Niespełna 40-letni Edgar Allan Poe ma depresję. Płacze całe noce. Bez ustanku pije. Zażywa opium. 2 listopada 1848 r. faszeruje się laudanum i wsiada do pociągu z Providence do Bostonu. Dla niego ta podróż ma się jednak skończyć zupełnie gdzie indziej. Taki przynajmniej ma plan.
Skąd taki ponury nastrój Poego? Czy tak wpłynęło na niego to, co pisał? Wyszedł z Amerykanina mrok jego własnej twórczości? Był przecież autorem posępnego poematu Kruk, szokującej noweli kryminalnej Zabójstwo przy Rue Morgue czy opowiadania grozy Maska śmierci szkarłatnej. Jednak tworzył przecież również rzeczy z przymrużeniem oka, zabawne i groteskowe. A nawet pouczające. Właśnie w 1848 r. wydał Eurekę – esej o „wszechświecie materialnym i duchowym”. Uważał go za swoje opus magnum, nie zyskał jednak spodziewanego uznania. Znudził lub zbulwersował nawet znajomych pisarza. To jednak był tylko jeden z wielu ciosów, jakie spadły w tamtym okresie na Poego. Kolejna cegiełka w murze.
Przedwczesna śmierć
Niespełna dwa lata wcześniej zmarła Virginia Clemm – kuzynka, którą upatrzył sobie na żonę, gdy jeszcze właściwie była dzieckiem. W chwili ślubu ona miała niecałe 14 lat, Poe zaś prawie dwa razy więcej, bo 27.
Spędzili razem kilkanaście lat. Lecz już na długo przed śmiercią schorowanej Virginii krążyły plotki o romansach pisarza. A gdy stracił żonę, ze zdwojoną siłą uderzyła go samotność. Zaczął smalić cholewy do trzech kobiet naraz: 27-letniej Marie Louise Shew (pielęgnującej wcześniej jego małżonkę), 28-letniej Nancy „Annie” Richmond (żony bogatego przemysłowca) oraz 45-letniej Sarah Helen Whitman (owdowiałej poetki i fanki Poego).
Niestety, Marie Louise zerwała z nim kontakty, bo Eureka… obrażała jej uczucia religijne. Sarah Helen nie zdradzała chęci na kolejne małżeństwo. 2 listopada Poe był więc myślami przy „Annie”. Napisał do niej list z przypomnieniem, że obiecała być przy jego ostatnich chwilach. Po czym sięgnął po dodatkową dawkę laudanum, która miało go zabić.
Bies niezdecydowania
Nic z tego. Jeszcze w urzędzie pocztowym Poe zaczął wymiotować. Złośliwi powiedzieliby, że był w tak złej kondycji, iż nawet samobójstwo mu nie wyszło. Zrezygnowany i zmaltretowany wrócił do Providence. A tam zabrał się za kolejny list: do Sarah Helen Whitman! Chciał, żeby została jego żoną. Najwyraźniej sam nie mógł się zdecydować, co podpowiada mu serce, bo 7 listopada znów napisał… do „Annie”. Stwierdził, że ją kocha i życie bez niej jest udręką. O jego stanie świadczy zdjęcie wykonane 9 listopada w Providence. Pisarz jest na nim wychudzony, blady, z obrzękniętymi oczami zdradzającymi przemęczenie i lęk.
Tymczasem przyparta do muru wdowa Whitman zgodziła się wyjść za Poego. Cóż z tego, skoro kilka tygodni później ktoś życzliwie doniósł jej o romansie przyszłego męża z „Annie”. Niedoszli małżonkowie zerwali zaręczyny i nigdy więcej się nie spotkali. Poe znów był na krawędzi. I nagle coś mu się przypomniało.
W bezdni beznadziei
Marzec 1831 r. Miał 22 lata, był sierotą, nie wiodło mu się w nauce w West Point. Czuł, że nie ma już niczego i nikogo wiążącego z rodzinnym krajem. „Chcę przy pierwszej nadarzającej się okazji udać się do Paryża, aby przy wsparciu markiza La Fayette’a dostać się do polskiej armii” – napisał na pożegnanie do swojego zwierzchnika z wojskowej uczelni. W Polsce trwało właśnie powstanie listopadowe. West Point było uczelnią związaną z postacią Tadeusza Kościuszki i sympatyzującą z Polakami. La Fayette był francuskim bohaterem wojny o niepodległość USA, który w 1831 r. powołał w Paryżu komitet działający na rzecz Polski. Poe nie miał zaś nic do stracenia. Wszystko więc się zazębiało. A jednak Amerykanin nie dotarł do Polski, by wziąć udział w powstaniu. Pewnie wtedy jego życie potoczyłoby się inaczej. Może nawet nie zdążyłby zostać pisarzem, a poległby przy obronie Reduty Wolskiej i nikt nigdy nie usłyszałby o Kruku.
Nie wiadomo, dlaczego Poe nie popłynął do Europy (choć po latach rozpuszczał plotki o swojej podróży do Rosji – prawdopodobnie, by zmylić wierzycieli tropiących go za długi). Możliwe, że w eskapadzie przeszkodziła mu śmierć brata Henry’ego Poego. Ten młody hulaka, wegetujący na granicy alkoholizmu, zmarł na gruźlicę latem 1831 r.
On też miał talent. W jednym ze swoich utworów opisał nawet nastoletnią miłość Edgara – do niejakiej Sarah Elmiry Royster. Niestety, młody absztyfikant nie spodobał się rodzicom wybranki i wydali ją za rzutkiego przedsiębiorcę. Dopiero po śmierci żony Virginii Edgar odnowił kontakt z Sarah Elmirą, która notabene w międzyczasie owdowiała. Po nieudanym samobójstwie w listopadzie 1848 r. i zakończonych klęską próbach wejścia w nowy związek z innymi kobietami Poe zaczął się zaś zastanawiać, czy to nie z dawną nastoletnią miłością powinien spędzić resztę życia.
Serce oskarżycielem
Z Whitman i Richmond pożegnał się wierszami – zatytułowanymi odpowiednio Do Heleny i Dla Ani. Latem 1849 r. spotkał się z Sarah Elmirą i poprosił ją o rękę. Ta odparła, że musi się zastanowić. Nic dziwnego. Jej dzieci sprzeciwiały się temu związkowi. Doszły do niej też słuchy o kłopotach Poego z alkoholem. Trudno nawet nazwać je pijaństwem. Edgar najwyraźniej cierpiał na nietolerancję alkoholu, lecz nie potrafił go odstawić, chociaż już po jednej lampce wina chwiał się na nogach. „Wypił przez całe swoje życie tyle alkoholu, ile współczesny Amerykanin, któremu udało się osiągnąć sukces, wypija w ciągu sześciu miesięcy” – pisał po latach inny autor George Bernard Shaw.
Stara miłość nie rdzewieje. Sarah Elmira postanowiła, że wyjdzie za Edgara. Niestety, ten nagle zniknął. Powtórzyła się historia z listopada 1848 r. Był znów na skraju. Wciąż cierpiał po utracie Virginii, nie mógł pogodzić się z porażką swojej Eureki, zdradzał objawy manii prześladowczej. Znaleziono go pijanego, brudnego i majaczącego w jakiejś tawernie w Baltimore. Zmarł 7 października 1849 r. Nie minął nawet rok od feralnego listopada 1848. Nie wyszedł tamtej jesieni z dołka, przedłużył tylko swoją kronikę zapowiedzianej śmierci.