O rzucaniu palenia O rzucaniu palenia
i
Joanna Grochocka
Rozmaitości

O rzucaniu palenia

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 2 minuty

Na początku sądziłem, że nie zaszkodzi spróbować. Zupełnie nie przeczuwałem tego wszystkiego, co to za sobą pociągnie. To zresztą podręcznikowa historia, której ogólny schemat zna każdy – otóż przeprowadziłem się do większego miasta i wpadłem w inne środowisko: nowi znajomi, nowe twarze, nowe głosy… Ciągle słyszałem: "Spróbuj, poczujesz się lepiej".

            No i spróbowałem, choć cały czas przecież czułem się nieswojo, jak gdybym zdradzał dawne ideały. Byłem jeszcze młody i głupi.

            Krótko mówiąc, zacząłem rzucać palenie.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

            Zmieniłem nawyki, przestałem wychodzić na balkon. Piłem dużo wody i czytałem Bohatera o tysiącu twarzy, aby brać przykład z różnych mitologicznych postaci. Trenowałem własną wolę i roiłem o jej potędze. Wyobrażałem sobie siebie – to żenujące, ale jeśli mam być szczery, muszę to wyznać – jako samuraja…

            Nagle stało się. Minęło pół roku – pół roku nie palenia. Chyba rzuciłem na dobre.

            Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę się już wrócić. Widzę na ulicy tych wszystkich, którzy dymią na lewo i prawo, i wiem, że nie należę już do tego świata. Próbowałem kilka razy przekroczyć granicę, lecz bez skutku: krztuszę się i niedobrze mi, wyrzucam papierosa po dwóch zaciągnięciach.

            Moje ciało postawiło barierę, która jest nie do przeskoczenia.

            Teraz jeżdżę na rowerze, chodzę na basen, pachnę przyjemnie albo nie pachnę w ogóle.

Od czarodziejskiego, zamyślonego świata kłębów oddziela mnie gruba, niewidzialna i nieznośna szyba, o którą cały czas rozbijam sobie nos.

Czytaj również:

Fotografka jak żadna inna Fotografka jak żadna inna
i
fotografia: Maria Lubomirska, Sestri Levante, Włochy, 1908; ze zbiorów rodziny Morawskich
Opowieści

Fotografka jak żadna inna

Joanna Kinowska

Właśnie odkurzono archiwa Marii Lubomirskiej. Zeskanowano negatywy oraz odbitki, dzięki czemu ukazał się nowy prywatny mikrokosmos. Z takich ukrytych w skrzyniach światów utkana jest historia fotografii.

Zdjęcia odnalazła rodzina. To trochę więcej niż prywatne fotografie, a trochę mniej niż retrospektywa twórczości mistrzyni fotografii tamtych czasów. Fotografie wyglądają na wykonane spontanicznie na własny użytek, mogły więc się zapodziać w domowych archiwach, nie zwracając większej uwagi. Na strychu, w skrzyniach, pudłach, pudełkach, teczkach. Pod grubą warstwą kurzu. Albo tkwiły w salonach, tyle że ukryte w albumach czy starych książkach. Może czasem nawet ktoś tam zajrzał, chciał wskazać kogoś z przeszłości, zbłądzić wspomnieniem. Taką przeszłość zwykle ogląda się przy okazji pogrzebów czy innych uroczystości. Pewnie te zdjęcia wydawały się zbyt zwykłe, żeby je pchać w świat. Kogo to może interesować? Jaką to ma wartość?

Czytaj dalej