Sąd przyszłości Sąd przyszłości
Rozmaitości

Sąd przyszłości

Jarosław Gwizdak
Czyta się 3 minuty

Justyna Przekrojska myślała, że z nerwów niczego rano nie przełknie, ale specjalnie skomponowany shake „Przed ciężkim dniem” smakował wybornie. To, że w dzieciństwie rodzice wołali ją Justycja, dziś akurat brzmiało jak ponury żart.

Kod w telefonie, który do­stała zaraz po wniesieniu sprawy do sądu, posłużył jako wirtualny bilet do metra. Sądowa aplikacja mobilna The Mida 2.0, wielokrotnie nagradzana na europejskich targach elektroniki, zyskała właśnie nową funkcjonalność: wybierała najszybszą i najmniej stresującą trasę dojazdu do sądu. Przekrojska uznała, że skoro wymiar sprawiedliwości jest tak zaawansowany technologicznie, to musi mu zależeć na użytkownikach i jednocześnie sponsorach: obywatelach. To było pocieszające.

Jedno z czterech wejść do sądu podświetliło się, gdy wyszła z tunelu metra. „Wejście dla uczestników procesu”. Zupełnie jak na lotnisku, kontrola bezpieczeństwa była szybka i efektywna. Bramki dla przychodzących do budynku w innych sprawach kierowały ich później do właściwych punktów w okazałym gmachu sądu. Uczestnicy rozpraw mieli swój „fast track” – szybkie wejście, kontrolę i zaraz po jej przejściu dostęp do sal rozpraw.

Przekrojska rozejrzała się po holu przypominającym lotniskową halę odlotów. Niemal w tym samym momencie podeszła do niej uśmiechnięta kobieta w T-shircie z napisem „Pomagamy obywatelom”.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

„To pani pierwsza rozprawa w życiu?” – zapytała. Przekrojska przytaknęła. „Jestem tu po to, żeby pani pomóc, a jeśli pani sobie życzy, mogę być z panią również na sali rozpraw. Z badań przeprowadzonych przez Ministerstwo Sprawiedliwości i organizacje monitorujące sądownictwo wynika, że prawie 80% uczestników procesu sprawę w sądzie uważa za jedno z najtrudniejszych doświadczeń życiowych”. Przekrojska znów przytaknęła.

„Pani rozprawa jest w sali nr 14, tutaj na parterze. Mamy jeszcze kilka minut. Toalety są po prawej stronie”. „Jasnowidzka?” – pomyślała Przekrojska. Na drzwiach toalety przeczytała napis: „Dla 75% obywateli najważniejszą informacją w sądzie jest instrukcja, jak trafić do toalety. Nasze toalety są właśnie tu!”. Justycja nawet lekko się uśmiechnęła.

Po chwili wraz ze świeżo poznaną asystentką znalazła się w sali rozpraw, która przypominała pokój narad w jej firmie – było dużo dziennego światła, jasne pastelowe kolory. Okrągły stół stał pośrodku pomieszczenia. Z prawej strony sędziego miejsce dla niej, powódki. Po lewej: prawniczka pozwanego ubezpieczyciela. Każdy uczestnik procesu miał przed sobą tablet z dokumentacją sprawy. Nie było w ogóle papieru.

Sędzia w trzyminutowej wstępnej przemowie prostymi słowami wyjaśnił, o co chodzi w sprawie. Powiedział również, że jej żądania są uzasadnione w 2/3. Mówił jasno, Przekrojska ze zdumieniem zorientowała się, że wszystko rozumie. Zapytana przez sędziego, co o tym myśli, powiedziała szczerze, że 2/3 z sumy, której się domagała, to też całkiem uczciwa kwota za kilka trudnych miesięcy życia ze złamaną ręką.

Prawniczka ubezpieczyciela najpierw się zawahała, ale po chwili lekko się uśmiechnęła. „Faktycznie, tak będzie sprawiedliwie” – podsumowała. Dosłownie po kilkunastu sekundach na tabletach stron pojawił się tekst porozumienia. Obejmowało ono ustaloną kwotę, termin jej płatności i sposób rozliczenia kosztów sądowych. Nie wymagało żadnych poprawek ani wyjaśnień.

Po dokonaniu cyfrowego podpisu porozumienie zostało przekopiowane do folderu z dokumentami na jej smartfonie. Kiedy wychodząc z sądu, spojrzała na ekran telefonu, zobaczyła powiadomienie z banku. Odszkodowanie właśnie wpłynęło na jej konto. Torebka? Wycieczka? Elektryczny skuter? Miała o czym myśleć w drodze do domu.

Science fiction? Utopia? Absolutnie nie. Część wymienionych w tekście rozwiązań istnieje już w sądach na świecie, część z nich była testowana w Polsce. Bo przecież sprawny, efektywny, niezależny i zrozumiały wymiar sprawiedliwości potrzebny jest nam wszystkim. Od zaraz!

Czytaj również:

Na pomoc edukacji Na pomoc edukacji
i
archiwum nr 256/1950 r.
Edukacja

Na pomoc edukacji

Ewa Pawlik

Pogoń za pasjonującymi tematami zawiodła Romana Burzyńskiego na początku 1950 r. aż do Skolimowa, do Pracowni Osteologicznej Państwowych Zakładów Pomocy Szkolnych. Jedno ze zdjęć, które tam zrobił, trafiło na okładkę 256. numeru „Przekroju”. O mężczyźnie na nim przedstawionym wiemy niewiele, o globusach – trochę.

Są to pomniejszone modele ciał niebieskich (niekoniecznie Ziemi!) lub sfery niebieskiej w postaci kuli, na której powierzchni umieszcza się mapę pierwowzoru. Pozwala to uniknąć zniekształceń pojawiających się przy każdej próbie odwzorowania terenu na mapie stanowiącej płaszczyz­nę. Pierwszy globus wykonany został najprawdopodobniej około 150 r. p.n.e. przez Kratesa z Mallos, który przedstawił położenie lądów, bazując w dużej mierze na własnej fantazji oraz barwnych relacjach dzielnych żeglarzy. Najstarszy istniejący globus jest dziełem Martina Behaima i obchodzi w tym roku 528. urodziny. Behaim urodził się w Norymberdze, ale przez kilka lat pomieszkiwał w Liz­bonie, gdzie w tym samym czasie żył Krzysztof Kolumb. Po odkryciu lądu na zachodzie, którego dokonał potencjalny sąsiad niemieckiego geografa Behaima, planetę zaczęto podejrzewać o kulistość. Sęk w tym, że gdy Kolumb żeglował z powrotem do Europy, globus był już gotowy! W Bibliotece Jagiellońskiej przechowywany jest natomiast jeden z najstarszych na świecie globusów, na których widnieje Ameryka podpisana jako America terra noviter reperta, co oznacza: świeżo odkryta.

Czytaj dalej