Miłość bliźniego? Obłęd! Miłość bliźniego? Obłęd!
i
"Chrystus dźwigający krzyż", 1510–1516 lub 1535 r., Hieronymus Bosch lub jego naśladowca, Museum voor Schone Kunsten w Gandawie; zdjęcie: domena publiczna
Rozmaitości

Miłość bliźniego? Obłęd!

Grzegorz Uzdański
Czyta się 5 minut

Sauron, dawny władca Mordoru, udzielił nam ekskluzywnego wywiadu, w którym wyznał, co sądzi o naukach Jezusa.

Sauron zaciąga się głęboko papierosem. W jesiennym słońcu wygląda na zmęczonego i postarzałego. Kiedy pożółkłymi od tytoniu palcami ujmuje niedopałek i bezwiednie poprawia rozciągnięty sweter, trudno uwierzyć, że kiedyś siał postrach w Śródziemiu. „Mam to dawno za sobą” – kwituje pytanie o przeszłość.

Nie jest zresztą dla mnie niespodzianką, że Sauron nie chce rozmawiać ani o wojnie o Pierścień, ani o „wielkim kłamcy”, jak nazywa J.R.R. Tolkiena – wiem to od innych odprawianych z kwitkiem reporterów. Ożywia się dopiero wtedy, kiedy mówię mu, że przyszedłem spytać, co sądzi o innych wielkich postaciach w dziejach świata, i że chciałbym zacząć od Jezusa Chrystusa. „Tego słabeusza? – burczy gniewnie. – Nie można by o Cezarze? Hernánie Cortésie? Hitle…?”.

W tym momencie mu przerywam, mówiąc zdecydowanie, że dzisiaj chciałbym porozmawiać o Jezusie (wypowiadając tę frazę, czuję się jak uliczny ewangelizator z amerykańskich memów). O dziwo, Sauron cichnie. Te wszystkie lata, kiedy – mówiąc słowami Gandalfa Białego – zmienił się w „nędznego złego ducha, który w ciemności wciąż sam siebie zżera, nie mogąc na nowo przybrać kształtu i rosnąć” (tłum. Maria Skibniewska), stępiły jego butę. Zapala kolejnego papierosa i rzuca przepraszająco: „Uzależniłem się”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

 

„Przekrój”: Co Pan sądzi o naukach Jezusa?

Sauron: Niestety, jego obłęd rozplenił się jak zaraza. Pamiętasz, jak zaatakowali ich strażnicy i ten jego sługa… Który to był?

Miał na imię Piotr. I w zasadzie to był raczej uczeń.

Uczeń?! Nie sil się na żarty. Ja też miałem w Mordorze wielu uczniów, he, he! Więc ten jego sługa odciął ucho strażnikowi – dobry sługa, bronił pana! Solidny cios! Wprawdzie go nie zabił, ale okaleczenie to moim zdaniem zawsze dobry początek. A co robi ten słabeusz, Jezus? Sługę karci, ucho leczy – no po prostu wszystko postawione na głowie. Czego się zresztą spodziewać po szaleńcu, który mówił (Sauron wykrzywia się z pogardą) o nadstawianiu drugiego policzka? No, czego się po nim spodziewać?

Nie wiem.

To było pytanie retoryczne: niczego dobrego! Przecież to już obłęd, który przewyższa szaleństwo Fingolfina, głupotę Ar-Pharazôna Złotego! Gdybym ja nadstawiał drugi policzek…

Skoro już o tym mówimy – co Pan sądzi o koncepcji miłości bliźniego?

Phi! Jeden wielki obłęd! Wiesz, kto mówi o miłości? Ten, kto się boi walczyć o swoje, bo gdyby się nie bał, toby walczył, a nie o miłości gadał! (Zapala się na nowo). I jaki znowu „bliźni”? Czy Gondorczycy to byli moi bliźni? Albo elfy? Przypłynęły do Śródziemia i jak się zaczęły rządzić! Te obyczaje swoje, te śpiewy jakieś głupie! (Sauron przedrzeźnia elfy, śpiewając sztucznie wysokim głosem). Gilthoniel, gilthoniel… Szwargotanie jakieś! A ludzie się na to zgadzali, bo lembasy smakowały! Lembasy sobie chwalili, a w wojnie kulturowej przegrywali! A ja od początku mówiłem: nawet jeśli lembasy smaczne, to czym to się skończy? Oddzielnymi strefami z elfickim prawem! I proszę, Lórien, Rivendell – przecież tam strach było iść bez Balrogów! Głupstwo, obłęd!

Chciałbym jeszcze wrócić do postaci Jezusa.

