby się tego wszystkiego nauczyć?
Umówiliśmy się o północy w ciemnej uliczce na przedmieściach. Pojawił się punktualnie; chwilę staliśmy w ciszy. Po kilku minutach w naszym polu widzenia pojawiła się ogromna maciora z młodymi; kiedy nas zauważyła, naparła na nas z wielką mocą.
Zerwaliśmy się do ucieczki; to był wściekły bieg poprzez liczne miejskie przeszkody. Raz się przewróciłem, ale mój nauczyciel biegł przede mną i ani razu nie obejrzał się za siebie.
Kiedy wreszcie uciekliśmy i złapaliśmy oddech, zapytałem go, jakim cudem jego zachowanie miało mnie nauczyć odwagi.
Usłyszałem taką odpowiedź:
„Gdybym nie uciekł i powstrzymał atak maciory, mógłbym nie poradzić sobie z dumą i z poczuciem triumfu. Uciekając przed maciorą, uciekałem przed swoim największym wrogiem: przed sobą. I zwyciężyłem, znów pokonałem siebie, choć przyznaję, że pokusa, by uratować ciebie, była naprawdę silna”.
Przyznaję, że to wyjaśnienie zrobiło na mnie wrażenie.