Deser, który wjeżdża na stół, zanim ucichną rozmowy Deser, który wjeżdża na stół, zanim ucichną rozmowy
i
"Światło księżyca i latarni morskiej Wood Island", Winslow Homer, 1894 r. / Metropolitan Museum of Art
Wiedza i niewiedza

Deser, który wjeżdża na stół, zanim ucichną rozmowy

Jowita Kiwnik Pargana
Czyta się 12 minut

„Kiedy patrzę na język japoński, odkrywam zupełnie nowy sposób ujmowania świata, np. słowo wabi-sabi oznacza niedoskonałe i wiekowe piękno” – mówi brytyjski psycholog Tim Lomas, autor słownika nieprzetłumaczalnych wyrazów opisujących dobre samopoczucie.

Jowita Kiwnik Pargana: Podobno najtrudniejsze do przetłumaczenia słowo świata pochodzi z Konga?

Tim Lomas: Tak zgodnie twierdzą tłumacze i lingwiści. Słowo ilunga w afrykańskich językach bantu oznacza osobę, która jest w stanie wybaczyć zniewagę za pierwszym razem, tolerować ją za drugim, ale już nigdy za trzecim. Tego określenia nie ma w żadnym innym języku. Ale mnie interesuje nie tyle ciekawe słowo, ile to, co ono mówi o społeczeństwie, które go używa.

Czyli?

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Słowa mogą sporo opowiedzieć o historii, wartościach, tradycji i priorytetach określonej grupy. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że wystarczy jeden wyraz, żeby określić naturę całego społeczeństwa, ale faktycznie istnieją takie wyrażenia, o których mówi się, że oddają ducha narodu, uznawane są za serce kultury. Portugalczycy na przykład mają słowo saudade, które oznacza melancholię, nostalgię, tęsknotę za czymś i ma definiować portugalską naturę. Rosjanie – toska, określające melancholijną rosyjską duszę, a Finowie – sisu, czyli skrajną determinację w obliczu przeciwności.

To właśnie od sisu zaczął się Positive Lexicography Project, który Pan prowadzi?

To prawda. Byłem w ubiegłym roku na konferencji na Florydzie, gdzie trafiłem na wykład fińskiej badaczki Emilii Lahti, która opowiadała o sisu. Zaciekawiło mnie to, zacząłem się zastanawiać, czy w języku angielskim mamy jakiś jego odpowiednik?

I?

Niby mamy słowa odwaga, determinacja, ale jeśli zapytasz o to jakiegoś Fina, to on ci powie, że to nie jest dobre tłumaczenie, bo w sisu chodzi o coś znacznie więcej niż o zwykłą odwagę. Sisu jest głębsze, dotyczy fundamentów charakteru danej osoby. Zatem nawet gdy nasze słowa będą bliskie temu znaczeniu, to i tak nie zdołają dokładnie go oddać. Najlepiej sisu w ogóle nie tłumaczyć. Zaintrygowało mnie to, postanowiłem szukać innych nieprzetłumaczalnych słów…

Zbiera Pan nieprzetłumaczalne słowa z różnych kultur świata. Jak szuka się słów, których nie ma w słowniku?

Szukam w bibliotekach i opracowaniach akademickich, ale także w blogach internetowych i w gazetach. Muszę polegać na opinii innych ludzi, którzy oceniają dane słowo jako nieprzetłumaczalne – język w dużej mierze jest jednak kwestią uznaniową. Nie jestem lingwistą, tylko psychologiem, prowadząc ten projekt, wszedłem w nową dla mnie dziedzinę i wciągnęło mnie to. W języku kocham to, że jest płynny i dynamiczny, nie przestaje się rozwijać. Ja nadal odkrywam nowe słowa. Wciąż też pojawiają się nowe zagadnienia i rodzą nowe pytania.

Nie są to byle jakie wyrażenia, bo wszystkie odnoszą się do ludzkiego samopoczucia.

