Lepiej unikać Lepiej unikać
Rozmaitości

Lepiej unikać

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Doktor George Hamilton z University of Cambridge jako pierwszy człowiek na świecie – po, przypomnijmy, kilkudziesięciu stuleciach rozumowej spekulacji, licząc od jońskich filozofów przyrody i myślicieli z Indii i Chin – uchwycił całą prawdę o świecie w ramach jednej zadowalającej teorii. Wszystko zaczęło się od przypadku: rozważał pewną hipotezę, obalił ją, zauważył, że coś odwrotnego względem tej hipotezy brzmi zachęcająco; przez pół nocy rozwijał tę myśl; przez kolejne pół próbował wynaleźć argumenty przeciwne tej myśli; wreszcie, pobudzony do granic możliwości, znalazł to: znalazł i sformułował ogólną teorię wszystkiego. Publikacja wniosków, do których doszedł, stała się sensacją na całym świecie: oto wreszcie wiemy wszystko, oto w języku udało się oddać to, co naprawdę istniejące, i eo ipso ostatecznie odróżnić to coś od tego, co nie istnieje.

To wielkie szczęście, że polscy czytelnicy nareszcie otrzymują ten tekst w świetnym przekładzie. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że lektura Hamiltona to ostateczny koniec wszelkiej niepewności i że to nic innego jak upragniony spokój umysłu.

Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy odkładamy książkę na bok, wówczas bowiem dopadają nas wątpliwości, czy dobrze zapamiętaliśmy tekst, i zaczynamy odczuwać niejaki dyskomfort. Ktoś mógłby powiedzieć, że to jedyna niekorzyść płynąca z czytania tego dzieła, ale twierdzę, że jest ona na tyle intensywna, tak generująca lęk, który niemal graniczy z obłędem, iż jako recenzent czuję się w obowiązku stanowczo odradzić wszystkim lekturę rozprawy Hamiltona, pomimo jej dobrej sławy i niewątpliwych zalet filozoficznych i naukowych.

Czytaj również:

Nowa nadzieja polskiej poezji Nowa nadzieja polskiej poezji
Rozmaitości

Nowa nadzieja polskiej poezji

Tomasz Wiśniewski

Oto stoi przed nami czarny koń krajowej liryki erotycznej. Stoi i rży: gęsta para bucha mu z nozdrzy. Debiutancki tom tego wściekłego poety składa się z 23 wierszy. Podmiot liryczny w każdym z utworów zwraca się w drugiej osobie do swej niegdysiejszej kochanki. Jak domyśla się czytelnik, było ich równe 23, ale niewykluczone, że gdzieniegdzie adresatka wiersza się powtórzyła, choć została odmalowana za pomocą zupełnie odmiennych metafor.

Każdy wers Dzieł rozebranych tchnie siłą gwałtownej wyobraźni. Nabuzowana rytmika utworów Krajewskiego przywodzi na myśl pociąg przejeżdżający nocą przez stację, na której się nie zatrzymuje, choć, zgodnie z rozpiską, powinien. Moc przekazanej rymem tęsknoty niekiedy zbija z nóg. Należy także przyznać, że pamięć do ulotnego szczegółu (jak w wierszu Pieśń o rozpłaszczonym stoliku nocnym, w którym podmiot liryczny obrywa patelnią w szczękę) wyciska niekiedy łzę z wrażliwych, recenzenckich oczu.

Czytaj dalej