Kolczasty grzesznik Kolczasty grzesznik
i
ilustracja: Natka Bimer
Wiedza i niewiedza

Kolczasty grzesznik

Łukasz Modelski
Czyta się 11 minut

Przedszkolaki rysujące jeża z jabłuszkiem na grzbiecie w istocie kolportują mit, który wiąże to zwierzę z siłami ciemności i podstępami diabła.

W starożytności o jeżach wyrażano się z szacunkiem. W VII w. p.n.e. Archiloch z Paros twierdził z uznaniem, że „lis wie wiele rzeczy, a jeż – jedną wielką”. Wobec lisich podstępów i zmian strategii ataku jeż pozostaje wierny swojej taktyce obrony, jest w niej skuteczny, konsekwentny oraz unika zbędnych konfliktów. Trzysta lat później Arystoteles chwalił jeże za umiejętność przewidywania pogody. Jego zdaniem wchodziły one do swoich norek od różnych stron w zależności od przewidywanej zmiany kierunku wiatru. Zwierzę umiejące się bronić przed znacznie większymi drapieżnikami budziło powszechną sympatię, trafiało na greckie wazy i malowidła egipskich grobowców. Starożytni Egipcjanie znali dietetyczne upodobania tych stworzeń: w jednym z grobowców w Sakkarze jeż maszeruje ze świerszczem w pyszczku. Przekonania co do charakteru jeżowej diety niestety nie podzielał Pliniusz Starszy. Żyjący w I w. rzymski encyklopedysta przypisał tym zwierzętom zachowania, których nie mógł zaobserwować, i tym samym zbudował czarną legendę jeża, powtarzaną potem przez stulecia.

Wyobrażenie jeża niosącego na grzbiecie nabite na kolce jabłko stało się tak powszechne, że bez jabłuszka jeż zdaje się jakiś niepełny. To właśnie długi cień błędu Pliniusza. „Jeże również zbierają pożywienie na zimę, tarzając się po jabłkach, które spadły na ziemię; jedno nabijają na kolce, drugie biorą do pyska i tak zanoszą je do dziupli w drzewach” – zauważa historyk, czyniąc z pokojowo nastawionego zwierzęcia pozbawionego strachu złodzieja.

Pliniusz fantazjował o jabłkach, ale też przekazywał zasłyszane informacje. Jeż z owocami na grzbiecie nie jest jego autorskim pomysłem. Zapewne powtarzał za Grekami, którym zdarzało się przedstawiać go z figami na kolcach. Jednak to obraz z Historii naturalnej zaważył na wizerunku jeży. Na przełomie I i II w. myśl Pliniusza ochoczo podchwycił Plutarch, który wśród zachwytów nad techniką obronną jeży oraz ich umiejętnościami związanymi z przewidywaniem pogody, a także właściwościami nautycznymi (jeże morskie!) pisał tak: „Ale staranie, jakim jeże otaczają swoje małe, jeszcze bardziej zasługuje na uwagę. Gdy nadchodzi jesień, jeż wpełza pod krzaki winorośli, łapkami strząsa na ziemię owoce winogron z kiści i wytarzawszy się w nich, wstaje z winogronami umocowanymi do kolców. Pewnego razu, gdy byłem dzieckiem, widziałem takiego jeża. Wyglądał jak pełznące lub chodzące winogrona! Potem jeż schodzi do nory i dostarcza ładunek młodym ku ich zadowoleniu”. Pisarz i orator dawał więc własne świadectwo zwyczajów tych zwierząt. Choć opisane zachowanie musiało budzić niepokój wśród rzymskich winogrodników, autor podziwiał rodzicielskie staranie jeży oraz ich logistyczno-transportowy spryt.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Figi i winogrona

Po Plutarchu poszło już z górki. Na przełomie II i III w. Elian powtarzał zachwyty retora, zwracając uwagę na przebiegłość jeży, które jego zdaniem włamują się do miejsc, gdzie suszy się figi, i wytarzawszy się w nich, zanoszą je na kolcach swemu potomstwu. Tym samym jeż to szkodnik kradnący uprawiane i zerwane przez człowieka pożywienie. Być może upiekł­by mu się ten niecny występek, gdyby nie fakt, że dzieło O właściwościach zwierząt, z którego pochodzi powyższy opis, zyskało niesłychaną popularność we wczes­nym średniowieczu i stało się źród­łem, z którego najobficiej czerpali autorzy bestiariuszy. Jednym słowem to właś­nie ów posługujący się greką rzymski retor na stulecia zbudował europejskie wyobrażenia o królestwie zwierząt.

