Smutki uboczne – 4/2018 Smutki uboczne – 4/2018
i
rys. Karyna Piwowarska
Rozmaitości

Smutki uboczne – 4/2018

Piotr Stankiewicz
Czyta się 5 minut

Womeldro – dwuznaczne (a właś­ciwie dość jednoznaczne) uczucie, kiedy ludzie młodsi od nas przeskakują nas na drabince zarówno zawodowej, jak i życiowej. Jakoś tak niepostrzeżenie wszyscy piłkarze stali się młodsi od nas, przestaliśmy to nawet zauważać. Ale potem koleżanka z działu dostaje awans dużo szybciej niż my, mimo że pracuje dwa lata krócej, a jest młodsza o pięć. Ci wszyscy ludzie pojawiają się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jakim cudem są tacy rozgarnięci. A młodszy brat, który zawsze milczał przy obiedzie, nagle ma firmę, żonę, dziecko i drugie w drodze. A my co?

Unrigend – kiedy w tym, co mówimy i jak myślimy, cały czas jest dialog z ludźmi, których dawno nie ma w naszym życiu. Drogi się rozeszły, nie jesteśmy już w kontakcie i nikt nas tutaj nie słucha. A mimo to ciąg­le powtarzamy stare grepsy, nadal cytujemy stare filmy, które oglądaliśmy razem. Idiom, jaki stworzyliśmy z dawnymi przyjaciółmi, okazuje się trwalszy niż relacja z nimi. Czemu wciąż go używamy? Z sentymentu czy po prostu dlatego, że już nie umiemy inaczej? Ten dziwny, intymny, choć nieistniejący związek z ludźmi, z którymi rozstaliśmy się już dawno, jest też autosabotażem w naszym obecnym życiu. Wciąż mówiąc do tych, których już nie ma, stajemy się dużo mniej zrozumiali dla tych, którzy nas lubią i cenią dzisiaj.

Keika – dojmujące, a nagłe poczucie, że jest dużo później, niż się wydawało, że jest za mało czasu, że już nie zdążymy. „Już piętnasta”, „już czwartek”, „już dwudziesty trzeci”. A przecież ledwo co wydawało się, że dzień, tydzień czy miesiąc dopiero się zaczął, że jeszcze tyle czasu przed nami, że jeszcze wszystko jest możliwe. Aż tu nagle wszystko niepostrzeżenie zjadła niewidzialna siła i zostajemy z tym sami: niby dopiero w środku dnia, a już z kacem. Nie wiadomo już nawet, czy opłaca się jeszcze robić to, co planowaliśmy robić. A najtrudniej przyznać, że to żadna niewidzialna siła, lecz my sami jesteśmy winni.

Zoros – poczucie, że inni ludzie są urodzonymi zwycięzcami, że z góry jest oczywiste, a i oni sami są pewni tego, że im się w życiu uda. Wiedzą, że im się należy i idą na pewniaka. Przychodzą na świat i tylko rozglądają się, gdzie i jak tym razem się zrealizuje ta ich ponadczasowa i odwieczna misja zwycięstwa. A my błąkamy się ślepo, szukając to tu, to tam. Zachodzimy w głowę, co tu właściwie robimy i skąd wzięli się ci, którzy tak wierzą, że czekają na nich świetne role.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Bandigen – chwila, w której mijamy point of no return, za którym już tylko goła konfrontacja z tym, czego nie da się odwrócić. Fakt już zaszedł, teraz są jedynie konsekwencje. Na dobre, na złe, na nieprzewidywalne. Jest już nowy świat, który właśnie stał się, i już nie ma powrotu do poprzedniego. „Z chwilą, gdy wypowie słowo accepto, wybrany kardynał zyskuje władzę papieską i może ją wykonywać”. „Poniżej stu stóp nad powierzchnią nie można już przerwać podejścia. Paliwo nie zdąży przepłynąć do silnika stopnia wzlotowego, żeby poderwać statek i uchronić go przed rozbiciem”. „Kiedy główka dziecka minie zakręt na kanale rodnym i przejdzie pod kością macicy, nie może się już cofnąć po zakończeniu skurczu”. 

