Cierpliwe i uważne słuchanie drugiego człowieka to zanikająca sztuka. Zapomnieliśmy, jak to się robi. Są jednak powody, dla których powinniśmy znowu nastawić się na odbiór.
Doświadczyłam tego podczas mityngu Anonimowych Hazardzistów. Rozmowy toczyły się wokół codziennych spraw – ktoś pokłócił się z teściową, ktoś inny tego dnia nudził się w pracy. Jeden z mężczyzn przez kwadrans mówił o szczeniaku, którego przyniósł niedawno do domu: co pies je, jak się bawi, ile razy dziennie trzeba z nim wyjść. Brakowało w tej opowieści akcji, nikt jednak nie próbował przerywać. Słuchaliśmy z powagą i bez komentarzy. Spotkanie było otwarte. Poszłam tam, bo pracowałam nad reportażem o uzależnieniach, ale pod nikogo się nie podszywałam, doskonale też zdawałam sobie sprawę z głównej zasady mityngów, zgodnie z którą żadna z historii uczestników nie może wyjść poza ten krąg. Oprócz mnie nie dołączyła żadna nowa osoba, zabrakło więc „mocnej”, typowej dla debiutujących AH opowieści o wchodzeniu czy wychodzeniu z nałogu. Mogłam się nudzić. Tymczasem po pierwszej godzinie zdałam sobie sprawę, że wcale nie chcę opuszczać tego miejsca. Czas biegł, ale ja nie czułam, że go tracę. Nieoczekiwanie sprawiło mi ulgę słuchanie pozbawionych dynamicznej puenty raportów z dnia codziennego. Uwiódł mnie panujący wśród nas spokój. Nikt nikomu nie przerywał. Nikt nie wykazał nawet odrobiny zniecierpliwienia. Nie było sporów, przepychanek ani popisów. Pomyślałam: „Kiedy ostatnio spędzałaś z ludźmi czas w taki sposób? Tak bezkolizyjnie i tak kojąco?”. Nie mogłam sobie przypomnieć.
Dobro luksusowe
Przeszło ponad 2 tys. lat temu Zenon z Kition upominał ludzkość: „Natura dała nam jeden język, a dwoje uszu po to, ażebyśmy słuchali dwa razy więcej, niż mówimy”. Dzisiaj już jednak o tym nie pamiętamy. Zdecydowanie wolimy nadawać niż odbierać. „Współcześnie zachęca się nas, żebyśmy słuchali głosu serca, wsłuchiwali się w swoje ciało i najgłębiej ukryte potrzeby. Rzadko jednak jesteśmy nakłaniani do słuchania innych z uwagą i skupieniem” – czytam w niedawno wydanej w Polsce książce amerykańskiej publicystki Kate Murphy W ogóle mnie nie słuchasz (wyd. Marginesy, 2022). Autorka pisze o zanikającej sztuce słuchania. O tym, że oduczyliśmy się prawdziwego dialogu, a przywykliśmy do narcystycznego wygłaszania własnych stanowisk. Wiele przez to tracimy. Słuchanie innych oraz bycie wysłuchanym zaspokaja podstawowe ludzkie potrzeby: akceptacji i zostania zrozumianym. Człowiek niewysłuchany czuje się samotny.
Poprosiłam Kate Murphy, żebyśmy razem przyjrzały się sytuacji ze wspomnianego mityngu. „Czy wartościowej rozmowy możemy doświadczać już tylko w ramach terapii?” – zapytałam. „Dobra rozmowa i dobry słuchacz są dzisiaj w cenie, jak luksusowe dobro. Brakuje nam tego w codziennym życiu” – przyznała mi dziennikarka. Kiedy pisała W ogóle mnie nie słuchasz, prosiła swoich rozmówców, żeby przypomnieli sobie, kiedy ostatnio ktoś ich wysłuchał tak, jakby sobie tego życzyli, oraz spróbowali wymienić choć jednego dobrego słuchacza ze swojego otoczenia. Pytani mieli też wyjaśnić, co to w ogóle znaczy, że ktoś jest dobrym słuchaczem. „Żaden z moich rozmówców, naprawdę żaden, nie umiał mi odpowiedzieć. Milkli zaskoczeni, zawieszali się” – mówi Murphy. Nawet ci, którzy byli w stałych związkach albo mieli wokół siebie przyjaciół czy bliską rodzinę, również przyznawali, że nikt w gruncie rzeczy nie potrafi ich wysłuchać. Poszukując ulgi, wielu z nich zdecydowało się zapłacić za dobre słuchanie terapeutom lub coachom, niektórzy obsadzali w tej roli swoich fryzjerów czy kosmetyczki.
