Bierz łopatę i kop!
i
ilustracja z „Wielkich podróży”, Théodore de Bry, 1596 r., The New York Public Library/Rawpixel (domena publiczna)
Ziemia

Bierz łopatę i kop!

Marta Anna Zabłocka
Czyta się 14 minut

O polityce podwórkowej, łopacie jako narzędziu buntu i wywrotowym potencjale dyni opowiada Witold Szwedkowski, poeta i aktywista Miejskiej Partyzantki Ogrodniczej.

Zacznijmy od uważnego spaceru. Zastanówmy się, co widzimy – ile mijamy drzew, jakie one są, czy je znamy. Partyzant musi rozpoznać teren, na którym działa. Musi oszacować siły wroga – a wrogiem jest betonoza. Musi wybadać najsłabsze punkty i tam atakować – strzelać sadzonkami, wbijać saperkę. Partyzantka nie uderza w urzędników, kierowców czy malkontentów, którym przeszkadzają liście lecące z drzew. Partyzantka jest przeciwko betonozie – połaciom granitu, oceanom asfaltu, rzekom nawierzchni bitumicznych. To one sprawiają, że w miastach brakuje zieleni. A z brakiem zieleni walczymy metodami partyzanckimi.

Marta Anna Zabłocka: Dlaczego akurat „partyzantka”? Zestawienie „partyzantki” z „ogrodnictwem” jest raczej nieoczywiste.

Witold Szwedkowski: Partyzantka kojarzy się z niesubordynacją, z działaniami „na nielegalu”. „Po partyzancku” oznacza dla niektórych „chao­tycznie, niedbale”. Niekoniecznie jednak musi tak być. Partyzantka to działania obywatelskie, samorzutne, oddolne – wynikające ze sprzeciwu. Dowodzi ona powszechnej chęci zmiany. Partyzantami mogą być zarówno ludzie młodzi, czujący gniew i bunt, jak i starsi – uporządkowani, którzy pragną upiększyć rzeczywistość wokół siebie, działając na rzecz swoich dzieci i wnuków.

Miejska partyzantka ogrodnicza to obywatelska odpowiedzialność za zieleń w przestrzeni publicznej, przemyślane zadrzewianie i ukwiecanie otoczenia, by nam – mieszkańcom miast – było lepiej. Nie jest to nic nowego, nie jest to też pomysł polski. Prawdę mówiąc, zetknąłem się z tym terminem wiele lat po rozpoczęciu swojej działalności. I chociaż partyzantów jest wokół mnóstwo, trzeba czasami nadać nowe znaczenie znanemu, żeby to odczarować i odświeżyć, by zaistniało w powszechnej świadomości. Na termin „miejska partyzantka ogrodnicza” trafiłem po raz pierwszy w magazynie „Zielone Miasto” i pomyślałem: „O, to jest w punkt!”.

Skąd w takim razie wziął się ­pomysł na to, by spontanicznie, oddolnie zacząć dbać o zieleń miejską?

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

System samowystarczalny
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Ziemia

System samowystarczalny

Permakulturalni
Łukasz Nowacki

Jej rozważnie dobrane elementy zapewniają ekologiczną równowagę, niezakłócony obieg materii ożywionej i nieożywionej. System doskonały, holistyczne perpetuum mobile tworzone przez człowieka w partnerstwie z naturą. Czy permakultura to klucz do produkcji zdrowej żywności w czasach kryzysu ekologicznego?

Pamiętacie te czasy, kiedy podczas wakacyjnych miesięcy całe dnie spędzało się na podwórku – budując domki na drzewach, grając w piłkę, w „noża”, bawiąc się w podchody – i kiedy nie istniało pojęcie nudy? Był rok 1996, miałem 13 lat i tak jak większość moich rówieśników główkowałem, co ciekawego będę robił kolejnego dnia wakacji. Z perspektywy lat mogę śmiało stwierdzić, że nie byłem typowym nastolatkiem. Od moich koleżanek i kolegów odróżniałem się tym, że poświęcałem mnóstwo czasu na akwarystykę i książki o tematyce fantastycznonaukowej. Często zaszywałem się w „tajnej” bazie, czytając dzieła jednego z moich ulubionych autorów – Arthura C. Clarke’a. Tamtego lata moją wyobraźnię całkowicie pochłaniały Piaski Marsa. Akcja powieści toczy się na początku XXI w. Przedstawia historię lotu rakiety Ares i trudy pierwszych kolonizatorów zajmujących się terraformowaniem Czerwonej Planety.

Czytaj dalej