Koniec świata! Okazało się, że część ze słynnych zwojów znad Morza Martwego, będących ozdobą waszyngtońskiego Muzeum Biblii, to XX-wieczne podróbki!
Fałszerze dobrze wiedzieli, jak poszukiwane i cenne są na rynku takie rarytasy. A kiedy oszustwo archeologiczne wyszło na jaw, siłą rzeczy rozgorzały dyskusje także o pozostałych zwojach (znanych też jako rękopisy z Qumran), przechowywanych m.in. w Jerozolimie. To blisko tysiąc dokumentów, częstokroć w skrawkach, po hebrajsku, aramejsku i grecku. Pochodzą sprzed 2000–2300 lat, a odnaleziono je w jaskiniach na pustyniach Ziemi Świętej w latach 1947–1956. Część z nich to rękopisy biblijne, a pozostałe też rzucają światło na dzieje judaizmu i początki chrześcijaństwa.
Czy w świetle waszyngtońskiej afery trzeba je wszystkie ponownie przebadać? Nie, ale poszukiwacze sensacji i miłośnicy teorii spiskowych zyskają spore pole do popisu. I po raz kolejny wskazywać będą, że najciemniej jest pod latarnią: nawet w muzeum za pół miliarda dolarów, nawet w stolicy USA, nawet w XXI wieku i nawet w sprawie dokumentów mających rangę nieomal relikwii nie można być przesadnie ufnym.
Doprawdy, koniec świata! Aczkolwiek w Apokalipsie według św. Jana trudno znaleźć fragment, który zapowiadałby rychły armagedon z powodu działalności fałszerzy na rynku antykwarycznym…
Ostateczny obrachunek
Niemniej jednak na koniec świata warto się zawczasu przygotować. Kiedy w 1066 r. Wilhelm Zdobywca podbił Anglię, musiał poznać swoje nowe państwo. Myślał, myślał, aż wreszcie zlecił wykonanie dokumentu popularnie zwanego Księgą Dnia Sądu Ostatecznego. Czyżby spodziewał się rychłej apokalipsy? Raczej nie. A może normański władca zamierzał zgotować apokalipsę podbitym Anglosasom? Też nie. Jakby wbrew nazwie Księga to raczej dokument otwarcia, nie końca. Szczegółowy rejestr tego, czym dysponuje król Anglii. Spis ziem, posiadłości, inwentarza, mieszkańców itp.
Jak to możliwe, że dla tak nudnej dla szarego człowieka lektury wymyślono tak znakomitą pod względem reklamowym, wręcz bestsellerową nazwę: Księga Dnia Sądu Ostatecznego? Jest tu pewna zagwozdka językowa. W oryginale dokument nosi tytuł Domesday Book, nie Doomsday Book, a staroangielskie słowo dom oznaczało zliczanie, nie – mistyczną zagładę (doom). Jest to więc Księga Obrachunku, chociaż wykonana tak pieczołowicie, jakby twórcy mieli się tłumaczyć z każdej liczby przed Najwyższym.
Dwutomowe dzieło, choć pod względem formalnym wykonane dla króla Wilhelma, przydało się raczej jego urzędnikom, ponieważ sam Zdobywca… był analfabetą. Dziś ten niezwykły zabytek przechowywany jest w zbiorach Archiwum Państwowego Wielkiej Brytanii (The National Archives) mieszczącego się w Kew w Londynie.
Lektura na ostatnią drogę
O prawdziwym końcu – nie świata, lecz człowieczym – opowiadają natomiast zabytkowe egipskie Księgi umarłych. To starożytne zwoje papirusu liczące nawet 40 m długości. Powstawały przez kilkanaście wieków, od czasów potężnej XVIII dynastii faraonów – z której pochodzili m.in. Hatszepsut, Echnaton i Tutanchamon – po epokę Kleopatry i podbój Egiptu przez Rzymian. Czym są? To pisane na zamówienie przez wykształconych skrybów, za pomocą hieroglifów i pisma hieratycznego, teksty funeralne. Często mają formę pieśni, religijnych formuł i magicznych zaklęć, obowiązkowo opatrzonych ilustracjami pokazującymi, co czeka zmarłego po pogrzebie, podczas podróży w zaświaty.