Deerat – kiedy uświadamiamy sobie, jak niepokojąco wiele rzeczy robimy i myślimy przez wzgląd na toksycznych ludzi, których niby nam się udało zostawić za sobą. Udało się od nich odciąć, zgasić te relacje, zerwać kontakt… a mimo to wciąż się do nich podświadomie odnosimy. Postęp jest jednak dużo trudniejszy, niż się wydaje. Ci ludzie ciągle tkwią w naszej pamięci jak magnetyczny punkt odwołania, który trudno jest wymazać i który wciąż definiuje nas dużo bardziej, niżbyśmy chcieli.

Unwissen – kiedy budzimy się ze snu i z tą niezwykłą, poranną klarownością widzimy jeszcze ostatki tego, co nam się śniło, obrazy, marzenia i wiersze, które są wciąż wyraźnie przed oczami, a których wiemy, że już nie zapiszemy, historie, które czujemy tam, w sercu, a które wiemy, że prysną jeszcze przed porannym prysznicem. Już za kwadrans nie będziemy nic z tego pamiętać, ale teraz mamy przynajmniej świadomość, że tam, niżej, głębiej, jest coś jeszcze, całe to wielkie życie, które jest w nas, ale poza nami, a które ujawnia się w snach i w rzadkich chwilach. Do którego nigdy nie będziemy mieć trwałego dostępu.

Spluor – chwila, w której widzimy kogoś, kto wykonuje pracę ewidentnie nie na swój wiek i etap życia. Kiedy rozwoziciel pizzy zamiast rozrywkowym studentem okazuje się starszym panem, który przecież powinien podwiązywać pomidory na zasłużonej działce pod miastem. Kiedy na kasie w biedronce nie siedzi 18-latek, który dorabia do wyjazdu, ale starsza pani, która powinna wnuki bawić, a nie nabijać czteropaki łomży na kasę. Widzimy to i już niezmywalnie wiemy, że coś gdzieś nam poszło fundamentalnie i niewybaczalnie nie tak.

 

myslnikstankiewicza.pl
 

Czytaj również:

Smutki uboczne – 4/2018 Smutki uboczne – 4/2018
i
rys. Karyna Piwowarska
Rozmaitości

Smutki uboczne – 4/2018

Piotr Stankiewicz

Womeldro – dwuznaczne (a właś­ciwie dość jednoznaczne) uczucie, kiedy ludzie młodsi od nas przeskakują nas na drabince zarówno zawodowej, jak i życiowej. Jakoś tak niepostrzeżenie wszyscy piłkarze stali się młodsi od nas, przestaliśmy to nawet zauważać. Ale potem koleżanka z działu dostaje awans dużo szybciej niż my, mimo że pracuje dwa lata krócej, a jest młodsza o pięć. Ci wszyscy ludzie pojawiają się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jakim cudem są tacy rozgarnięci. A młodszy brat, który zawsze milczał przy obiedzie, nagle ma firmę, żonę, dziecko i drugie w drodze. A my co?

Unrigend – kiedy w tym, co mówimy i jak myślimy, cały czas jest dialog z ludźmi, których dawno nie ma w naszym życiu. Drogi się rozeszły, nie jesteśmy już w kontakcie i nikt nas tutaj nie słucha. A mimo to ciąg­le powtarzamy stare grepsy, nadal cytujemy stare filmy, które oglądaliśmy razem. Idiom, jaki stworzyliśmy z dawnymi przyjaciółmi, okazuje się trwalszy niż relacja z nimi. Czemu wciąż go używamy? Z sentymentu czy po prostu dlatego, że już nie umiemy inaczej? Ten dziwny, intymny, choć nieistniejący związek z ludźmi, z którymi rozstaliśmy się już dawno, jest też autosabotażem w naszym obecnym życiu. Wciąż mówiąc do tych, których już nie ma, stajemy się dużo mniej zrozumiali dla tych, którzy nas lubią i cenią dzisiaj.

Czytaj dalej