Autorzy kościelni z większą lub mniejszą swobodą korzystali ze starożytnych źródeł. Opis stworzenia w Księdze Rodzaju nie obejmuje żadnego konkretnego gatunku, więc egzegeci mogli zwracać uwagę słuchaczy lub czytelników na zwierzęta, które z jakichś przyczyn przyciągnęły ich uwagę. Świętego Ambrożego zainteresował jeż. W Hexameronie, a więc zbiorze sześciu kazań dotyczących sześciu dni stworzenia, biskup Mediolanu chwali jego „kolczastą zbroję”, ale zamiast dwóch otworów w norze widzi już dwa otwory w jeżu. Zdaniem świętego w zależności od kierunku wiatru to zwierzę używa jednego lub drugiego organu do oddychania. Poza tą modyfikacją – złego słowa. Nic o kradzieży owoców.

Reputacja jeży była już jednak przesądzona. Fizjolog (Physiologos) nie sprawiał wrażenia, jakby miał wpłynąć na postrzeganie różnych zwierząt przez stulecia. A jednak. Ten zbiór tekstów, krążący w kilku wersjach, wcale nie wielki – opisujący tylko 41 stworzeń, kilka minerałów, rzekę, kawior, figowiec i proroka Amosa – ugruntował przekonania o zwyczajach, cechach, a czasem i wyglądzie zwierząt na co najmniej półtora tysiąca lat. Anonimowy autor zebrał informacje m.in. na temat jednorożców, syren, hydropsów i hippocentaurów, nie zapominając o mrówkach, jaskółkach i właś­nie jeżach. Utwór kompilujący dostępną wiedzę, komentarze wczesnych egzegetów oraz tekstów klasycznych stał się prabestiariuszem wspólnym dla chrześ­cijańskiego uniwersum. Choć kwestia datowania Fizjologa nie jest rozstrzygnięta (propozycje rozciągają się między II a IV w.), powstał on na tyle wcześnie, by dotrzeć do najdalszych zakątków ówczesnego świata. Około roku 400 z oryginalnej greki przełożono go na łacinę, 100 lat później – na etiopski i ormiański. Potem – na syryjski i arabski. W IX stuleciu Fizjologa czytano już w staroangielskim, w X – po staro-cerkiewno-słowiańsku, a wiek później – po staroniemiecku. W tych wszystkich językach (i dochodzących z czasem kolejnych) można było przeczytać, że podczas winobrania jeż zakrada się do winnicy, wdrapuje na winorośl i strząsa dorodne kiście. Następnie tarza się w nich tak, żeby nabiły się na jego kolce, i zanosi owoce swojemu potomstwu. Mamy tu więc myśl Plutarcha, której potencjalna groza wzmaga się wraz z obrazem jeży wchodzących na krzak, by zrzucić zeń całe grona. No i zwrot „jeż wchodzi do winnicy” musiał wzbudzać niepokój w wyczulonym na biblijne alegorie umyśle. Fizjolog komentował bowiem: „I ty więc, chrześcijaninie, bądź w pobliżu duchowej i prawdziwej winorośli, abyś został przywiedziony do duchowej kadzi, abyś został zaniesiony na dwór królewski i abyś udał się przed święty trybunał Chrystusa. Dlaczego pozwoliłeś, aby jeż, zły duch, wszedł w twoje serce i niczym kiść ograbił też ciebie, tak że nie ma w tobie już żadnej gałązki?” (tłum. Katarzyna Jażdżewska).