Amerykańska dziennikarka zauważyła jednak, że jej rozmówcy nie mieli problemu z tym, aby wymienić cechy złego słuchacza. Najczęściej punktowali takie zachowania, jak: przerywanie w połowie zdania, sprawdzanie co chwilę telefonu, wiercenie się na krześle albo niezwiązane z tematem rozmowy wtrącenia. „Z przykrością odkrywałam, jak wiele osób ma za sobą złe doznania. Ludzie częściej czują się w rozmowie ignorowani i źle zrozumiani, niż doświadczają satysfakcji z bycia wysłuchanym”.
Bez odbioru
Znakomita pisarka Eudora Welty – nagrodzona Pulitzerem w 1973 r. – zapytana, jak to się stało, że amerykańskie Południe wydało tylu znakomitych pisarzy z nią na czele, odpowiedziała żartem: „Nie mieliśmy tu nic innego do roboty, jak tylko siedzieć na werandzie i gadać. No i niektórzy z nas zaczęli te opowieści spisywać”. Murphy także pochodzi z tej części USA, z Teksasu. W dzieciństwie otaczali ją gawędziarze; chętnie wspomina barwnych sąsiadów i krewnych, którzy potrafili opowiedzieć dobre historie. Często te same wydarzenia w innych ustach przybierały zgoła odmienny przebieg. Dla przyszłej dziennikarki była to cenna lekcja – szybko pojęła, że tylko wysłuchanie wielu relacji z różnych stron pozwala zbudować w miarę obiektywny obraz. Dzięki temu też rozsmakowała się w rozmowach i wyrobiła w sobie nawyk uważności, tak potrzebnej podczas prowadzenia dialogu.
Dzisiaj brakuje takich pogawędek. Rzadko korzystamy z ławeczek przed domem, miejsce dawnych werand zastąpiły wjazdy do garaży, w korytarzach łączących mieszkania w blokach nie przysiada się na rozmowę z sąsiadami, a media oraz Internet w dużej mierze zastąpiły przekazywane z ust do ust opowieści.
To, co nam się przytrafia, rejestrujemy każdy na własną rękę: fotografujemy, filmujemy, opisujemy, a potem publikujemy w sieci. „Jesteśmy dziś bardziej skupieni na wysyłaniu komunikatów niż na ich przyjmowaniu. Sztuka konwersacji została zastąpiona przez zindywidualizowane nadawanie treści” – ostrzega Julian Treasure, ekspert od komunikacji w biznesie, którego szkolenia i książki na temat umiejętności słuchania biją rekordy popularności. Wystąpienie na konferencji TED, z którego pochodzi cytowana wypowiedź, ma ponad 100 mln odsłon i jest w pierwszej dziesiątce najchętniej oglądanych. Rzecz w tym, że gdy w Google szukam rady na temat dobrego słuchania, dostaję dwa razy więcej odpowiedzi dla nadawców komunikatów (np. menedżerów czy sprzedawców) niż wskazówek, jak być odbiorcą, a więc dobrym słuchaczem.
„Sztuka słuchania zanika, a my lubimy winić za to technologię” – przyznaje Murphy. No i rzeczywiście, aplikacje i aktywności w sieci są tak skonstruowane, że rozpraszają uwagę. Do tego zamykają nas w bańkach informacyjnych – z ludźmi o tych samych poglądach. Możemy ogłosić światu każdą naszą myśl, a zablokować się na wszystko, z czym się nie zgadzamy albo czego po prostu nie rozumiemy. Coraz rzadziej mamy okazję, by ćwiczyć sztukę dyskusji i uważnej rozmowy z kimś o odmiennym doświadczeniu oraz innych niż nasze poglądach.
Hałaśliwy świat
„Technologie jednak to nie jedyny winowajca – mówi mi Murphy. – Działają na nas również inne czynniki: wychowanie, ewolucja gatunku, zmiany funkcji mózgu, wpływy kulturowe, poglądy polityczne i to całe hałaśliwe nowoczesne otoczenie”.
Brak umiejętności słuchania – jak podkreśla Treasure – ma także związek z hałasem. „Nie wszystkie otaczające nas dźwięki są przyjemne, a nie zawsze jesteśmy w stanie ich uniknąć. Szum ruchliwej ulicy czy praca młota pneumatycznego, nawet hałas na szkolnym korytarzu podczas przerwy nie są tym, czego powinniśmy i pragnęlibyśmy doświadczać. (Chociaż muszę tu wtrącić, że wielu nauczycieli podzieliło się ze mną takim spostrzeżeniem: podczas przerw między lekcjami jest już znacznie ciszej. W szkołach, w których można korzystać ze smartfonów, uczniowie chętniej wybierają spędzanie wolnego czasu w sieci niż na rozmowach). Z tego powodu, zauważył Treasure, dzisiaj nie wystarczy mówić, żeby przykuć czyjąś uwagę – trzeba krzyczeć.