Tak, patrząc z czysto psychologicznej perspektywy, to większość tych słów odnosi się do dobrostanu człowieka, czyli w skrócie – jego dobrego samopoczucia. Jako psycholog jestem ciekaw, czy niektóre emocje są charakterystyczne dla pewnych konkretnych kultur i czy ma to jakieś odbicie w języku. Wyodrębniłem trzy grupy – słowa odnoszące się do uczuć, do związków, w tym związków z drugą osobą, i dotyczące cech charakteru, rozwoju jednostki, zwłaszcza prób stania się lepszym człowiekiem.

I rzeczywiście istnieją emocje czy stany, których nie da się przetłumaczyć z jednej kultury na drugą?

Oczywiście tłumacze uważają, że słowa mają swoje odpowiedniki we wszystkich językach. I tak zapewne jest, zawsze znajdzie się jakiś ekwiwalent. W zależności jednak od tego, jak nazywamy nasze emocje, możemy je nieco inaczej rozumieć albo przykładać do nich mniejszą lub większą wagę.

Czy to wpływa także na ich odczuwanie? Czy Hiszpan będzie czuł inaczej niż, dajmy na to, Chińczyk?

Emocje są dostępne dla ludzi ze wszystkich kultur, ale bez odpowiedniego słowa nie jesteśmy w stanie zidentyfikować konkretnego stanu psychicznego, z jakim się wiążą. I oczywiście nadal potrafimy odczuwać daną emocję, ale prawdopodobnie nie tak trafnie jak wówczas, gdybyśmy potrafili ją nazwać. Tymczasem społeczeństwa, które mają odpowiednie określenie, mogą głębiej zrozumieć ten stan i przeżywać bogactwo uczuć, które z nim wiążą. Chyba najsłynniejszym przykładem jest niemieckie słowo Schadenfreude, opisujące przyjemność, jaką odczuwamy z niepowodzeń innych. Oczywiście wiemy, o co chodzi i pewnie jesteśmy w stanie wyrazić ten stan w kilku zdaniach oraz wyobrazić sobie towarzyszące mu emocje, ale brakuje nam konkretnego terminu, który zdefiniuje to zjawisko.

Znalazł pan dotychczas 216 takich pojęć, a to jeszcze nie koniec. Co opisują one najczęściej?

Czerpanie przyjemności z towarzystwa, z przyrody, jedzenia i picia, z otaczającego piękna, oraz – do pewnego stopnia – wartościowe cechy innych ludzi. To szeroki wachlarz.

Czy widać jakąś tendencję dotyczącą tego, jak dane kultury lubią mówić o emocjach?

Wygląda na to, że kultury północne, które żyją w chłodniejszym klimacie, mają wiele oryginalnych słów dotyczących poczucia przytulności i domowego bezpieczeństwa. One wyrażają nie tylko fizyczny komfort, lecz także potrzebę emocjonalnego ciepła i intymności, np. duńskie słowo hygge określa głębokie poczucie ciepła, przyjaźni i zadowolenia, niemieckie Geborgenheit wyraża uczucie bycia bezpiecznym i chronionym przed krzywdą, a walijskie cwtch dosłownie oznacza przytulenie, ale także bezpieczne i gościnne miejsce.

Kultury południowe, gdzie więcej czasu spędza się na zewnątrz, rozwinęły wyjątkowe słownictwo związane z delektowaniem się otwartą przestrzenią i wolnością. Na przykład Francuzi mówią o flâner, a Grecy o volta, które oznaczają niespieszne przechadzanie się po ulicach, związane z pogawędkami z mijanymi ludźmi.

A co z emocjami wspólnymi dla wszystkich? Mówiąc o miłości, też się różnimy?

Z pewnością „miłość” to słowo, które występuje we wszystkich językach i nic w tym dziwnego, bo ludzie na całym świecie mają podobne doświadczenia, więc chcą je nazwać. Ale i tu widać pewne różnice – francuskie amour wcale nie jest dokładnym odpowiednikiem angielskiego love, jest jednak wystarczająco podobne, żeby być jego zamiennikiem. W czasie badań udało mi się wyodrębnić 14 rodzajów miłości – od namiętnej przez pragmatyczną po miłość własną. Grecy mówią o agape, czyli głębokiej, bezinteresownej miłości, i erosie, czyli pożądaniu i pasji. Chińczycy mają pojęcie yuán fèn, które oznacza miłość związaną siłą przeznaczenia. W niektórych językach miłość miewa też słodko-gorzkie odcienie – w języku boro, używanym w Indiach, Tybecie i Bangladeszu, istnieje pojęcia onsra, oznaczające miłość po raz ostatni, poczucie, że ona nie przetrwa.

