Pistacja Pistacja
i
rysunek: Marek Raczkowski
Rozmaitości

Pistacja

Mateusz Kołczinger
Czyta się 4 minuty

W mieszance studenckiej nie ma pistacji. Są rodzynki, orzechy ziemne i laskowe, nerkowce, migdały, ale nie ma przecież pistacji. To zasada równie niewzruszona, co prawa fizyki. Dlatego gdy znalazłem pistację w torebce z mieszanką studencką, nie tylko się zdumiałem, lecz także przez chwilę poczułem jak wybraniec.

Zaraz jednak spostrzegłem, że los potraktował mnie z właściwym sobie poczuciem humoru. Podetknął mi wprawdzie pistację, ale zamkniętą, pozbawioną najwęższej choćby szparki, w którą można by wsunąć paznokieć i rozerwać skorupkę. Zamiast szczeliny było wybrzuszenie – jak zaciśnięte usta krnąbrnego dziecka, które za nic nie chce powiedzieć starszej osobie „dzień dobry”.

Choć wiedziałem, że to bez sensu, mimo wszystko próbowałem jakoś pistację otworzyć: palcami, a potem scyzorykiem. Zabiegi te nic nie dały – oprócz tego, że wpadałem w coraz większą furię. Nie wiedziała jeszcze butna pistacja, jak trudnego wybrała sobie przeciwnika! Choć kupowałem mieszankę studencką, już dawno nie byłem studentem. Pracowałem jako stróż nocny w Instytucie Nauk i miałem klucze do wszystkich laboratoriów oraz warsztatów. Młotki, pilniki, wiertła, prasy hydrauliczne, lance tlenowe, komory ciśnieniowe – całego tego arsenału mogłem użyć i rzeczywiście to zrobiłem.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pistacja jednak przetrzymała te ataki bez najmniejszego uszczerbku.

Zacząłem nawet podejrzewać, że to nie pistacja, tylko jakiś znacznie twardszy i bardziej pierwotny byt. Może któryś z kwarków? Jak wiadomo, jest ich sześć: górny, dolny, dziwny, powabny, piękny i prawdziwy. W Instytucie Nauk – mówiąc między nami – ciągle coś ginie, więc gdyby komuś zawieruszył się kwark, dajmy na to dolny, wcale by mnie to nie zdziwiło. A jeśli – tu zaświtała mi myśl – przypadkiem odkryłem siódmy kwark? Nie, to niemożliwe. Żaden siódmy kwark nie istnieje, toteż nie mógł trafić do mojej mieszanki studenckiej.

Te rozważania uświadomiły mi, że w budynku Instytutu Nauk znajdowało się urządzenie, za pomocą którego na pewno dobiorę się do zamkniętej pistacji. Był to akcelerator, czyli przyśpieszacz cząstek, nazywany tu czasem ironicznie małym zderzaczem. Wbrew temu przydomkowi wcale nie należał do małych, w istocie był olbrzymi – jego kolisty tunel zajmował całe jedno piętro wielopoziomowych piwnic instytutu.

Akceleratora przez ostatnie lata rzadko używano, czasem tylko – ze względu na godną uwagi akustykę – odbywały się w nim próby zakładowego chóru. Był jednak sprawny. Pomalowałem pistację metalizowanym lakierem, aby reagowała na potężne elektromagnesy przyśpieszające cząstki, i wrzuciłem ją do tunelu. Posłusznie poddała się akceleracji, robiąc okrążenie za okrążeniem w coraz szybszym tempie. Przez okienko migały mi co chwila jej wciąż zamknięte, krnąbrne usta i muszę przyznać, że ta niezłomność trochę mi imponowała. Ja sam w podobnej sytuacji zapewne niedługo zachowałbym rezon.

Po stu okrążeniach pociągnąłem w dół wajchę i bum! Pistacja wpadła na boczny tor, gdzie rozbiła się o ścianę. Wkroczyłem do tunelu, aby dokonać inspekcji szczątków. Nie znalazłem jednak kawałków skorupki ani nasiona. Wynik zderzenia był zgoła nieoczekiwany: rozpad zamkniętej pistacji dał w efekcie dwa rodzynki sułtańskie i orzeszek ziemny (które to bakalie natychmiast zjadłem) oraz nieco wymięty banknot dziesięciozłotowy.

Wracając po schodach na górę, zastanawiałem się, jak racjonalnie wytłumaczyć taki przebieg eksperymentu, ale sensowne wyjaśnienie udało mi się uzyskać dopiero wiele lat później dzięki rozmowie z zaprzyjaźnionym naukowcem. Oto do czego doszliśmy: skład mieszanki studenckiej jest ściśle ustalony, więc pojawienie się rodzynków i orzeszka w miejsce pistacji przywróciło po prostu stan naturalny, likwidując anomalię. A dziesięć złotych zgubił jakiś śpiewak lub śpiewaczka podczas próby chóru. W sumie więc nie było w tym wszystkim niczego niezwykłego.

Czytaj również:

Podstęp Podstęp
i
rysunek: Mieczysław Wasilewski
Doznania

Podstęp

Mateusz Kołczinger

Co za śliczna szklana kulka z kolorowym listkiem w środku! Zupełnie jak te, którymi bawiłem się w dzieciństwie. Wzruszony chcę ją podnieść z chodnika, pochylam się, wyciągam rękę i nagle odskakuję. Przecież to nie szklana kulka, tylko oko! Podstępne i drwiące, złe, złe oko!

Ach, ty, paskudne oczysko! Ładnie to tak stroić sobie żarty z przechodniów? Zaraz cię złapię i oduczę głupich dowcipów. Ale oko ucieka. Jest zwinne i szybkie; toczy się slalomem między przechodniami, psami, latarniami i koszami na śmieci, przeskakuje nad studzienkami i krawężnikami. Biegnę za nim i wiem, że muszę je złapać, bo przecież są rzeczy, których nie należy puszczać płazem.

Czytaj dalej