Krzyczą więc reklamy, nagłówki gazet i portali. To wszystko nas znieczula i pozbawia spokoju. Poza tym żeby zwrócić uwagę na jakiś problem, trzeba go dziś powiązać z hasłem, które przebije się przez wszechogarniającą kakofonię i poruszy nasze zmęczone, zniecierpliwione i przebodźcowane mózgi. Przykładem może być Strajk Kobiet. Gdy w 2020 r. kobiety użyły kontrowersyjnego hasła z wulgarnym słowem „j…ć ”, był to właśnie ten zwielokrotniony krzyk. Krzyk w walce o to, by zostać wreszcie usłyszaną i wysłuchaną.
Ogłuszeni
Ze słuchaniem mamy coraz większe problemy nie w tylko w kontekście społecznym. Również, a może przede wszystkim, na poziomie fizjologii. Niedosłuch to obecnie czwarta najczęstsza przyczyna niepełnosprawności. Według WHO około 1,5 mld ludzi na świecie doświadcza niedosłuchu, a do roku 2050 zaburzenie to może dotknąć aż 2,5 mld, czyli jedną na cztery osoby.
Naturalny proces starzenia się jest tylko jedną z możliwych przyczyn tego zjawiska. Coraz większą rolę odgrywają czynniki zewnętrzne, na których występowanie mamy ograniczony wpływ. Współcześnie o naszym słuchu w dużej mierze decydują choroby, hałas i toksyny.
O dzisiejszych nastolatkach eksperci mówią już „pokolenie głuchych” – w Polsce około 20% dzieci w wieku szkolnym ma zaburzenia słuchu. Młodzież niemal stale korzysta ze słuchawek. Muzyki słucha najczęściej z natężeniem 80–105 decybeli. Do tego dochodzi hałas na koncertach (110–120 dB), a szkoła codziennie dokłada swoje rytualnym dzwonkiem (100–110 dB). Tymczasem 85 dB to granica, której dla dobra uszu nie powinniśmy przekraczać, a 35 dB to zalecany poziom słuchania muzyki, o ile chcemy, żeby nam nie szkodziła.
Poziom hałasu na ulicy według norm w UE nie powinien przekraczać 60 dB, ale w godzinach szczytu osiąga nawet 120 dB. Wystarczy kwadrans w takich warunkach, aby trwale uszkodzić słuch – pracująca wiertarka udarowa może tego dokonać w pół minuty. Szkodzi nam suszenie włosów i odkurzanie (do 70 dB), miksowanie zupy, jazda na motocyklu, pójście do kina czy głośnej restauracji.
Regularny, długotrwały hałas powoduje mikroskopijne urazy kosteczek słuchowych, które – chroniąc się przed zbyt wysokim poziomem decybeli – obrastają dodatkową chrząstką, a to je z kolei usztywnia i czyni mniej przydatnymi.
Konsekwencją pogorszenia się słuchu są trudności w nawiązaniu kontaktu z ludźmi. Kiedy słabiej słyszymy, łatwiej się irytujemy i męczymy, co w następstwie powoduje większy stres. Gorszy słuch może więc prowadzić także do depresji.
Co lubi mózg
Ubytek słuchu to nieunikniony element procesu starzenia się. Okazuje się jednak, że istnieje też zależność odwrotna – słabe słyszenie zwiększa ryzyko demencji, a nawet występowania choroby Alzheimera. Odkryli to naukowcy w latach 80. (Richard F. Uhlmann, Eric B. Larson, Thomas S. Rees – 1989 r.), a potwierdziły kolejne badania przeprowadzone już w XXI w. (m.in. przez Franka R. Lina, E. Jeffreya Mettera, Richarda J. O’Briena – 2011 r.). U dorosłych ze słabszym słuchem problemy z pamięcią i myśleniem pojawiają się wcześniej i pogłębiają w szybszym tempie (aż o 30–40%).
Mózg osoby słabiej słyszącej musi pod pewnymi względami pracować intensywniej, ponieważ przetwarzanie dźwięków jest czynnością, która go stale obciąża. Dlatego podczas zwykłych zadań poznawczych, np. korzystania z pamięci roboczej, obniża się jego wydajność. Zubożone sygnały słuchowe mogą również przyśpieszać reorganizację kory mózgu, a także atrofię całego mózgu, m.in. w obszarach odpowiedzialnych za pamięć semantyczną czy integrację sensoryczną.
