Jeden milion vaquitas Jeden milion vaquitas
i
fragment obrazu "Polowanie" , Piero di Cosimo, 1494–1500 r./MET Museum
Ziemia

Jeden milion vaquitas

Mikołaj Golachowski
Czyta się 5 minut

Vaquita, czyli morświn kalifornijski, to najmniejszy i jeden z najbardziej rozczulających waleni. Jego nazwa po hiszpańsku oznacza krówkę i faktycznie cechą charakterystyczną tych morświnów są ciemne pierścienie otaczające ich oczy (co nadaje im wygląd płaczącej pandy) oraz plamki na pysku. Samice vaquity są nieco większe od samców. Ich obłe, tłuste ciałka mierzą około 140 cm. Podobne do nich samce dorastają zaledwie do 134 cm. Gatunek ten jest endemiczny dla północnego zakątka Zatoki Kalifornijskiej. Jest albo raczej był. W chwili obecnej jego populację ocenia się na 9 osobników. DZIEWIĘĆ.

Morświny kalifornijskie giną w sieciach kłusowników polujących na również endemiczną dla regionu i krytycznie zagrożoną totoabę, największą rybę z rodziny kulbinowatych. Pęcherz pławny tej ryby jest uważany w Chinach za przysmak, a wedle „tradycyjnej” medycyny ma on też wartości lecznicze. Łatwo się zorientować, na ile jest to tysiącletnia wiedza, patrząc na mapę świata i porównując położenie Chin z położeniem Kalifornii. Ale przekonanie to jest na tyle silne, że konsumenci są skłonni płacić za pęcherz totoaby fortunę, a kłusownikom, mimo utarczek (czasem zbrojnych) z nieudolnie działającymi władzami Meksyku, polowania wciąż się opłacają. Być może totoaba jeszcze przez chwilę przetrwa, kryjąc się w głębinach. Morświnów kalifornijskich nie da się już niestety uratować, zwłaszcza, że podejmowane w ostatnich latach próby odłowu żywych osobników w celu rozmnożenia ich w niewoli spełzły na niczym, a schwytane zwierzęta poumierały. Nawet jeśli tych dziewięć malutkich morświnów rzeczywiście jeszcze gdzieś pływa, są już martwe, choć same o tym nie wiedzą.

Opublikowane właśnie przez ONZ streszczenie (całość liczy 1500 stron i zostanie opublikowana jeszcze w tym roku) raportu Global Ecosystem Assessment (Ocena Światowych Ekosystemów) przygotowanego przez Intergovernmental Science-Policy Platform on Biodiversity and Ecosystem Services (IPBES – Międzyrządowa Platforma ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu) mówi, że w ciągu najbliższych kilku dekad wyginięciem zagrożony jest niemal milion gatunków zwierząt, roślin i grzybów. Co więcej, wszystkie są zagrożone pośrednio lub bezpośrednio w wyniku naszej działalności. Tekst streszczenia można znaleźć pod adresem: https://www.ipbes.net/news/ipbes-global-assessment-summary-policymakers-pdf. Tu tylko opiszę jego podstawowe wnioski.

Streszczenie sprowadza się do czterech „kluczowych informacji”, z których każda rozwinięta jest w wiele podpunktów. Gorąco zachęcam do zapoznania się z całością, choć nie jest to przyjemna lektura.

Po pierwsze, stan przyrody i jej najważniejszych darów dla ludzkości, co razem obejmuje bioróżnorodność i funkcje oraz korzyści z ekosystemów, na całym świecie się pogarsza. Choć takie sformułowanie można interpretować w ten sposób, że przyroda ma nam służyć i nam podlegać, chodzi w tym punkcie o to, że nie możemy bez niej istnieć, a większości jej darów nie da się zastąpić niczym innym. Przyroda jest wartością samą w sobie i dla siebie, nie została nikomu dana, a my jesteśmy jej częścią. Kiedy niszczona jest przyroda, niszczona jest również ludzkość. W jednym z podpunktów wyraźnie powiedziano, że ludzkie akcje zagrażają światowym wymarciem większej liczbie gatunków (około 25% gatunków z każdej analizowanej grupy roślin i zwierząt, czyli łącznie około miliona gatunków) niż kiedykolwiek wcześniej. Jeśli ludzkość nie zmieni swojego nastawienia i swoich działań, nastąpi to w ciągu najbliższych dekad.

Po drugie, bezpośrednie (np. polowania – od polowań na trofea, jak w przypadku chociażby żyraf, po wydumane potrzeby medyczne, jak w przypadku nosorożców i łuskowców, których, odpowiednio, rogi i łuski uważane są w tradycyjnej azjatyckiej medycynie za leki na przeróżne przypadłości z impotencją włącznie, choć składem chemicznym nie różnią się od naszych paznokci) i pośrednie (jak przyłów, czyli przypadkowe odłowy i, przede wszystkim, degradacja środowiska i zanikanie siedlisk, jak w przypadku orangutanów) czynniki wpływające na wymieranie gatunków przyśpieszyły swoje działanie w ciągu ostatnich 50 lat.