A więc klamka zapadła. Jeż stał się alegorią złego ducha. Dotychczas winnicę pustoszyły małe lisy z Pieśni nad Pieśniami. Ale chociaż lis nigdy już w powszechnym wyobrażeniu nie zrzuci skóry podstępnego złodziejaszka, alegoria związana z jeżem jest daleko mocniejsza. W innej redakcji zresztą Fizjolog stawia kropkę nad „i”, opisując starożytny topos walki jeża z wężem. „Zło zwycięża zło” – stwierdza. Nie ma odwrotu.

Diabeł wcielony

Wizerunek jeża umocniła obecność w encyklopediach, a tych było sporo. Niektóre zajmowały się jakimś fragmentem stworzenia (podobnie jak Fizjolog), inne miały ambicje zebrania całej wiedzy o świecie. Przesądzały one o tym, jak przez stulecia będzie odbierany przedmiot ich nauczania.

Erudyta i późniejszy doktor Kościoła Izydor z Sewilli na przełomie VI i VII w. postanowił uporządkować całość dostępnej wiedzy. Etymologie to rozbudowana encyklopedia, w której, jeśli chodzi o jeża, czytamy przede wszystkim o jego samoobronie. Zagrożony zwija się w kulkę, a kolce mu sztywnieją. Niejako mimochodem, w ostatnim zdaniu autor chwali mądrość tego zwierzęcia, które „skoro urwie grono z winorośli, tarza się po nim na plecach i w ten sposób zanosi potomstwu”. Izydor, który czytał Arystotelesa na długo przed Arabami, pewnie znał Plutarcha. Ale mógł również podczytywać Fizjologa. W każdym razie biskup Sewilli – jeden z największych autorytetów średniowiecza i twórca scholastyki avant la lettre – przybił (być może mimowolnie) na jeżu swoją pieczątkę: zwierzę kradnie winogrona. Trzeba przyznać encyklopedyście, że powstrzymuje się od wyjaśnień alegorycznych, a nawet zdaje się podziwiać troskę o jeżową rodzinę. Jest jednak drugi niepodważalny fakt: jeż w winnicy szkodzi.

Wraz z dojrzewaniem średniowiecza kolejne i coraz liczniejsze bestiariusze garściami czerpały z Fizjologa, upowszechniając czarną legendę jeży. Triada motywów (obronna kulka, dwa otwory wentylacyjne w norce używane w zależności od kierunku wiatru oraz zrywanie winogron i tarzanie się w nich, by nakarmić młode) ugruntowuje się i wkrótce stanowi element powszechnej, codziennej wiedzy na temat tych zwierząt. Można umownie przyjąć, że na początku XIII w. dotarła ona już do większości ludzi ówczesnego świata.

Rok 1200, również umownie, można uznać za początek tzw. dojrzałego śred­niowiecza, które – nie wiedząc jeszcze o tym – zaczynało zmierzać ku niespokojnemu, by ująć to najłagodniej, końcowi. Coraz bardziej burzliwe czasy wymagały nowych metod duszpasterskich i praktyk dewocyjnych. Zanim jednak nadeszła epoka devotio moderna – nowej pobożności rozwijającej się od XIV w. w Niderlandach i Nadrenii – rozpoczął się okres działalności wielkich kaznodziejów, który trwał przez kolejne stulecia. Wiek XIII, naznaczony nieznaną wcześniej ideą zakonów żebraczych, oparł się na mendykanckich kazaniach. Dominikanie i franciszkanie – ci pierwsi na ogół wykształceni lepiej, drudzy różnie – ciągle jednak w wykładzie wiary posługiwali się wczes­nośredniowiecznymi sensami. Sens alegoryczny zaś tak wygodnie ustawiał jeża w roli nieprzyjaciela, że nie sposób było z niego rezygnować.

