W początkach chrześcijaństwa wyznawcy nowej religii wielokrotnie padali ofiarami plotek i ówczesnych fake newsów. Cesarz Neron to właśnie ich oskarżył o wywołanie wielkiego pożaru Rzymu w roku 64, tym samym oddalając podejrzenia od siebie. „Schwytano więc naprzód tych, którzy tę wiarę publicznie wyznawali, potem na podstawie ich zeznań ogromne mnóstwo innych i udowodniono im nie tyle zbrodnię podpalenia, ile nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu – opisywał efekty tej propagandy Tacyt (I–II w.) w Rocznikach. – Ginęli rozszarpywani przez psy albo przybici do krzyżów, albo przeznaczeni na pastwę płomieni i gdy zabrakło dnia, palili się służąc za nocne pochodnie”.
Z podobną subtelnością oskarżano chrześcijan m.in. o uprawianie magii czy mordy rytualne. Wyśmiewano ich, że czczą osła, nazywano ateistami (bo nie oddają czci bogom z rzymskiego panteonu) itp. Typowa mowa nienawiści zmieszana z plotkami. Czasy jednak się zmieniały i chrześcijanie też nauczyli się korzystać z fake newsów!
Dzięki tej legendzie zwyciężysz
Jeszcze zanim chrześcijaństwo stało się religią panującą w Rzymie, wodze wyobraźni popuścił historyk i biskup Euzebiusz z Cezarei. Jako zaufany cesarza Konstantyna Wielkiego, sympatyzującego z nową religią, wypromował wraz z innym chrześcijańskim myślicielem Laktancjuszem legendę, jakoby monarcha doznał religijnej wizji w kluczowym momencie swojej kariery. Oto tuż przed wygraną bitwą przy moście Mulwijskim (312), dzięki której zdobył tron, władca miał zobaczyć na niebie świetlisty krzyż i napis: „Pod tym znakiem zwyciężysz”. Symbolem tym oznaczył następnie tarcze swoich legionistów. Czyli to Chrystus przyniósł mu triumf!
Zdaniem współczesnych naukowców cokolwiek Konstantyn widział (bądź nie) przed bitwą, w tamtych latach interesował się kultem Niezwyciężonego Słońca (Sol Invictus). Bardziej więc chodził mu po głowie symbol solarny niż krzyż. Jednak powtarzany przez wieki fake news Euzebiusza i Laktancjusza robił swoje. Wzmocnił pozycję chrześcijaństwa, zapewnił opinię niemal świętego Konstantynowi i podbudował jego dziedzictwo. A dziedzictwem tym był Konstantynopol, który niebawem został stolicą nowego chrześcijańskiego imperium: Cesarstwa Wschodniorzymskiego, czyli Bizancjum. Tam fake newsami rozprawiano się z przeciwnikami politycznymi nie gorzej niż w Rzymie.
Bełkot o Księciu Ciemności
Z rodzinnego miasta Euzebiusza pochodził inny wybitny historyk – i mistyfikator – Prokopiusz. Urodził się jakieś półtora wieku po wielkim krajanie. Robił karierę w VI w., gdy cesarstwo na Zachodzie dawno już nie istniało. Działał na dworze bizantyjskiego cesarza Justyniana w Konstantynopolu. W swojej Historii wojen opisał liczne sukcesy, jakie zapewniły temu władcy m.in. wyprawy wojenne utalentowanego wodza Belizariusza. Tym bardziej dziwne, jak odmiennie Prokopiusz odmalował Justyniana w późniejszym swoim dziele – Historii sekretnej. Jest to po prostu paszkwil, który zrobił z cesarza… demona zła.
Prokopiusz wspomina na przykład o świątobliwym pustelniku, który przyjechał do Konstantynopola na audiencję u władcy, lecz „wchodząc do niego, i jedną nogą będąc już za progiem, nagle zawahał się i cofnął. […] Uciekł stamtąd i wrócił do izdebki, w której się zatrzymał. Kiedy pytano go, dlaczego tak postąpił, odpowiedział podobno, że w pałacu ujrzał siedzącego na tronie Księcia Ciemności, z którym nie chciał mieć do czynienia i którego nie chciał o nic prosić”.
