Wyjątkowa rozmowa z Eusebiem Palladinem, twórcą głośnej autobiograficznej książki Krzyk nieznośnej ciszy poświęconej życiu w nawiedzonym domu.
Tomasz Wiśniewski: Jak się to wszystko zaczęło?
Eusebio Palladino: Któregoś dnia nabrałem oczywistego poczucia obecności. Nagle wiedziałem, że w moim mieszkaniu zadomowiło się sporo istot, których natury nie mogłem poznać. Gdy myłem zęby, czułem się obserwowany. Wstydziłem się myć czy przebierać.
Czy udało się Panu zobaczyć te zjawy?
Nie. Za wszelką cenę unikały kontaktu ze mną. Używałem luster, kryształów, kul, rozmaitych technik „wywoływania duchów”, szamanizmu – wszystkich tradycyjnych, jak się okazuje, przesądnych metod – bez oczekiwanych rezultatów. Wiedziałem tylko, że tych zmor jest wiele i z jakichś powodów traktują moje mieszkanie jak swoje, organizując w nim spotkania, zapraszając gości, obchodząc swoje święta.
Rozumiem, że najadł się Pan przy tym sporo strachu?
Tak, dochodziło do licznych załamań nerwowych, chociaż najczęściej czułem coś w rodzaju… upokorzenia.
Bo nikt nie lubi nieproszonych, obcych w swoim domu?
Pod względem prawnym to złożona sytuacja; nie mogłem liczyć na pomoc państwa. Jednak upokorzenie wynikało z czegoś innego. Ja sam mam osobowość ekstrawertyczną, lubię rozmawiać. Od pewnego momentu nie bałem się, lecz chciałem już tylko się dowiedzieć, czego ode mnie chcą i dlaczego wybrały moje mieszkanie. Ale te zjawy, żyjąc ze mną, wciąż milczały i kompletnie mnie ignorowały.
Wiemy z filmów, że istnieją pogromcy duchów.
Najczęściej to niestety naciągacze z infantylnymi wyobrażeniami o ożywionych postaciach w białych prześcieradłach. W rzeczywistości byty, które nazywamy duchami, są znacznie bardziej subtelne, nieokreślone i niewyobrażalne.
Nie myślał Pan o wyprowadzce?
Nie spocznę w swoich wysiłkach, dopóki nie poznam prawdziwej natury tych istot i celu pobytu w moim mieszkaniu. Ich obecność stała się ważną częścią mojego życia. Szczerze mówiąc, nie potrafię już wyobrazić sobie siebie bez nich. Choć zabrzmi to niedorzecznie, mam ochotę nazwać je… moją rodziną. Jest coś jeszcze. Ich uparte ignorowanie moich prób nawiązania kontaktu zmusiło mnie do postawienia sobie pytania, na które za wszelką cenę muszę znaleźć odpowiedź: czy moje istnienie jest tak nieistotne? Czy zjawy są bardziej rzeczywiste ode mnie?