To, czy zostaniemy uznani za sprawców przestępstwa, czy za ofiary okoliczności, w dużej mierze zależy od kultury, w której wychowali się nasi sędziowie.
Był rok 1994, kiedy psycholodzy Michael Morris z nowojorskiego Uniwersytetu Columbia i Kaiping Peng z Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie przeprowadzili pewien eksperyment. Chcieli porównać, jak zachowania innych ludzi wyjaśniają Chińczycy, a jak Amerykanie. Uczestnikom badania pokazano animację przedstawiającą płynące w jeziorze ryby. Wszystkie były tej samej, sześciocentymetrowej długości, poruszały się identycznie, różniły się tylko kolorami. Ale jedna z nich płynęła na czele. Badani mieli wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Amerykanie uznawali najszybszą rybę za liderkę i przypisywali jej zdolności przywódcze. Chińczycy tłumaczyli, że płynie pierwsza, bo polują na nią inne ryby i zwyczajnie nie chce zostać zjedzona.
„Tam, gdzie Amerykanie widzą jednostkę prowadzącą grupę, Chińczycy widzą grupę goniącą jednostkę” – napisali autorzy eksperymentu na łamach „Journal of Personality and Social Psychology”. Różnice w ocenie uwidaczniały się, kiedy badani obserwowali sytuacje społeczne (w tym wypadku dynamikę w ławicy ryb), a zanikały, gdy pytania dotyczyły zdarzeń o charakterze czysto fizycznym. Kiedy tym samym badanym pokazano filmik, który przedstawiał poruszające się po boisku piłki, wyjaśnienia Amerykanów i Chińczyków nie różniły się.
Eksperyment pokazał, że nasze postrzeganie rzeczywistości, a zwłaszcza świata społecznego, zależy od naszego wychowania. Zdaniem psychologów także tendencja do błędów poznawczych jest zróżnicowana kulturowo – choćby podstawowy błąd atrybucji, czyli skłonność do szukania powodów danego zachowania raczej po stronie obserwowanej osoby niż okoliczności. Ten błąd – dowodzą badacze – zdecydowanie częściej występuje w społeczeństwach zachodnich niż np. w Azji Wschodniej.
Jak zauważa niemiecki psycholog Friedrich Försterling w książce Atrybucje, wychowani w kulturze indywidualistycznej chętniej tłumaczą zachowania innej osoby jej cechami („Ukradł, bo jest złym człowiekiem”). Z kolei ludzie wywodzący się z kultury kolektywistycznej dostrzegają aspekt sytuacyjny („Ukradł, bo nie było go stać na jedzenie”).
„Mimo postępującej globalizacji podział na kultury indywidualistyczne i kolektywistyczne nadal najtrafniej oraz w najbardziej konkretny sposób wyjaśnia różnice międzykulturowe” – uważa dr hab. Natasza Kosakowska-Berezecka, prof. Uniwersytetu Gdańskiego, psycholożka międzykulturowa. Za kraje, w których dominuje indywidualizm, uznaje się przede wszystkim Stany Zjednoczone, Kanadę i państwa Europy Zachodniej. Tereny kolektywistyczne to głównie Azja Wschodnia, przede wszystkim Chiny oraz Indie, a także – jak dodaje psycholog społeczny prof. Bogdan Wojciszke – niektóre kraje afrykańskie. „Co ciekawe, najnowsze badania pokazują, że Japończykom bliżej jest kulturowo do Amerykanów niż do innych Azjatów” – dodaje Kosakowska-Berezecka.
Różnice kulturowe w atrybucjach silniejsze są w przypadku dorosłych niż dzieci, co dowodzi, jak duży wpływ ma na nas kultura, w której wzrastamy. W latach 80. potwierdziły tę tezę badania psycholożki Joan G. Miller, która udowodniła, że skłonność Amerykanów do atrybucji dyspozycyjnych, czyli tłumaczenia zachowania cechami danej osoby, rośnie z wiekiem. Tę samą tendencję, tyle że dotyczącą tłumaczenia zachowań uwarunkowaniami sytuacyjnymi, Miller zaobserwowała u mieszkańców Indii.
Polacy przez dekady byli kulturowo pośrodku. Ustrój polityczny Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej narzucał ujęcie kolektywistyczne, ale w najnowszych rankingach coraz bardziej zbliżamy się ku indywidualizmowi.
Sprawca czy sytuacja?
W ramach swoich badań Morris i Peng przeanalizowali też doniesienia prasowe. W 1991 r. dwie gazety – amerykański „The New York Times” oraz chiński „World Journal” – pisały o osobach, które dokonały brutalnych zabójstw.
