Gdy rzeczywistość przerasta wcześniejsze doświadczenie, trzeba podjąć inteligentny wysiłek, by je poszerzyć. Społeczności, które tego nie potrafią, są skazane na stagnację i upadek.
Economist Intelligence Unit publikuje co roku indeks, w którym opierając się na pięciu prostych kryteriach, ocenia poziom demokracji w różnych krajach. Te kryteria (analizowane za pomocą 60 wskaźników) to: proces wyborczy i pluralizm, wolności obywatelskie, funkcjonowanie rządu, partycypacja polityczna i kultura polityczna. Indeks dzieli państwa na cztery kategorie: demokracje pełne, wadliwe, hybrydowe i autorytarne. W raporcie za 2016 r. do kategorii pełnych demokracji zaliczono tylko 19 państw. Polska, no cóż, znalazła się na 52. miejscu pośród demokracji wadliwych. Ale w tej samej grupie wylądowały również (z lepszym jednak wynikiem) USA i Francja.
Uwagę w indeksie zwraca pewna osobliwość. Otóż w „top ten” demokracji jest aż sześć monarchii. Pierwsze miejsce od lat zajmuje Królestwo Norwegii. Oprócz niego na czołowych pozycjach w tej grupie znajdziemy Szwecję, Danię i państwa, których głową jest nadal Elżbieta II, czyli Nową Zelandię, Kanadę