Wspomniał Pan o czerpaniu przyjemności ze spędzania czasu z innymi?

Tak, wiele kultur ma charakterystyczne określenia na spędzanie czasu przy stole, nie tylko w celu jedzenia i picia, ale także socjalizowania się. Tu też co prawda widać różnice geograficzne – w kulturach śródziemnomorskich, mających tradycje długich obiadów i kolacji, podkreśla się także rolę smakowania jedzenia, jak hiszpańskie sobremesa, czyli deser, który wjeżdża na stół, kiedy jeszcze trwają przy nim rozmowy. Tymczasem w kulturach północnych mówi się raczej o przyjemnościach związanych z towarzystwem, a także z piciem alkoholu. Do takich słów należy np. niemieckie Schnapsidee, oznaczające genialny plan, który narodził się, kiedy jego twórca był pijany. Są też charakterystyczne pojęcia odnoszące się do świętowania, takie jak polskie „poprawiny”. Zresztą życie towarzyskie silnie wpływa na nasze samopoczucie, to ważna część badań psychologii pozytywnej.

Wiele społeczności podkreśla swoje związki z naturą.

Myślę, że pod tym względem dominują kultury skandynawskie. Szwedzi mówią o gökotta, czyli wstawaniu rano, żeby usłyszeć pierwszy śpiew ptaków, Norwegowie o friluftsliv – życiu w zgodzie z naturą. Bardzo podoba mi się też holenderskie słowo uitwaaien, które oznacza spacer na wietrze dla przyjemności. Wiele tych pojęć odnosi się do relacji człowieka z naturą i tego, jak pozytywnie wpływają one na nasze samopoczucie. Są pojęcia dotyczące różnych sposobów doceniania natury i naszych dróg docierania do niej. Fascynujące jest japońskie słowo shinrin-yoku, które oznacza kąpanie się w lesie, zanurzanie się w naturze, zarówno w rozumieniu metaforycznym, jak i dosłownym, terapeutycznym. Shinrin-yoku podkreśla uzdrawiające właściwości natury.

Ponoć jedno z najpiękniejszych pojęć odnoszących się do natury można znaleźć w języku szwedzkim i tureckim.

Chodzi pewnie o słowo oznaczające odbicie światła Księżyca migoczące w wodzie. Może same wyrazy nie brzmią najpiękniej, bo po szwedzku to mangata, a po turecku gumusservi, za to ich znaczenie jest rzeczywiście piękne. To też dobry przykład, który pokazuje, że nawet jeśli jakieś słowo nie istnieje w moim języku, to może istnieć w kilku innych.

A jakie są Pana ulubione słowa spośród tych nieprzetłumaczalnych?

Najbardziej lubię japońskie słowa mówiące o estetyce, pięknie, takie jak mono no aware, nazywające melancholię przemijania, czy wabi-sabi, które oznacza niedoskonałe i wiekowe piękno. Niektóre nieprzetłumaczalne słowa wydają mi się interesujące, ale nie są radykalnie inne od tego, jak ja doświadczam świata.
Na przykład portugalskie cafuné, czyli przesuwanie palcami po włosach ukochanej osoby. Znam to uczucie. Albo norweskie utepils, które oznacza przyjemność z picia piwa na zewnątrz w pierwszy gorący dzień lata. Tego też doświadczyłem. To po prostu praktyczne słowa na wyrażenie czegoś, co już znam. Ale kiedy patrzę na język japoński, odkrywam zupełnie nowy sposób ujmowania świata. To nie jest coś, co przychodzi mi naturalnie, ale zaczynam się zastanawiać, czy mogę rozwinąć u siebie ten rodzaj percepcji.

