Księżniczka w pułapce Księżniczka w pułapce
i
Cytadela w Soroce, fot. Vadim Sterbate, CC BY-SA 3.0
Wiedza i niewiedza

Księżniczka w pułapce

Adam Węgłowski
Czyta się 9 minut

Ryngałła jest świetną historyczną bohaterką, ale tylko trzeciego planu. To przykład, jak niewdzięczny był w średniowieczu los kobiet – nawet dobrze urodzonych.

W 1362 r. włoski poeta Giovanni Boccaccio wydał zbiór biografii O słynnych kobietach. Tym samym sprytnie zapełnił rynkową niszę, ponieważ sporo krążyło już opowieści o białogłowach świętych, brakowało natomiast o ambitnych, groźnych i utalentowanych. Jednak Boccaccio nie zamierzał ich przesadnie chwalić. Niemal na każdym kroku podkreślał, że kobiety z reguły są słabe, rozwiązłe, bezwolne, ograniczone, skąpe i próżne, a nieliczne wyjątki tylko potwierdzają regułę.

Jak oceniłby księżniczkę Ryngałłę, która urodziła się kilka lat po ukazaniu się jego książki? Pierwsze, na co zwróciłby uwagę, to jej pogańskie korzenie. Urodziła się na Litwie, leżącej wówczas na dalekim uboczu Europy. Jej matka Biruta była kapłanką świętego ognia. Ojciec Kiejstut marzył o tronie wielkoksiążęcym. Jej imię oznaczało siłę i wytrwałość. Przydały się jej, bo rodzina była tak skłócona, że na Litwie wybuchła wojna domowa.

Mężczyźni wojowali, kobiety i dzieci cierpiały. Najpierw Kiejstut uwięził swego bratanka Jagiełłę, potem losy się odwróciły. Tak ojciec Ryngałły, matka i brat Witold trafili do lochu. Tam w 1382 r. Kiejstut zmarł lub został zamordowany. Birutę utopiono lub zesłano z powrotem do leśnego sanktuarium. Witold uciekł do Krzyżaków i błagał ich o pomoc przeciw Jagielle. Nastoletnia Ryngałła w 1386 r. przyjęła zaś chrzest i przybrała imię Anna.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Dalsze jej losy moralista Boccaccio skwitowałby słowami, które napisał o mitycznej Medei: „Nieszczęścia mogą wyniknąć z braku skromności, kiedy dziewczyna, zamiast wstydliwie opuścić oczy ku ziemi lub wznieść je ku niebu, strzela nimi na prawo i lewo”…

W ramionach biskupa

W 1392 r. poznała w zamku swego brata księcia Witolda przystojnego przybysza imieniem Henryk. On był bratem księcia mazowieckiego Janusza, męża siostry Ryngałły – Danuty Anny. A także dyplomatą i szpiegiem. W imieniu Jagiełły (wtedy od kilku lat już króla Polski i sojusznika Mazowsza) namawiał Witolda do zawarcia kompromisu i wspólnej walki z Krzyżakami.

Henryk przypadł księżniczce do gustu. A i Witoldowi odpowiadałoby wzmocnienie relacji z Mazowszem. Był tylko pewien szkopuł: Henryk formalnie pełnił posługę biskupa płockiego! Duchownym został jednak nie tyle z powołania, ile z woli ojca. A stało się to w okolicznościach godnych rycerskiego romansu, o czym litewska księżniczka niechybnie się dowiedziała.

Otóż po narodzinach Henryka jego ojciec, książę Siemowit III, zamiast się cieszyć, nabrał podejrzeń, że doczekał się bękarta. Kazał zamknąć „niewierną” żonę w wieży w Rawie Mazowieckiej – taki to już był los władczyń, na które rzucono podobne kalumnie. Malca oddał zaś na wychowanie wieśniakom. Dopiero po latach zrozumiał, że został wprowadzony w błąd przez intrygantów. Odszukał Henryka, uznał i przeznaczył do kariery duchownej. O tej niesamowitej historii pisano potem w Polsce i za granicą (a w XVII w. posłużyła Szekspirowi za kanwę Zimowej opowieści).

Ryngałła, jak twierdzą historycy, wpadła w oko księciu biskupowi. Sienkiewicz rozmarzył się nawet w Krzyżakach, że po zwycięskim turnieju rycerskim na Litwie Henryk „nagrody brał wszystkie z rąk cudnej Ryngałły, przed którą w pełnej zbroi klękał”. Mazowszanin podjął też męską decyzję: postanowił zrzucić sutannę i ożenić się z zakochaną w nim po uszy litewską pięknością.