Święty Antoni z Padwy (choć pochodził z Lizbony) – członek zakonu braci mniejszych, słynny kaznodzieja, wykładowca i młot na heretyków – wykorzystał do alegorycznego wykładu niemal całego jeża według popularnej dziś kuchennej zasady „od nosa do ogona”. Pisał: „Głowę i pysk [jeż] nosi nisko, w pysku zaś ma pięć zębów. Jeż to zatwardziały grzesznik, na całym ciele pokryty kolcami grzechu. Jeśli chcieć przekonywać go, że popełnił grzech, natychmiast zwija się i chowa, by usprawiedliwić winę. […] Przez głowę rozumiemy myśli, przez pysk – słowa. A zatem: ignorancja lub sposobność [popełnienia grzechu] albo podszept diabelski, albo słabość ciała, albo okoliczność stworzona przez bliźniego”. Dla franciszkanina jeż dosłownie jest grzesznikiem, nie tylko jego alegorią, a w głowie i pysku zwierzęcia – samo zło. Na dodatek pięć zębów obrazuje pięć usprawiedliwień dla popełnianego grzechu, które zatwardziały grzesznik przywołuje.

Normandzki bestiariusz z 1210 r. przestrzegał: „Dobry chrześcijaninie, strzeż się jeża, perfidnego i okrutnego zdrajcy, strzeż się diabła, który bezustannie usiłuje cię zwieść, byś upadł, tak jak czyni to jeż z owocami winogron”. A inny, współczesny mu bestiariusz dodawał: „Ty, chrześ­cijaninie, strzeż się jeża, czyli diabła, który jest pokryty igłami i który zawsze gotów jest zastawić na ciebie pułapkę”. Dla Odona z Cheriton, anglo-normandzkiego kaznodziei, w roku 1220 to zwierzę było już synonimem gruboskórności, braku manier, chamstwa. Niebawem do tego zbioru cech miały dołączyć chciwość, żarłoczność i skłonność do gniewu. Nocny tryb życia jeży w ogóle wydawał się podejrzany. Unosząca się nad nimi chtoniczność czasem wprost kazała widzieć w nich symbol albo zapowiedź choroby.

Nic dziwnego, że św. Jadwiga Śląska jako rezydentka klasztoru Cysterek w Trzebnicy „zgromiła nieprzyzwoitą siostrę” Rasławę, która żywiła osobliwe upodobanie do noszenia jeża pod habitem. Legenda nie wyjaśnia ostatecznie, z jakiego paragrafu przyszła święta napominała zakonnicę. Czy dlatego, że ta miała coś na własność, czy dlatego, że trzymała jeża w tajemnicy, czy wreszcie z przyczyn wyżej opisanych. W każdym razie jeż w klasztorze reguły cysterskiej mniej więcej w latach 40. XIII w. był niewątpliwie ekscesem i wyzwaniem rzuconym rozsądkowi.

Z igły widły

Zdaniem niektórych badaczy, choćby Davida Talshira, złą sławę jeży ugruntował niefortunny przekład Biblii. U Izajasza potępiony Babilon został przemieniony „w posiadłość jeżów i w bagna”, a wyklęty Edom – w siedzibę jeża i pelikana. U Sofoniasza z kolei w ruinach Niniwy wylegiwały się „wszelkie rodzaje zwierząt: tak pelikan, jak jeż” (przekłady za Biblią Tysiąclecia). Ewidentnie te kolczaste zwierzęta nie zwiastowały niczego dobrego. Jednak czy na pewno o jeża tutaj chodziło? Warto odnotować fakt, że w przytoczonych fragmentach jeż występuje w nienaturalnym dla siebie środowisku: ani to zwierzę bagienne, ani chętne do wspinania się na ruiny. Tłumacze próbujący uporać się z hebrajskimi częściami Biblii natrafiali jednak na jeżowe pułapki innego rodzaju: w postaci słów kippodszafan.

Ów kippod ma różne znaczenia; jednym z nich co prawda jest jeż, ale w przywołanych wyżej cytatach chyba nie o nim mowa. Bardziej prawdopodobny wydaje się pewien gatunek sowy (lub innego ptaka), który też zwija się w kulkę. Kippod łączy się znaczeniowo z „być zagniewanym”, „być złym”, dlatego może oznaczać kogoś o rygorystycznym usposobieniu. Jak widać, jeż miał więc złą sławę nie tylko za sprawą egzegezy chrześcijańskiej, lecz także hebrajskiej.

