
Amerykański dziennikarz, wieloletni korespondent „New Yorkera” w Chinach, który w 2011 r. przeprowadził się wraz z rodziną do owładniętego rewolucją Egiptu, mówi o sytuacji społeczno-politycznej we współczesnym Egipcie i swoim najnowszym reportażu.
Aleksandra Lipczak: Po napisaniu czterech głośnych i nagradzanych książek o Chinach autor nagle przeprowadza się na pięć lat do Egiptu. Ciekawe posunięcie.
Peter Hessler: Mieszkałem w Chinach przez 11 lat, moja żona, która również jest dziennikarką – 10. Oboje uwielbiamy żyć w tym kraju i o nim pisać, ale w miarę jak nasz pobyt się przedłużał, zacząłem się coraz bardziej niepokoić. Nie chciałem spędzić całego życia, zajmując się tylko Chinami.
Dlaczego?
Kiedy pisze się o politycznie skomplikowanych miejscach, dobrze mieć alternatywny scenariusz na wypadek, gdyby zostało się zmuszonym do wyjazdu i nie mogło wrócić. To całkiem możliwe, w każdej chwili możesz przecież zostać wyrzucony z kraju, bo akurat podpadłeś władzom. Jeśli zainwestowałeś w jakieś miejsce całe swoje życie, żeby po 20 latach zostać z niczym, może to być naprawdę druzgocące doświadczenie. Nie chciałem więc zależeć od Partii Komunistycznej. Chciałem też pokazać sobie, czytelnikom i wydawcom, że potrafię pisać także o czymś innym niż Chiny. Było to bardzo ważne dla mojej wolności jako pisarza. Inną kwestią było poszerzanie perspektyw. Dotarłem do punktu, kiedy czułem się w Chinach komfortowo i sporo o nich wiedziałem, ale mój świat ograniczał się właściwie tylko do nich i do USA. Pomyślałem, że dobrze będzie pojechać do zupełnie innej części świata i poznać trzecią kulturę. Że pomoże mi to zrozumieć nie tylko nowy region, lecz także same Chiny.
„Chcieliśmy czegoś innego niż Chiny. Chcieliśmy poznać język, który będzie fascynujący i bogaty. Lubię ideę miejsc z długą historią, zwłaszcza starożytną, bo lubię archeologię. Ale potrzebowaliśmy też miejsca, które zainteresuje »New Yorkera«” – mówił Pan w rozmowie z magazynem „Longreads”. „Kiedy wybuchła arabska wiosna, stało się dla nas jasne, że tym miejscem jest Kair. Tylko że nigdy tam wcześniej nie byliśmy”. Nie obawiał się Pan tej zmiany jako pisarz?
Pojechałem do Chin jako 27-latek i dopiero wtedy zacząłem się uczyć języka. Wydarzyło się to więc dość późno i nie czuję, żeby Chiny były całym moim życiem czy przeszłością. Tym sednem jest dla mnie samo pisanie. A ono jest