Kozioł ofiarny i towar przechodni

Nie wiemy, czy Ryngałła miała jakieś wybitne talenty. W chwili, gdy ona brała ślub, we Włoszech Dorotea Bocchi wykładała medycynę i filozofię na uniwersytecie w Bolonii, we Francji Christine de Pisan rozpoczęła karierę pisarską, w Polsce zaś królowa Jadwiga zasłynęła jako mecenaska sztuki, kultury i nauki. Ryngałła miała pecha, ponieważ o niej rozpisano się tylko w kontekście tragedii, do której doszło zaledwie kilka miesięcy po ślubie.

Młody mąż nagle zmarł. Jedni sugerowali, że to mściwi Krzyżacy otruli Henryka. Inni powiadali, że to bracia nie chcieli dzielić się z nim mazowieckimi włościami. Lecz w gronie podejrzanych znalazła się też Ryngałła! Ponoć wystraszyła się, że niebiosa nie błogosławią małżeństwu, które powstało po złamaniu ślubów zakonnych przez Henryka. Możliwe, że plotki takie rozsiewali Krzyżacy, chcąc zdyskredytować cały ród Ryngałły. A ona, jak wiele kobiet w średniowieczu – poddanych politycznej i obyczajowej dominacji mężczyzn – doskonale nadawała się na kozła ofiarnego. Tym bardziej, że już niecałe dwa lata później znów stanęła na ślubnym kobiercu. Albo więc nie bolała specjalnie nad śmiercią Henryka, albo nie dano jej na to szansy.

Powszechna była wtedy opinia, że kobieta nie może sama o sobie stanowić, lecz trzeba nią pokierować. Rodzina wybrała Ryngalle na nowego męża władcę Mołdawii Stefana I. Ślub miał przypieczętować polityczny alians mołdawsko-polsko-litewski. Potraktowano księżniczkę po prostu jak przedmiot transakcji – rzecz w średniowieczu, w czasach małżeństw dynastycznych, bardzo typowa.

Jednak już w 1399 r. Stefan… dołączył do Henryka w zaświatach. Poległ w bitwie. I tak niespełna 30-letnia Ryngałła została wdową po raz drugi.

Diabelski pech

O rządach nie miała co marzyć, takie przypadki zdarzały się w Europie sporadycznie (np. w tym czasie całą Skandynawię połączyła pod swym berłem królowa Małgorzata I). Władzę nad Mołdawią przejął spowinowacony z Ryngałłą książę Aleksander Dobry. Natomiast sąsiad, który mu w tym pomógł – hospodar wołoski Mircza Stary – zainteresował się podwójną wdową. Świadczy o tym fragment korespondencji między wielkim mistrzem krzyżackim a księciem Witoldem z 1400 r.

Co myślała sama Ryngałła, pozostaje tajemnicą. Pewnie robiła wszystko, by zachować swój status i pozycję. Nie była przecież rewolucjonistką – jak kierująca buntem angielskich chłopów Agnes Sadler. Nie umiała też postawić na swoim jak średniowieczna Lady Godiva, która przejechała nago na koniu przez miasto, byle wygrać zakład z mężem i ulżyć doli poddanych.

Jeśli Ryngałła ostatecznie związała się z Mirczą (czego historycy nie są pewni), to zapewne ona urodziła mu syna Włada Diabła. Tym samym w przyszłości stałaby się babką… pierwowzoru Drakuli – czyli Włada Palownika. Ów wołoski władca zasłynął w Europie z okrucieństwa (vide jego przydomek), ale w równym stopniu był ofiarą „czarnego PR” kreowanego przez jego rywali. Także Ryngałła była prześladowana – jeśli nie przez złą opinię, to przez los. Bo ślub z wołoskim władcą wcale nie przyniósł końca jej tułaczce.

Na marginesie historii

W 1418 r. księżna mazowiecka Danuta Anna, starsza siostra Ryngałły, spokojnie podziwiała ufundowany przez siebie kościół Nawiedzenia NMP na skarpie wiślanej w Warszawie. W tym samym czasie jej brat Witold rządził twardą ręką na Litwie. A Ryngałła… trzeci raz została wdową!

Wróciła do Mołdawii. Tam zaś, co już pewnie nikogo nie zdziwi, kolejny raz wyszła za mąż. Za wspomnianego już wyżej Aleksandra Dobrego – też wdowca, młodszego od niej o kilka lat. Pozostającego, co znamienne, w sojuszu z państwem polsko-litewskim. Czyli i temu małżeństwu przyświecały racje polityczne rodu Ryngałły. O miłości nikt nie wspominał.