A do czego tu wracać? Słabeusz i tyle! Weźmy tę historię z kobietą cudzołożną. Ma ze sobą grupę ludzi: odważnych, zasadniczych, gotowych do przemocy, ci ludzie mają kamienie, czyli już jest to zaczątek armii. Ta armia jest na jego rozkazy, mówią do niego „Nauczycielu”, a ten co? (Sauron przedrzeźnia Jezusa, szczebiocząc sztucznie wysokim głosem). „Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”… Obłęd! Obłęd! Jak zwyciężać w bitwach bez rzucania kamieniami? Głazami? Głowami martwych przeciwników? No więc nagadał im takich rzeczy i co osiągnął – wszyscy odłożyli kamienie i sobie poszli, nawet jej nie zabili!

Czy jest w Jezusie coś, co Pan pochwala?

Hmm, u niego nic. Ale pewna część jego następców na pewno zasługuje na pochwałę. Odnieśli sukcesy wojenne… Na przestrzeni wieków… Nawet dzisiaj zresztą – ja się z wypowiedziami części biskupów w Polsce bardzo solidaryzuję! Bardzo! Że walczą z tym (Sauron krzywi się) LGBT na przykład – to jest odwaga, to jest mądrość! Przecież to wbrew naturze! Ja miałem armię z milionów orków i ani jednego orka geja tam nie było! A gdyby był, tobym go osobiście z armii wyrzucił, osobiście. Przecież to jest… (szuka słowa) niemoralne! Tak, niemoralne! I jeszcze te ich barwy, tęcza jakaś jaskrawa! Jak elfy zupełnie! Zamiast gustownej czerni, szarości… Dlatego ja się zgadzam z tymi biskupami, którzy mówią, że trzeba walczyć z tęczową zarazą, bardzo się zgadzam. Cieszę się też, że Kościół w Polsce często chce mieć wpływ na władzę. I nie tylko chce – w istocie to czyni! Wpływa! Wyraźnie wpływa! To rozumiem – potężna siła, która rządzi ludźmi! To jest jakiś cel!

To, co Pan mówi, nasuwa mi skojarzenia z mową Wielkiego Inkwizytora u Dostojewskiego…

Szczerze? Nie czytałem. Dostojewski mnie nudzi. Wolę literaturę wojenną, batalistyczną. Ludlum, Clancy, Kraszewski – takie pozycje. Jakaś walka, bitwy. A nie tylko gadanie i gadanie, jak to komuś dusza cierpi. Nieszczęśni głupcy!

Rozumiem. Czy jeszcze jakiś kierunek we współczesnym chrześcijaństwie się Panu podoba?

Istnieje nurt „chrześcijanie z bronią”, on się zaczął chyba w Ameryce, „christians with guns”. Ten nurt bardzo mi się podoba, bo ja lubię broń. Najbardziej białą – miecze, buławy – ale przyznaję, że palna jest dużo skuteczniejsza. Gdybym miał parę karabinów maszynowych, inaczej by się to wszystko potoczyło, jak kaczki bym ich powystrzelał… (Milknie, znów smutnieje. Po chwili otrząsa się jednak z zamyślenia). Tak więc chrześ­cijanie z bronią bardzo są ciekawi, bardzo, popieram. Ale znowu: czy temu głupcowi, Jezusowi, by się to spodobało? No, to chyba znowu jest pytanie retoryczne, ha, ha! (Śmiech przechodzi w kaszel, Sauron owija się ciaśniej swetrem i sięga po kolejnego papierosa, zapala). Khh, khh!!! Obłęd, szkodliwy obłęd, i tylu ludzi za nim poszło… Dlaczego?… (Mamrocze do siebie, coraz ciszej i szybciej, jak gdyby zapomniał, że wciąż jestem w pokoju). Takie wpływy… Gdybym miał karabiny… Ale władzę umieją trzymać, umieją… Słabeusz…

Dziękuję za rozmowę. Do widzenia.

 

Czytaj również:

Za kogo mnie uważacie? Za kogo mnie uważacie?
i
Leonardo da Vinci, „Zbawiciel świata (Salvator Mundi)”, 1506–1513 r., kolekcja prywatna; zdjęcie: domena publiczna
Żywioły

Za kogo mnie uważacie?

Byron L. Sherwin

Kim mógłby być Jezus dla wyznawców judaizmu? Nieortodoksyjna, ale chwytająca za serce propozycja amerykańskiego rabina.

Chociaż klasyczne źródła żydowskie uważają Jezusa za fałszywego mesjasza, sądzę, że Jezus nie był fałszywym mesjaszem, lecz mesjaszem, któremu się nie powiodło.

Czytaj dalej