Murarze to rdzeń kultury zachodniej. Zawsze oburzało mnie, ilekroć mówiono o murarstwie jako o zawodzie. Nie jest to przecież pierwszy lepszy fach – to prędzej coś w rodzaju powołania, wymagającego nie byle jakich kompetencji.
Pisząc te słowa, siedzę między czterema ścianami, które komfortowo oddzielają mnie od świata, a których przecież sam nie potrafiłbym wybudować.
Nigdy dość słów o moralnym, duchowym i intelektualnym autorytecie tych ludzi, autorytecie, który nie wywodzi się wszak tylko z wolnomularstwa i jego mitycznych początków w średniowieczu. Już starożytni murarze bowiem dzielili się z ludzkością swoją wiedzą o budowie wszechrzeczy, naturze ludzkiej, ukrytych zależnościach fizycznych.
Legendarni majstrowie niejednokrotnie zasłynęli z wielkiej miłości do bliźniego i innych istot, niekiedy prawili kazania sarnom, wróblom czy żubrom.
Ostatnie statystyki, z których wynika, że pewien odsetek murarzy dopuszcza się przestępstw seksualnych, jest bolesnym ciosem wymierzonym w naszą cywilizację, wielkim rozczarowaniem wywołującym zwątpienie w przyszły sens budowania. Być może, beton już nigdy nie będzie taki sam.