Z kolei kwestia słowa szafan to początek pochodu rozmaitych zwierząt. Termin może oznaczać jeżozwierza, jeża, zająca lub nawet zająca-jeża. Septuaginta, czyli grecki przekład Biblii, tłumaczy szafan jako cherogril. To słowo zaś w łacińskiej Wulgacie raz oddawane jest przez termin oznaczający zająca, a innym razem – jeża. Św. Hieronim, autor przekładu, chyba zresztą był świadomy tego kłopotu, gdy już poza biblijnym tekstem w swoich komentarzach do Biblii połączył w opisie cherogrila cechy jeża (mały, pokryty kolcami) i zająca (płochliwy). W ten sposób poczciwy góralek syryjski (tak po polsku nazywa się hebrajski szafan) czasem w przebraniu jeża, a niekiedy cherogrila rozpoczął pochód przez średniowieczne komentarze i miniatury (także jako zwierzę przypominające wiewiórkę i psa), zbierając mnóstwo nieprzyjemnych cech, które siłą rzeczy spływały też na poczciwe jeże.

Rówieśnik św. Antoniego, dominikanin Tomasz z Cantimpré, autor encyklopedycznego dzieła pt. Księga o naturze rzeczy, nie ma o jeżu do powiedzenia niczego przykrego. Cherogril to jednak inna sprawa. U Tomasza jest to zwierzę dzikie, wściekłe i niebezpieczne, choć niewielkie. Zważywszy, że dominikanin skończył porządkować znany świat zwierzęcy około 1244 r., miniaturzyści, egzegeci i pisarze od czasów św. Hieronima mieli 900 lat, by utożsamiać jeża z przerażającym cherogrilem. Któreś z tych oskarżeń musiały się przyczepić do jeżowych kolców.

Trwalsze od złej prasy okazały się jedynie fantazje na temat jeżowych igieł i kojarzenie ich z mocnymi włosami. Podobne przepisy na skuteczne remedium w walce z łysieniem (spalone kolce jeża roztarte z jakąś substancją pozwalającą na smarowanie) podają tzw. papirus Ebersa powstały w Egipcie w XVII (lub XVI) stuleciu przed Chrystusem i XVII-wieczne zalecenie medyczne z francuskiego Quercy. Mniej więcej w połowie tego liczącego ponad 3 tys. lat interwału pojawia się Pliniusz i powtarza egipski przepis medycyny estetycznej, odnotowując przy okazji, że potrzeba pozyskania jeży była tak wielka, iż spowodowała powstanie dokuczliwych nielegalnych monopoli. „Nic w dziejach nie było przedmiotem częstszych regulacji Senatu – odnotowuje w Historii naturalnej. – I każdy cesarz, bez wyjątku, mierzył się z napływającymi z prowincji skargami w tej sprawie”.

Zła reputacja jeży ma długą historię: od kalumnii Pliniusza do lat 60. XX w., kiedy to francuscy etnolodzy wskazywali występujące jeszcze tu i ówdzie połajanki, skierowane głównie do dzieci. Było wśród nich pogardliwe określenie „dziecko jeży” czy „brudny jeż”. Ten Pliniusza rzuca więc długi cień. A i historia lubi dodać coś od siebie.

 

Czytaj również:

Psychotest: Jaki jest twój wewnętrzny błąd? Psychotest: Jaki jest twój wewnętrzny błąd?
i
„Dziewczyna z martwym kanarkiem”, Jean-Baptiste Greuze, 1765 r./WikiArt (domena publiczna)
Rozmaitości

Psychotest: Jaki jest twój wewnętrzny błąd?

Wszystko Będzie Dobrze

Postanawiasz zrobić domową pizzę. Jak się do tego zabierasz?

a) Przyrządzasz dowolną pizzę, byle nie z ananasem. Wyjmujesz ją z piekarnika, patrzysz, a tu… pizza z ananasem!

b) Kłazziesz na, ciatso sosem pomirodowego i, mozarellę. Pieczesz na 5 minut do pkieranika.

Czytaj dalej