Krokusy
Przyszła wiosna – czas krokusów. Wybrałem się na spacer do Łazienek, szukając pierwszych kwiatów. Obszedłem pół parku, ale krokusów nie było. Wróciłem do domu i zmęczony położyłem się spać. Czy krokusy jeszcze nie zakwitły, czy też wszystkie były w tej drugiej połowie Łazienek, której nie przeszukałem? Nie wiem.
Lalki i ludzie
Przez długie lata bałem się ludzi. Lęk był tak przemożny, że zatrzymał mnie w domu na dobre; myśl o jakichkolwiek kontaktach z innymi stała się nierealna. A jednak! Przyszedł czas, kiedy postanowiłem to zmienić. Przez Internet zamówiłem lalki, żołnierzyki, gumowe ludziki. Trenowałem na nich rozmaite modele interakcji, podkładałem im głosy, kłóciłem się z nimi, byłem asertywny, uprzejmy, ujmujący. W końcu, gotowy na wszystko, wyszedłem na zewnątrz. Niestety, ludzie wyglądali i zachowywali się zupełnie inaczej niż moje lalki. Szybko uciekłem do domu i więcej go już nie opuściłem.
W pizzerii
W sobotę wybrałem się na obiad do pizzerii. Jako że miałem chęć na coś ostrego, zamówiłem diavolę z dodatkowym pieprzem. Pierwszy kęs – i nic nie czuję. Poprosiłem o doostrzenie pizzy papryczkami habanero, dorset naga i trinidad scorpion butch T. Wciąż nic, jakby pizza nie miała smaku. Dokupiłem kubeł świeżych papryczek i butelkę tabasco. Gryzłem i popijałem, obficie krwawiąc, a jednak do samego końca nic nie poczułem. Trudno mi polecić tę pizzerię amatorom ostrych smaków!
Serial
Wciągnęliśmy się z narzeczoną w serial. Każdego dnia niecierpliwie czekaliśmy na wieczór, żeby obejrzeć kolejny odcinek. W pracy wysyłaliśmy sobie SMS-y i wiadomości na czacie, komentując rozwój wydarzeń i przewidując, co będzie dalej. Po skończonym sezonie od razu zaczynaliśmy następny. Aż serial skończył się na dobre. Szybko zorientowaliśmy się, że poza nim nic nas nie łączy, i rozstaliśmy ze sobą.
Smartfon
Skończyła mi się umowa, dostałem więc od operatora nowego smartfona. Gdy oglądałem go na wystawie, wydawał mi się nowoczesny i elegancki. Kiedy jednak w domu odpakowałem go z pudełka, okazał się wielkim, nieporęcznym aparatem z tarczą numerową i poskręcanym jak sprężyna kablem dyndającym ze słuchawki. „Co do jasnej cholery!” – pomyślałem. Poszedłem wymienić go w salonie na upatrzony wcześniej model. W salonie zaległa mgła.