Mały reportaż – 1/2017 Mały reportaż – 1/2017
Rozmaitości

Mały reportaż – 1/2017

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Nie bez ekscytacji wreszcie udało mi się odwiedzić słynne miasteczko Yrógod, położone na dalekim południu (nie pamiętam którego kraju). Jak wiadomo, jego mieszkańcy mają jedną zasadę: stopą nigdy nie dotykają ziemi. I muszę przyznać, że wszystko, co się o nich mówi, jest prawdą: przeskakują z drzewa na drzewo lub pomiędzy słupami telegraficznymi, sypiają na hamakach, a posiłki jedzą, zwisając z gałęzi jak nietoperze. Zapytałem jednego z tubylców: „Skąd ten upór?”. I usłyszałem: „W ten sposób jesteśmy bliżej Boga”. 

Wracając pociągiem z Yrógod, pomyliłem przystanki i wysiadłem w malowniczej wsi, której nazwy również nie mogę sobie przypomnieć. Panowała tam szokująca grzeczność. Ludzie przepraszali krzesła za to, że na nich siadali. Gdy na drodze dostrzegli brudny kamień, to go czyścili. Rozmowy, jakie tam prowadzono, nie zawierały w sobie niczego innego prócz pozdrowień (z tego powodu, niestety, nie mogłem wysondować za wiele o codzienności tubylców). Widziałem na własne oczy, jak ktoś, wyciągając wiadro wody, wrzucił do studni ogromną sakwę złota. Nocami straszy się tam dzieci starożytną (rzekomo) opowieścią o człowieku, który usiadł na czyimś kapeluszu. Kiedy tylko dowiedziano się o mojej pomyłce, zamówiono specjalną lokomotywę (na koszt gminy), którą powróciłem do domu. 

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Po powrocie szybko postrzegłem, że dzielnica, w której mieszkam, zmieniła się nie do poznania. Nastąpiło tu jakieś przekształcenie obyczajów, cudaczne odwrócenie porządków. Ludzie na chodnikach chodzą za rękę albo stoją do siebie przytuleni. Jeśli pada deszcz, pod jedną parasolką trudno znaleźć mniej niż trzy pary zakochanych. Z okien co chwila wylatuje samolot z papieru, w którym znajduje się jakiś intymny liścik. A jednak pomimo tych zabawnych dziwactw, mówię sobie w duchu: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”, i pewnie mam rację.

 

Czytaj również:

Mały reportaż – 1/2018 Mały reportaż – 1/2018
Rozmaitości

Mały reportaż – 1/2018

Tomasz Wiśniewski

Nowy numer „Przekroju” zbliżał się wielkimi krokami, a ja wciąż nie miałem pomysłu na swój reportaż. Spacerowałem po Sopocie w poszukiwaniu muz; udałem się do jakiejś knajpki. Z powodu przygnębienia miałem ochotę napić się czegoś mocniejszego i zamówiłem grog.

Dopijałem swoją szklankę, kiedy drzwi otworzyły się i wszedł kapitan. Wskazał na mnie palcem i powiedział krótko:

Czytaj dalej