Związek potrwał jednak krótko. Już w roku 1421 Aleksander rozwiódł się z Litwinką. Czyżby jej uroda tak przygasła, a może zalazła Mołdawianinowi za skórę intrygami? Z zachowanych dokumentów wynika, że oficjalnie poszło o różnice religijne (Aleksander wyznawał prawosławie, a Ryngałła pozostawała katoliczką) oraz fakt, że oboje byli ze sobą spowinowaceni. Rozwód poirytował jednak księcia Witolda, który przymierzał się już do zbrojnej wyprawy na Mołdawię w celu ochrony interesów swojego rodu, jednak sprawę udało się załagodzić. Na otarcie łez Aleksander podarował byłej żonie dosyć rozległe włości.

Ostatnie lata Ryngałła spędziła właśnie w swoich posiadłościach otrzymanych po mężach. Renesansowy historyk Bernard Wapowski pisał, że zginęła w 1433 r. w Mołdawii z rąk pasierba, który w walce o władzę po śmierci Aleksandra Dobrego „bez miłosierdzia utopić ją kazał”. Byłby to koniec godny trucicielki i intrygantki. Współcześni historycy twierdzą jednak, że Wapowski popełnił błąd, a Ryngałła zmarła z przyczyn najzupełniej naturalnych. Jak porządna, świątobliwa matrona z tamtych czasów.

Zachowała swoją pozycję i przyczyniła się do powodzenia planów politycznych rodziny. Lecz nie zrobiła nic, by stać się czymś więcej niż przypisem na marginesie kronik. Nikt nie utrwalił choćby jednego zdania, które wypowiedziała. Cóż, nie każda kobieta mogła być w średniowieczu Joanną d’Arc. Nie każda miała odwagę i poczucie misji. I nie każda chciała cokolwiek zmieniać.

 

Wybrana bibliografia:

Giovanni Boccaccio, O słynnych kobietach, z przedmową Ingi Grześczak, tłum. Piotr Bańkowski, Inga Grześczak, Agnieszka Szopińska, Warszawa 2013.

Jan Długosz, Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, ks. XI–XII, Warszawa 2004.

Janko z Czarnkowa, Kronika Jana z Czarnkowa, Kraków 2009.

Kazimierz Jasiński, Henryk Siemowitowic i jego żona Ryngałła. Studium historyczno-genealogiczne, [w:] Słowianie w dziejach Europy, Poznań 1974.

Kronika kobiet, red. Maria Żmigrodzka-Wolska, Marian B. Michalik, Warszawa 1993.

Krzysztof Ożóg, Ryngałła, [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. XXXIII, Wrocław 1992.

Bernard z Rachtamowic Wapowski, Dzieje Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego od roku 1380 do 1535, Wilno 1847.

Czytaj również:

Szkielet historii i ciało teraźniejszości Szkielet historii i ciało teraźniejszości
i
Mieczysław Wasilewski, rysunek z archiwum
Przemyślenia

Szkielet historii i ciało teraźniejszości

Paulina Małochleb

Teraźniejszość może być przybliżana i tłumaczona poprzez opowieści o przeszłości. Jednak tego typu narracje niosą ryzyko, że zostaną niezrozumiane i zinterpretowane tylko jako dawne dzieje. 

„A zatem nie ma już »teraz«, ponieważ przeszłość pochłonęła teraźniejszość, zamieniła ją w ciąg obsesyjnych powtórzeń, a to, co wydawało się nowe – co wydaje się dziać teraz – jest jedynie odgrywaniem jakiegoś ponadczasowego schematu” ‒ pisał w zbiorze esejów Dziwaczne i osobliwe Mark Fisher, filozof i teoretyk kultury. W elegijnym tekście opublikowanym tydzień po jego śmierci w 2017 r. na stronie „Guardiana” Simon Reynolds stwierdził, że dla młodszych pokoleń najważniejsza była teza Fishera dotycząca prywatyzacji cierpienia psychicznego – dokonanej przez praktyki kapitalistyczne i polegającej na przekonaniu, że to jednostka ponosi pełną odpowiedzialność za stany psychoemocjonalne. W ten sposób problem dotykający milionów staje się ich własną sprawą, na którą system nie ma wpływu i za którą nie odpowiada. Dla polskich czytelników blog Fishera – o nazwie K-punk – prowadzony na początku lat dwutysięcznych nie był z pewnością tak ważnym punktem odniesienia jak dla brytyjskich odbiorców, ale jego tezy krążą i w systemie coraz bardziej drapieżnego kapitalizmu, strojącego się w szatki work-life balance, brzmią coraz mocniej.

Czytaj dalej