W ostatnim czasie wycofałem się ze świata i zamknąłem w swojej bibliotece, otoczony literaturą z zakresu dalekowschodniej duchowości.
To oczywiste, że prędzej czy później musiałem zadać sobie pytanie o to, kim byłem we wcześniejszym wcieleniu. Zapewne nie trzeba niczego wiedzieć o historii doktryn indyjskich i chińskich, aby je sobie zadać, ale wtedy nie pyta się na poważnie. Co innego, kiedy całym sercem czytasz o Tybecie i z łatwością wyobrażasz sobie siebie jako wielkiego lamę przeszłości, jako rinpoche o łagodnym i pogodnym spojrzeniu czy jako wyniosłego i surowego opata jakiegoś klasztoru z baśniowym ogrodem…
I nagle przyszła myśl, że aby poznać prawdę o sobie, wykorzystam mediumiczne zdolności mojej Joanny. Poprosiłem ją o udzielenie mi spontanicznej, natychmiastowej odpowiedzi na pytanie, które jej za chwilę zadam. Odpowiedź powinna paść po jednej sekundzie, tak by intelekt nie zaczął jej opracowywać i zniekształcać.
Wziąłem głęboki wdech:
3…
2…
1…
– Kim byłem we wcześniejszym wcieleniu?
Odpowiedź nadeszła błyskawicznie, tak jak powinna:
– Kozą.
No nic, jakoś będę musiał z tym żyć.