Jesienią 1972 roku David Galenson, student ostatniego roku ekonomii na Harvardzie postanowił zapisać się na, jak to określał, „łatwe” zajęcia poświęcone siedemnastowiecznej sztuce niderlandzkiej. Pierwszego dnia prowadzący pokazał grupie zachwycający renesansowy obraz, przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem. „Pablo Picasso stworzył tę kopię rysunku Rafaela kiedy miał siedemnaście lat – oznajmił. – A wam, co się udało ostatnio osiągnąć?”.
Wszyscy zadajemy sobie to pytanie. Co ostatnio osiągnęliśmy? Męczy nas to w każde urodziny, albo ilekroć powieść jakiegoś dwudziestoparoletniego autora wywołuje literacką burzę, albo ilekroć trzydziestoletni przedsiębiorca z branży technologicznej zostaje miliarderem. Galenson także przez lata się nad tym zastanawiał. Jego przebojowi koledzy pisali prace dyplomowe, dzięki którym natychmiast zdobywali rozgłos i dobre posady, on sam zaś ślęczał w archiwach, prowadząc rachunki dotyczące siedemnasto- i osiemnastowiecznych sług kontraktowych. Wreszcie udało mu się znaleźć sobie miejsce na University of Chicago, na wydziale, na którym roiło się od noblistów, ale nie został sławnym teoretykiem. Był zwyczajnym historykiem ekonomii, rezerwowym zawodnikiem w drużynie gwiazd.
Teraz jednak Galenson osiągnął wreszcie coś, co może dawać nadzieję rzeszom ludzi, którzy rozkwitają dopiero w późniejszym okresie życia. Latami ślęczał w swym nasłonecznionym gabinecie na pierwszym piętrze, zliczając dane z aukcji dzieł sztuki, analizując antologie poezji i reprodukcje w podręcznikach do historii sztuki, następnie zaś przepuścił to wszystko przez ekonometryczną maszynkę. Dzięki precyzyjnym ilościowym narzędziom zdołał odtworzyć mechanizmy geniuszu i odkryć kod źródłowy twórczego umysłu.
Okazało się, że geniusz – w sztuce, w architekturze czy nawet w biznesie – nie jest wyłącznie domeną siedemnastoletnich Picassów czy dwudziestodwuletnich Andreessenów. Geniusz przybiera dwie zupełnie różne formy i występuje u dwóch zupełnie różnych typów ludzi. „Konceptualni innowatorzy”, by użyć określenia Galensona, dokonują śmiałych, radykalnych przełomów w swych dyscyplinach. Ich największe osiągnięcia przychodzą zazwyczaj w młodym wieku. Weźmy choćby Edvarda Muncha, Hermana Melville’a i Orsona Wellesa. Na ich tle czujemy się maluczcy. Jest jednak i drugi typ: ludzie, którzy odegrali równie wielką rolę, choć wydaje nam się, że ich sukcesy wymagały ogromnego mozołu. Galenson nazywa ich „innowatorami eksperymentującymi”. Geniusze w rodzaju Auguste’a Rodina, Marka Twaina lub