Czego tam nie ma! Widzimy wszelakie egipskie bóstwa, malowniczych bogów z głowami zwierząt, ludzi i potwory. A także, co ważne, procedury czekające zmarłych w zaświatach. Na przykład słynny sąd Ozyrysa. Przed ten boski najwyższy trybunał doprowadzał zmarłego bóg o głowie szakala Anubis. Na wielkiej wadze stojącej przed Ozyrysem kładziono na jednej szali serce zmarłego, będące najważniejszą częścią jego duszy, a na drugiej pióro symbolizujące prawdę. Jeśli wynik ważenia i wyjaśnienia spowiadającego się człowieka były niezadowalające, jego duszę porywał Ammit – potworny pożeracz serc. Nie było litości, nie znano apelacji.
Początkowo, prawie 2500 lat temu, historie te tworzono nie na papirusach, lecz na ścianach grobowców. Nazwano je Tekstami Piramid oraz Tekstami Sarkofagów. Dopiero z czasem zaczęto je utrwalać na zwojach zrobionych z trzciny papirusowej rosnącej przy Nilu, życiodajnej świętej rzece Egiptu. Towarzyszyła temu jeszcze jedna ewolucja. Otóż początkowo dokumenty takie tworzono jedynie dla elit, jakby tylko rządzący i najbogatsi mieli dostąpić zaszczytu życia po śmierci. Z czasem Księgi umarłych stały się bardziej dostępne i praktycznie każdy, kto mógł zapłacić skrybie za przepisanie lub opracowanie świętego zwoju, mógł go mieć dla siebie. Nawet jeśli Księgi były do siebie podobne, różniły się wpisanym imieniem nabywcy. Oczywiście wielu Egipcjanom zależało na tym, aby posiadać jak najbardziej osobisty egzemplarz. Skrybowie mieli więc spore pole do popisu, o ile tylko nabywca miał czym zapłacić. Można się domyślać, że na rynku księgarskim nad Nilem panowała pewna konkurencja w tej dziedzinie!
Księgi umarłych kładziono zabezpieczone przy zwłokach – w pojemnikach, kasetkach itp. Tak też odkrywali je po wiekach naukowcy. To oni też nadali tym zabytkom piśmiennictwa nazwę, pod jaką dzisiaj funkcjonują. Właściwa pełna oryginalna egipska nazwa tych dokumentów to Księga wyjścia w ciągu dnia. Jednakże za sprawą XIX-wiecznego pruskiego egiptologa Karla Richarda Lepsiusa upowszechnił się tytuł Księga umarłych.
O ile kiedyś były to swoiste podręczniki, religijne ściągawki dla Egipcjan, dzisiaj stanowią bezcenne źródło informacji o kulturze starożytnego Egiptu dla archeologów i historyków. Są też najzwyczajniej w świecie ładne, przykuwają wzrok. Jest wiele znanych, wystawianych w muzeach lub na nowo wydawanych (w formie książkowej) Ksiąg umarłych. Na przykład świetnie zachowany tzw. papirus Hunefera czy 37-metrowy papirus Greenfield. Za jedną z najpiękniejszych egipskich Ksiąg umarłych uchodzi przechowywany w British Museum papirus Aniego, pisarza królewskiego z dworu faraona Ramzesa II. Pierwotnie zwój ten miał 23 m długości. Odkrywcy pocięli go na 37 kawałków, co miało im ułatwić przemycenie zabytku z Egiptu na Zachód. Udało się. Ciekawe jednak, jak to obronią na sądzie Ozyrysa?