Chińczyk Gang Lu, absolwent fizyki na Uniwersytecie Iowa, był wściekły, ponieważ jego praca doktorska nie otrzymała prestiżowej nagrody. Ta zaś nie tylko stanowiłaby zastrzyk gotówki w wysokości 2,5 tys. dolarów, lecz także – zdaniem pokrzywdzonego – ułatwiłaby mu znalezienie pracy i umożliwiła pozostanie w USA. Nagrodę otrzymał jego rywal, również doktorant z Chin. Lu odwołał się od decyzji do władz uniwersyteckich. Nic to jednak nie dało, więc kilka dni później przyszedł na uczelnię z bronią i zastrzelił swojego promotora, pracownika uczelni, który negatywnie zaopiniował jego odwołanie, nagrodzonego rywala, dwoje innych studentów, a następnie siebie.
Powyższą historię zestawiono z przypadkiem Amerykanina Thomasa McIlvane’a, który został zwolniony z pracy na poczcie. Zaskarżył tę decyzję do związku zawodowego, do którego należał, i poprosił organizację o mediacje w sprawie przywrócenia go do pracy. Bezskutecznie – były pracodawca nie chciał przyjąć go z powrotem. Nie udało mu się też znaleźć nowego zatrudnienia. 14 listopada wszedł do urzędu pocztowego, w którym kiedyś pracował, i zastrzelił byłego przełożonego, kilku innych pracowników oraz przypadkowego przechodnia, po czym popełnił samobójstwo.
Badacze porównali, w jaki sposób chińscy i amerykańscy dziennikarze opisywali obie historie i jak tłumaczyli motywacje zabójców. Okazało się, że Amerykanie doszukiwali się ich przede wszystkim w charakterze sprawców. Według nich Lu miał „paskudny charakter”, „był poważnie zaburzony”, „mroczny” i „miał tendencje destrukcyjne”, a McIlvane był „porywczy”, „niestabilny psychicznie”, „przemocowy”. Tymczasem chińskie media zwracały uwagę na czynniki sytuacyjne. W artykułach podkreślano, że Lu „nie dogadywał się z promotorem”, „było mu smutno, bo przebywał daleko od domu”, „znajdowal się pod presją społeczną”, McIlvane zaś „był w ciężkiej sytuacji, bo został niedawno zwolniony” i „traktował byłego przełożonego jako wroga”. Co interesujące, obie historie zostały przedstawione później grupom chińskich i amerykańskich studentów, a ich wyjaśnienia okazały się mocno zbliżone do tego, jak sprawę przedstawiali dziennikarze z ich krajów: pierwsi dopatrywali się przyczyn zbrodni w sytuacji sprawców, drudzy zaś kładli nacisk na ich charaktery.
„Sposób postrzegania przez nas rzeczywistości jest następstwem pewnego rodzaju schematów poznawczych, a te kształtują się adekwatnie do tego, w jakim otoczeniu wzrastamy, na co zwraca się naszą uwagę i jakie się nam daje możliwości interpretacji” – tłumaczy to zjawisko dr hab. Romana Kadzikowska-Wrzosek, prof. Uniwersytetu SWPS, specjalizująca się w psychologii osobowości.
Profesor Bogdan Wojciszke w książce Człowiek wśród ludzi tłumaczy, że kultury indywidualistyczne kładą nacisk na konkretną osobę, jej osiągnięcia i wartości bezpośrednio służące jej interesom. Tutaj „ja” ma charakter niezależny, co oznacza, że ludzie postrzegają siebie jako autonomiczne jednostki. W kulturach kolektywistycznych jest zupełnie inaczej: ważne są przede wszystkim przynależność grupowa, harmonia społeczna i wartości bezpośrednio służące interesom wspólnoty. Tu „ja” ma charakter współzależny, czyli ludzie postrzegają siebie jako część większej całości, w kategoriach relacji łączących ich z innymi oraz miejsc zajmowanych w grupie.
Jak mówi dr hab. Kosakowska-Berezecka, jednostka w kulturze kolektywistycznej postrzega siebie w pewnych rolach: syna, córki, żony, matki, a jej „ja” jest naznaczone przez więzi z innymi. Tu ludzie są wychowywani w kulcie poświęcania się i budowania relacji – choćby kosztem swoich pragnień czy ambicji. W kulturze indywidualistycznej natomiast jednostka skupia się na realizacji swoich potrzeb i postrzega siebie raczej w kontekście tego, co powinna osiągnąć.
„Tutaj »ja« jest bardziej niezależne, istotne są samostanowienie, sprawczość. Inni mogą mi pomagać albo mnie wspierać, ale nie muszą. W kulturach kolektywistycznych liczy się wspólnotowość, »ja« jest współzależne w myśl zasady: ja wspieram innych, inni wspierają mnie” – tłumaczy psycholożka.
Różny punkt widzenia
Jeśli kultura jest mapą, dzięki której poruszamy się po rzeczywistości, nic dziwnego, że może ona też wpływać na sposób, w jaki interpretujemy przyczyny zdarzeń. „Co myślisz, kiedy ktoś spóźnia się na spotkanie z tobą?” – pytam parę znajomych z USA i Chin. „Myślę, że jest leniwy i niezorganizowany. Albo że robi to specjalnie” – mówi Emily, Amerykanka. „Uważam, że pewnie coś mu wypadło, może był korek na drodze albo musiał dokończyć coś w pracy” – odpowiada Chińczyk Xi.