Prokopiusz nie traktował tego jako metafory! „Zaiste, czyż nie był złym duchem ów człowiek, który nigdy do syta nie jadł, nie pił i nie spał, lecz zaledwie skosztowawszy potraw do późnej nocy krążył po pałacu, mimo że był gorącym wielbicielem Afrodyty” – stwierdza bowiem dalej. Powołuje się też na tak wiarygodne źródła jak koszmary poddanych Justyniana, w których cesarz wydawał się bestią opitą cuchnącą wodą morską. A także na sen jego małżonki Teodory, z którego wywnioskowała, że będzie dzielić małżeńskie łoże z „księciem demonów”.
Fałszywka z opóźnionym zapłonem
Teodorę wykorzystał zresztą paszkwilant w dwójnasób: jako oręż i cel ataku. Była łatwym celem, bo w młodości występowała na scenie, a ówczesne aktorki miały opinię prostytutek. Podobno podczas jej popisowego występu gęsi wydziobywały ziarna z intymnych części nagiego ciała artystki wystawionego na widok rozochoconej publiczności. „Doprawdy nigdy chyba nie było istoty równie zamiłowanej we wszelkiego rodzaju rozkoszach! Nieraz zjawiała się na składkowych biesiadach w towarzystwie dziesięciu czy kilkunastu doskonale zbudowanych młodzieńców, których jedynym zajęciem była rozpusta, i całą noc spędzała ze współbiesiadnikami w łóżku, a kiedy już wszyscy mieli tego dosyć, szła do ich niewolników – a było ich ze trzydziestu – i parzyła się z każdym z osobna – donosił Prokopiusz z wylewnością godną lepszej sprawy. – Przyszła kiedyś do domu pewnego dostojnika w czasie jakiejś pijatyki i, jak powiadają, na oczach wszystkich biesiadników stanęła w nogach łoża, bezwstydnie zadarła do góry suknie i bez wahania dała pokaz całej swej rozwiązłości. l chociaż robiła użytek aż z trzech otworów, utyskiwała na przyrodę, skarżąc się, że nie dała jej szerszych otworów także w piersiach, aby mogła tą drogą wypróbować jeszcze jeden sposób spółkowania”.
Ta właśnie Teodora była ulubienicą Justyniana, zanim jeszcze zasiadł na tronie. A kiedy on został już władcą Bizancjum, aktoreczka awansowała na cesarzową. Stanowili godną siebie parę: ladacznica i diabeł. Przynajmniej wedle narracji Prokopiusza z Cezarei. Obiektywni historycy mają jednak na temat Justyniana i Teodory odmienne zdanie. Powstaje więc pytanie, dlaczego Prokopiusz napisał Historię sekretną? Chciał tymi fake newsami pogrążyć cesarską parę? Raczej nie, ponieważ dzieło nie było szerzej znane, a odgrzebano je dopiero po stuleciach. Chciał się zemścić? Nie bardzo miał za co, był przecież człowiekiem z elity. Pisał dla żartu? Wątpliwe, bo gdyby wpadł, mógłby słono zapłacić za taką „zabawę”…
Możliwe więc, że Prokopiusz stworzył fałszywkę na wypadek, gdyby w kraju doszło do przewrotu i znalazł się na „czarnej liście” nowych władz. Wtedy zasłoniłby się Historią sekretną i rozpuścił przygotowane fake newsy o wybrykach Justyniana i Teodory. Stworzyłby sobie legendę, że wcale nie wspierał cesarskiej pary, lecz katalogował jej występki! Niewykluczone, że – jak mawia klasyk – ciemny lud by to kupił. Ironia historii polega na tym, że wymysły Prokopiusza odkopano długo po jego śmierci i wtedy zaszkodziły reputacji zarówno cesarskiej pary, jak i jego samego.