Czy przez znajomość nowych słów możemy pogłębić naszą emocjonalność?

Uważam, że tak. Są badania dotyczące różnicowania emocji, sugerujące, że ludzie mogą zwiększyć swoją ekspresję i rozumienie emocji przez naukę nowych słów. Bo jeśli poznam nowe słowo na określenie emocji, którą jestem w stanie odczuwać, ale nie potrafię jej nazwać, to rozumiem to doświadczenie już trochę inaczej niż wcześniej.

Proszę sobie wyobrazić, że bierze Pan wszystkie te słowa, które dotychczas zgromadził, i adaptuje je do języka angielskiego. Czy będzie to oznaczało, że nagle Brytyjczycy staną się najbardziej rozwiniętym emocjonalnie narodem świata?

Dla mnie te słowa są fascynujące, ale nawet ja nie potrafię sobie wyobrazić używania ich wszystkich. Za to mogę sobie wyobrazić, że niektóre z nich wchodzą do potocznego języka angielskiego.

Jakie?

Żałuję na przykład, że w angielskim brakuje słowa, które by oznaczało głęboki rodzaj miłości. Słowo love jest nadużywane – można kochać miłość swojego życia, ale przecież jest to uczucie inne od miłości, jaką darzymy przyjaciół, muzykę czy talerz zupy, prawda? Tymczasem my wszystko wrzucamy do worka z napisem love.

Czy jeśli przeniesiemy te nowe słowa do naszego języka, to nadal będą one oznaczały to samo?

Niekoniecznie, bo będzie nam brakowało doświadczenia, historii i głębokiego zrozumienia emocji związanych z kulturą, z jakiej pochodzą. Ale myślę, że jesteśmy w stanie spróbować je zrozumieć i wówczas mogą nabrać nowego znaczenia.

Dobrym przykładem jest termin „karma” pochodzący z sanskrytu i pojawiający się w buddyzmie oraz hinduizmie, który wszedł do języka angielskiego. Używamy go podobnie, jak to się dzieje w kulturach Wschodu, ale możliwe, że odnosimy się do innych idei, które się z nim wiążą, np. do chrześcijańskiego wyobrażenia grzechu. Słowa nabierają nowego znaczenia, zakorzeniając się w zupełnienowej kulturze.
 


cafuné (język portugalski) – gładzenie palcami po włosach ukochanej osoby
gumusservi (język turecki) – odbicie światła Księżyca migoczące w wodzie
uitwaaien (język holenderski) – spacer na wietrze dla przyjemnośc
gökotta (język szwedzki) – wstawanie rano, żeby usłyszeć pierwszy śpiew ptaków
utepils (język norweski) – przyjemność z picia piwa na zewnątrz w pierwszy gorący dzień lata


Tim Lomas: 

Wykładowca na University of East London, zajmuje się psychologią pozytywną, jest autorem kilku książek na ten temat. Więcej informacji o Positive Lexicography Project na stronie: www.drtimlomas.com.

 

Czytaj również:

Tam, gdzie ciszę zakłóca złodziej spokoju Tam, gdzie ciszę zakłóca złodziej spokoju
i
ilustracja: Natka Bimer
Wiedza i niewiedza

Tam, gdzie ciszę zakłóca złodziej spokoju

Jowita Kiwnik Pargana

Kiedy w Islandii pojawia się nowe zjawisko, cały kraj decyduje, jaką nadać mu nazwę. Dzięki temu stare słowa dostają drugie życie, a rozmowa informatyków może brzmieć jak poezja.

Nowe słowa powstają na dwa sposoby: ze zbitek językowych, czyli połączenia dwóch albo nawet trzech wyrazów już istniejących, lub dzięki wskrzeszeniu słów zapomnianych, które dawno temu funkcjonowały w języku, ale z biegiem czasu wypadły z powszechnego użytku. Dotychczas umarłe, teraz dostają nowe życie. Takim słowem jest np. sími – przed wiekami używane do określenia nici albo długiej liny, dzisiaj oznacza telefon.

Czytaj dalej