Po trzecie, aktualne trajektorie „rozwoju” ludzkości nie pozwolą na osiągnięcie niezbędnych celów dotyczących ochrony środowiska i zrównoważonego użytkowania. Póki żyjemy w przekonaniu, że chciwość jest czymś dobrym, że do dobrego życia potrzebujemy wciąż więcej i więcej dóbr materialnych, póty szybkim krokiem zmierzamy ku zagładzie, nie tylko nas samych. Innymi słowy, póki rządzi światem liberalny kapitalizm, wszyscy, prędzej czy później, dążymy do samounicestwienia. Moim zdaniem szkoda tylko, że tak wiele innych gatunków przepadnie wraz z nami.

Dlatego, po czwarte, większość z tych gatunków może być uratowana lub odtworzona, ale tylko jeśli wprowadzimy, jako ludzkość, radykalne zmiany transformacyjne. Te, jak podkreśla jeden z podpunktów, z samej swej istoty nieuchronnie napotkają opozycję ze strony grup, które z obecnej sytuacji wciąż czerpią korzyści.

Powyższe wnioski to nie jest żaden rewolucyjny manifest grupki „lewackich” radykałów. To wyniki ustaleń ponad setki naukowców i ekspertów z całego świata. Podobnie jak opublikowany parę lat temu raport ONZ dotyczący zmian klimatycznych powodowanych przez człowieka. Nikt o zdrowych zmysłach nie może już tych raportów kwestionować, nawet jeśli szczegóły zachodzących procesów wciąż poznajemy coraz dokładniej.

Znakomita większość tych zagrożonych gatunków nie ma nieodpartego uroku vaquity ani charyzmy tygrysa, nosorożca czy żyrafy. Ale każdy z nich jest integralną częścią swojego ekosystemu, połączoną wciąż poznawanymi i często niespodziewanymi więziami z całą resztą biosfery. Jeśli jednak nie udaje nam się ocalić tych najbardziej ikonicznych gatunków, to jakie szanse mają pozostałe? Takie szanse wciąż istnieją, ale zmiany muszą nastąpić natychmiast. Wybory konsumenckie, m.in. rezygnowanie z oleju palmowego, żeby ocalić orangutany, których środowisko jest niszczone w zastraszającym tempie, by sprostać globalnemu zapotrzebowaniu na ten produkt, są oczywiście bardzo istotne. Ale prywatnymi działaniami poszczególnych osób już świata nie ocalimy, na to jest za późno. Jedyne, co może nas wszystkich ocalić, to odebranie władzy korporacjom, dla których wciąż rosnące zyski za wszelką cenę są podstawą działania. Nie da się nieustannie rosnąć na planecie, która nie rośnie razem z nami. Jak powiedział David Attenborough, takie przekonanie mogą mieć tylko ekonomiści lub szaleńcy. I o tym trzeba przekonać rządy oraz wybierać takich polityków, którzy tego przekonania już nabrali. Nie ma w tej chwili na świecie pilniejszych spraw. Dlatego całym sercem popieram takie osoby jak Greta Thunberg i ruchy spod znaku Extinction Rebellion. Ich działania już doprowadziły do tego, że rząd Wielkiej Brytanii ogłosił ostatnio klimatyczny stan wyjątkowy. Czas pokaże, czy pójdą za tym konkretne działania, ale to krok w dobrym kierunku. Pora na resztę światowych rządów. Nie jest jeszcze za późno, wciąż możemy się ocalić, ale, jak podkreśla Greta Thunberg, musimy zachowywać się tak, jakby palił się nasz dom. Bo się pali.

 

Czytaj również:

Ku pożytkowi żywych istot Ku pożytkowi żywych istot
i
ilustracja: archiwum
Marzenia o lepszym świecie

Ku pożytkowi żywych istot

Przekrój

Potrącił go samochód. Prosto z ulicy trafił do biura stowarzyszenia, a zaraz potem do lekarza. Koledzy kibicowali mu niestrudzenie podczas długiej terapii. Dlatego dziś nazywają go Kibic. Kot Kibic to jedna z tysięcy żywych istot – zwierząt i drzew – uratowanych przez Klub Gaja, jedną z najstarszych organizacji pozarządowych w Polsce.

Lasy, rzeki i zwierzęta

Klub został założony w 1988 r. przez Jacka Bożka, który pod koniec lat 80. podejmował pierwsze niezależne akcje ekologiczne, m.in. chroniące drzewa przed wycinką. Od tamtej pory działa na rzecz środowiska naturalnego i poszanowania praw zwierząt. Inicjuje debaty społeczne na tematy związane z ekologią, a w swoich kampaniach podkreśla wagę codziennych, indywidualnych wyborów, które mają realny wpływ na przyrodę.

Czytaj dalej