Dla kogoś, kto w myśleniu o historii kieruje się głównie kategoriami militarnymi, podbój Meksyku musi stanowić ogromną historyczną zagadkę: jak to możliwe, że kilkuset przybyszy z Europy w błyskawicznym tempie zdobyło imperium zamieszkałe przez miliony?
Wszelkie próby wyjaśnienia wskazujące na wyższość technologiczną Hiszpanów nie są przekonujące, skoro „prymitywne” plemiona Araukanów i Chichimeków przez stulecia dzielnie stawiały opór Europejczykom.
Nawet biorąc pod uwagę fakt, że wojska Hernána Cortésa zostały wsparte przez tubylcze społeczności niechętne azteckiej tyranii, potrzeba czegoś więcej, by zrozumieć konkwistę.
Pewne fascynujące wyjaśnienie proponują historycy kultury i religii. Według nich szybki podbój Meksyku był rezultatem zdumiewającej harmonii dwóch, pochodzących z różnych kontynentów mitologii.
Przybycie konkwistadorów idealnie wpisało się w mitologię amerykańską o końcu rdzennych społeczności i nadejściu bogów, nowych władców. Trafność tradycyjnego opisu tych „bogów” wprawia w zdumienie. Mieli być brodaci i przybyć ze wschodu w pływających świątyniach. Europejska broń palna wywołała skojarzenie z piorunem. Przyczyny tej fatalnej pomyłki były niekiedy kuriozalne: przedstawicieli sformalizowanej, tradycyjnej kultury amerykańskiej wprawiało w osłupienie to, że konkwistadorzy potrafili butnie patrzeć w twarz lokalnym wodzom; któż mógł sobie na coś takiego pozwolić, jeśli nie bóg? Do końca nie było również jasne, czy jeździec na koniu to dwie istoty, czy jedna – w rodzaju greckiego centaura (Cortés utrzymywał tę budzącą grozę iluzję, skrupulatnie ukrywając w ziemi zwłoki każdego konia).
Zgodnie z aztecką przepowiednią po czasie nieobecności miał powrócić do Meksyku jego pełnoprawny władca: bóg Quetzalcoatl, którego autorytet w kulturze Tolteków i ich spadkobierców (czyli także Azteków) niektórzy badacze porównują do roli, jaką w zachodniej kulturze odegrał Chrystus (jak widać, łączy ich obietnica powrotu; mitologia Quetzalcoatla opowiada także o jego prześladowaniu przez czarnoksiężników).
W sukurs mitologii przyszły cuda, omeny zapowiadające koniec imperium (ich opis można znaleźć w książce Zmierzch Azteków pod red. Miguela Leóna-Portilli).
Bierność militarna była zatem rezultatem przeświadczenia o opuszczeniu przez dawnych bogów. Nie reagowano na podbój, co doprowadziło do przegranej, przegrana zaś umocniła pogląd o odejściu bogów. Gdy Amerykanie zorientowali się, że Hiszpanie nie są bogami, tylko żądnymi złota i sławy ludźmi, było już za późno.
Nie można zapominać o tym, że hiszpański podbój był motywowany także mesjanizmem. Uczestnicy konkwisty należeli do drobnej szlachty, która niedawno wypełniła z powodzeniem znaczącą misję dla Kościoła: „wypędziła” Arabów z Półwyspu Iberyjskiego. Ta sama ideologia odgrywała znaczącą rolę w „odkrywaniu Ameryki”: zbawienie nowych dusz, tworzenie „Kościoła Nowego Świata” (zgodnie z dekretem papieża Juliusza II z 1508 r.). Konkwistadorzy wierzyli, że reprezentują Opatrzność; swój sukces militarny zaś interpretowali jako potwierdzenie jej działania.
I tak spotkały się ze sobą dwa proroctwa: jedno o końcu; drugie o początku.
Chrześcijanie wciąż mogą dopatrywać się w tej harmonii działania Opatrzności. Inni – niesamowitego przypadku.