Przelew krwi towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Mimo ogromu cierpienia, jakie ze sobą niesie, w każdej epoce ludzie ulegają magnetycznemu urokowi wojny. Jak tłumaczyć tę mroczną fascynację?
Już nawet najbardziej umiarkowani komentatorzy przestali powtarzać, że nie ma się czym przejmować. I że wszystko jest tak naprawdę w najlepszym porządku. Bo to tylko zabawa, udawana próba sił, spektakl odgrywany na potrzeby żądnych sensacji mediów. Słynący z rzetelności i realizmu portal Politico ogłosił na początku stycznia: „Jest gorzej, niż myśleliście”. To znaczy ciągnące się od miesięcy twitterowo-telewizyjne przepychanki pomiędzy prezydentem USA Donaldem Trumpem a przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem mogą już wkrótce wkroczyć w kolejną fazę. Bynajmniej nie wirtualną.
Także wytrawni politycy zaczynają zachowywać się tak, jakby każdy scenariusz był do pomyślenia. Nawet profesor Shi Yinhong, doradca rządu chińskiego – zazwyczaj nieskory do bicia na alarm skrupulatny analityk, kierujący się przede wszystkim racjonalnym pragmatyzmem – nie ma w tej materii większych złudzeń. Pod koniec ubiegłego roku sformułował jednoznaczne zalecenia dla Pekinu. Trzeba działać tak, jakby wojna na Półwyspie Koreańskim miała wybuchnąć lada chwila. Trzeba być w pełnej gotowości. Prawdopodobieństwo nuklearnego konfliktu zbrojnego na masową skalę od dekad nie było tak wysokie.
A przecież niedawno ogłaszaliśmy triumfalnie „koniec historii”… W 1989 r., kiedy upadał komunizm, a Francis Fukuyama propagował to hasło – będące dziś skądinąd podręcznikowym przykładem naiwnego idealizmu – amerykański politolog John Mueller dodawał radośnie, że „wojna między krajami rozwiniętymi została […] zdyskredytowana”. W domyśle: zdyskredytowana na amen.
Co prawda zaklinano tak rzeczywistość od zarania dziejów. Po zakończeniu niemal każdej wielkiej wojny argumentowano na rozmaite sposoby, że już nigdy więcej żadna nie wybuchnie. A one i tak prędzej czy później wybuchały. Zarazem jednak jeszcze kilka lat temu, przynajmniej w kręgu zachodniej cywilizacji, sama myśl o kolejnej wojnie światowej traktowana była niczym jakaś osobliwa fantazja.
Tymczasem dzisiaj rozmawiamy już o niej tak, jakby była to wyłącznie kwestia czasu. I nikt nie potrafi wytłumaczyć, co się