Oszczędność. Wśród podróżników to brzmi dumnie. Zasada jest prosta: im mniej kosztował twój wyjazd, tym bardziej jesteś godny pochwały, podczas gdy płacący więcej są zwykłymi naiwniakami, którzy dali się nabrać. Dobra wiadomość jest taka, że oszczędnościowych strategii istnieje bez liku. Można próbować odgrywać rolę podejmowanego przez gospodarzy gościa, który nie ma nic wspólnego ze zwykłymi turystami, można dojść do perfekcji w sztuce targowania się, można nawet udawać biedniejszego, niż się jest, licząc na litość miejscowych. Zła – że pewne koszty są stałe i trudno je ominąć, a największy z nich to zazwyczaj bilet podróżny. Choć są i tacy, którzy nawet z tym potrafią sobie poradzić.
Jednym z nich jest Brytyjczyk Jordon Cox. Do niedawna był zwykłym 18-letnim chłopakiem nieustannie polującym na zniżki, targującym się o każdego funta, a swoje zakupy uzależniającym od posiadanych kuponów promocyjnych. Nic więc dziwnego, że jakiś czas temu, chcąc wrócić z wakacji w Sheffield do domu w Essex, sprawdził wszystkie możliwości i wyszło mu, że zaoszczędzi w przeliczeniu prawie 35 zł, jeżeli zamiast pociągu wybierze samolot. Tkwił w tym tylko pewien szkopuł: musiał polecieć przez Berlin, nadrabiając dodatkowe 1600 km.
Swoją drogę do domu zrelacjonował na blogu i z dnia na dzień