Zdaniem psychologów w kulturze, która zakłada, że człowiek sam jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem, łatwiej uznać, iż to, co robią inni ludzie, wynika z ich czystych preferencji, cech i dyspozycji. Kultury oparte na kolektywnym podejściu te same zdarzenia tłumaczą inaczej, np. splotem różnych okoliczności.
Dr hab. Kosakowska-Berezecka zauważa, że różnice międzykulturowe uwidaczniają się szczególnie w podejściu do kłótni. W kulturze indywidualistycznej chętniej uznamy, że osoba, która się z nami pokłóciła, miała zwyczajnie złe intencje. W kolektywistycznej zaś łatwiej dostrzeżemy kontekst sytuacyjny: była kłótliwa, bo miała ciężki dzień w pracy. W rezultacie kolektywiści częściej unikają otwartej konfrontacji i rzadziej podejmują drażliwe tematy mogące zaburzyć harmonię i spokój relacji.
Psycholodzy mówią, że człowiek żyjący w świecie, w którym ważne są sygnały „my”, „nasze”, „wspólne” czy „współzależne”, siłą rzeczy poszukuje częściej komunikatów wspólnotowych. Tak samo indywidualiści wyczuleni są na informacje dotyczące sprawczości. Bo skoro są dostrzegani, doceniani i nagradzani za osiąganie swoich celów, nic dziwnego, że będą się nadal w ten sposób zachowywać.
„Moja matka chciała, żebyśmy z moim rodzeństwem odnieśli sukces; motywowała nas, żebyśmy byli »najlepszymi wersjami siebie«. Zawsze powtarzała, że powinniśmy być w stanie sami się utrzymać i nie polegać na nikim” – mówi Emily z USA.
„Kultura wschodnioazjatycka jest nastawiona bardziej na pracę zespołową, na grupę; myśli się raczej o wspólnocie niż o sobie samym. W domu uczono mnie, żeby się dzielić. W Chinach nawet jedzenie mamy do podziału, na Zachodzie każdy dostaje własną porcję na swoim talerzu, u nas dania krążą między wszystkimi” – wyjaśnia Xi z Chin.
Nie tylko wychowanie
Jak jednak podkreśla dr hab. Kadzikowska-Wrzosek, od powyższej zasady tłumaczącej podstawowy błąd atrybucji są również wyjątki, bo – niezależnie od kultury – inaczej oceniamy samych siebie i bliskie lub znane nam osoby, a inaczej innych ludzi. Duże znaczenie mają wartości etyczne. Jeśli nasze zachowanie lub zachowanie znanych nam osób jest powszechnie uznawane za dobre, chętniej tłumaczymy je cechami charakteru. „Na przykład: »Dałam duży datek na akcję charytatywną, bo jestem wielkoduszna i wspaniałomyślna«” – precyzuje psycholożka. Jeśli natomiast zachowanie jest złe, będziemy je raczej wyjaśniać czynnikami zewnętrznymi: „Krzyczałam, bo ktoś mnie sprowokował, sytuacja mnie do tego zmusiła”.
Co ciekawe, w przypadku nieznanych nam ludzi jest odwrotnie: jeśli ktoś obcy zachowuje się wspaniałomyślnie, częściej uznajemy, że na pewno chciał się pokazać, natomiast gdy zachowa się negatywnie, mówimy: „No tak, wiadomo, przecież to był zły człowiek”. Badacze tłumaczą, że taki sposób myślenia daje nam poznawczą kontrolę nad otoczeniem i sprawia, że świat wydaje nam się bardziej przewidywalny.
„Własne postawy łatwiej nam niuansować, ponieważ mamy poczucie, że siebie znamy, zatem wiemy, jak się w danej sytuacji zachowamy, a jeżeli zachowujemy się inaczej, to tylko dlatego, że np. sytuacja nas zaskoczyła. Z kolei w przypadku osób, których nie znamy lub które znamy słabo, bezpieczniej jest odgórnie założyć, że są »jakieś«, bo pomaga nam to odpowiednio się do nich ustosunkować” – kontynuuje dr hab. Kadzikowska-Wrzosek.
Zgodnie z koncepcją amerykańskiej badaczki Daphny Oyserman kulturę można też rozumieć jako zespół czynników, które aktywizują pewien określony sposób patrzenia na rzeczywistość. „Oyserman udowadnia, że wystarczy zmienić kontekst kulturowy, żeby zmienić człowieka i zmodyfikować nieco jego spojrzenie na wartości. I faktycznie często tak się dzieje, czego dowodem jest np. proces akulturacji: osoby migrujące, przebywające długo w innym niż rodzimy kontekście kulturowym, mogą zmienić swój sposób patrzenia na świat” – podsumowuje dr hab. Kosakowska-Berezecka.
A to oznacza, że z indywidualistów można zrobić kolektywistów i odwrotnie.