Często w historii światowej mistyki pojawia się zalecenie, że aby się wyzwolić, poznać świętość, posiąść moc, ujrzeć Boga, należy wyjść poza ograniczające ramy przeciwieństw, takich jak dobre i złe, czyste i nieczyste.
Być może najbardziej konsekwentni w tym przekonaniu byli kapalikowie (skt. kāpālika – „noszący czaszkę”) – sekta indyjska, o której najwcześniejsze informacje pochodzą z pierwszych wieków naszej ery.
Żadne święte teksty grupy nie zachowały się do naszych czasów. Jedynie relacje podróżników, głównie arabskich i chińskich, oraz literatura krytycznie nastawionych indyjskich kapłanów pozwalają nam zrekonstruować ekscentryczny świat tej sekty.
Kapalika obsypywał ciało popiołem skremowanych zmarłych, miał poplątane włosy, okrywał lędźwie skórą dzikich zwierząt, ale czasem był nagi. Spał na ziemi, żebrał i wierzył w jednego boga Sziwę, który w jednym z mitów odciął głowę innemu bogu – Brahmie.
Dlatego kapalika, naśladując swojego boga, mógł polować na kapłana bramińskiego, a konkretnie na jego głowę; następnie z tak uzyskanej czaszki tworzył misę do spożywania posiłków. Nawet jeśli czaszka nie pochodziła z ciała bramina, jakąś czaszkę zawsze przy sobie posiadał. Jego dieta nie znała żadnych ograniczeń, w czym przejawiało się absolutne przekroczenie granic tego, co czyste i nieczyste: kapalikowie bowiem niekiedy żywili się na cmentarzach – ciałami zmarłych. A jakby tego było mało, ostentacyjnie zjadali również kał. Miało to umożliwiać uzyskanie siddhi, czyli cudownych mocy magicznych, o jakich zwykli ludzie nie mają pojęcia.
Obok nieodłącznej ludzkiej czaszki innym przedmiotem wyróżniającym kapalika była khatwanga – magiczny kostur; fakt ten uprawomocnia przypuszczenie o jakimś spokrewnieniu tej sekty z tantryzmem.
Oczywiście tabu seksualne również było przez kapalików naruszane poprzez orgiastyczne libacje (alkohol naturalnie pito z czaszek). Zarzucano im składanie ofiar z ludzi i kanibalizm.
Powtórzmy jednak, że była to grupa religijna posiadająca swoje rytuały, techniki medytacyjne, kładąca nacisk na jakiś rodzaj jogi. Tyle że jeśli kapalikowie medytowali, to – zgodnie z logiką przekraczania wszelkich znanych porządków – również na cmentarzach, np. siedząc na czyichś zwłokach.
Z końcem XIX w. znacznie spadła ich liczebność, a może nawet wyginęli. Przetrwała do dziś spokrewniona z nimi grupa aghorów.
ilustracja: Joanna Grochocka