Na szczęście te niezbyt dobre wiadomości mogą też przynieść pozytywny efekt – wskazują bowiem, że mamy pewien wpływ na to, jak bardzo i jak dotkliwie będziemy się starzeć. W 2021 r. zespół pod kierunkiem Joela Salinasa z Instytutu Neurologii New York University Grossman School of Medicine opublikował wyniki badań o wpływie interakcji społecznych na objętość i funkcje poznawcze mózgu. Badacze sprawdzali, czy i który z czynników społecznych – miłość, dobre rady, przywiązanie, słuchanie, kontakt z bliskimi – może powstrzymać degradację funkcji poznawczych mózgu w obliczu starzenia się i zmian chorobowych, takich jak demencja i choroba Alzheimera. Jeden z tych czynników wyraźnie wysunął się na prowadzenie. Było to aktywne, uważne i życzliwe słuchanie. Sprawność mózgu – m.in. pamięć, mowę, rozumowanie czy zdolność do podejmowania decyzji – dłużej i w lepszej formie zachowali ci, którzy mogli liczyć na dostępność dobrych słuchaczy. Wystarczyło, aby mieli możliwość porozmawiania z nimi zawsze wtedy, gdy czuli taką potrzebę.
Ćwiczenia z uważności
„Zły słuchacz to niekoniecznie szkodliwy bądź nudny człowiek. Uważne słuchanie jest umiejętnością, która jak każda inna wymaga praktyki” – przekonuje mnie Kate Murphy.
Na początek próbuję ćwiczyć tę umiejętność na jednym z dostępnych w sieci pejzaży dźwiękowych Marcina Dymitera. Bez ruszania się z domu ląduję gdzieś przy ruchliwej ulicy. Zdradza ją cichy, ale nieustanny szum aut. Nagle wyodrębnia się z niego dźwięk blisko przejeżdżającego samochodu – pierwszego, drugiego, kilku z rzędu. Za chwilę te dźwięki cichną i miejski gwar zastępuje dialog ptaków. „Idę” dalej. Słyszę głosy przekrzykujących się nastolatek i ostry dźwięk gwizdka – już wiem, że to boisko. Wracam ze spaceru jednym kliknięciem w klawiaturę.
Czy w ten sposób nauczę się wnikliwiej słuchać? Szukam odpowiedzi w filmowym zapisie lubelskich Warsztatów Kultury (2021 r.), podczas których Dymiter tłumaczył, że ludzki mózg nie jest w stanie dekodować wszystkich informacji akustycznych, jakie go atakują. Jedne dźwięki wybiera, inne maskuje. Dobrze jest więc czasem posłuchać świata zarejestrowanego podczas spaceru z mikrofonem. Późniejsze odtwarzanie nagrań pomoże wyłowić pominięte za pierwszym razem elementy, umożliwi także dokładniejsze poznanie otoczenia, poszerzy naszą percepcję.
Słucham Treasure’a, który z kolei proponuje codzienne ćwiczenia z uważności. Na przykład: każdego dnia zapewnij sobie chwilę ciszy. Nawet jeśli nie uda się osiągnąć takiej całkowitej, bo mieszkasz w głośnym miejscu albo za ścianą harcują twoje dzieci, ogranicz chociaż bodźce dźwiękowe: wycisz telefon, wyłącz muzykę i telewizor, zamknij drzwi i okna. Trwaj tak co najmniej 3 minuty. Albo: przebywając w hałaśliwym miejscu, pobaw się w wyodrębnianie źródeł dźwięków. Jeśli siedzisz w kawiarni, spróbuj usłyszeć osobno ekspres do kawy, przelewanie wody, przesuwanie krzesła, skrzypienie drzwi. Inny pomysł: w codziennych odgłosach staraj się odnaleźć rytm. Pracuje zmywarka, za drzwiami jeździ winda, słyszysz klimatyzację – spróbuj usłyszeć w tym muzykę, złapać powtarzalność dźwięków, poddaj się temu na chwilę. I wreszcie – w każdej, nawet błahej rozmowie trzymaj się podstawowych zasad: nastaw się na odbiór, nie na nadawanie; podsumowuj poszczególne etapy rozmowy („Czyli mówisz, że…”; „A więc…”; „Rozumiem, że było tak:…”), zadawaj dodatkowe, precyzujące pytania.
Pytam Kate Murphy, jak sprawdzić, czy te ćwiczenia rzeczywiście zbliżają mnie do statusu dobrego słuchacza? Odpowiada: „Proponuję, żebyś po każdej rozmowie postawiła sobie dwa pytania: »Czego nauczyłam się od mojego rozmówcy? Jak czuł się mój rozmówca w trakcie naszego dialogu?«. Jeśli na oba będziesz potrafiła udzielić sobie odpowiedzi, to znaczy, że jesteś na dobrej drodze, by stać się lepszym słuchaczem”.