Płońcie, niesporczaki!
Sonda Cassini, która 15 września spłonie w atmosferze Saturna, mogłaby krążyć wokół olbrzymiej planety jeszcze długie lata. Jednak naukowcy z NASA zdecydowali się na wcześniejsze pożegnanie z zasłużoną sondą ze względów higienicznych. Tłumaczą, że dopóki Cassini miała duże zapasy paliwa, można było nią tak kierować, aby zneutralizować potężną grawitację Saturna i jego olbrzymich naturalnych satelitów. Paliwo jednak zostało zużyte prawie do końca i pojazd stał się niesterowny. Po kilku miesiącach lub latach mógłby opuścić orbitę i spaść na któryś z księżyców: Tytana lub, co gorsza, Enceladusa. A na globach tych może istnieć życie.
Na sondzie Cassini też może być życie, np. niesporczaki. Tym maleńkim stworzeniom niestraszne są promieniowanie kosmiczne, chłód kosmiczny ani kosmiczna próżnia. W niesprzyjających warunkach potrafią wejść w stan spoczynku, by wyjść z niego gładko, gdy znajdą się w przychylniejszym dla nich otoczeniu.
Wyobraźmy sobie, że sonda Cassini trafia przypadkiem na Enceladusie w olbrzymi gejzer, który prowadzi do ukrytego pod powierzchnią globu oceanu. Jak tylko niesporczak poczułby, że znalazł się w oceanie, przebudziłby się, rozprostował swoje pulchne odnóża i niewiele myśląc (niesporczaki niewiele myślą), zabrał do podboju nowego środowiska. Co taka obca, inwazyjna forma życia potrafiłaby uczynić z organizmami tubylczymi, wiemy doskonale. Wystarczy przypomnieć błyskawiczne kariery, jakie w Australii robiły