Joseph Goebbels był mistrzem propagandy. Niezrównanym w kreowaniu nienawiści wobec wrogów Trzeciej Rzeszy i zarządzaniu nią. Był również świetnym organizatorem gigantycznych nazistowskich parad i wieców poparcia dla polityki Hitlera. Człowiekiem, dla którego fake newsy stały się chlebem powszednim. Wszak uważał, że „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”.
To on zaaranżował ataki na żydowskie domy, sklepy i synagogi w noc kryształową 9 listopada 1938 r. Wpajał Niemcom, że skazani są na krwawą walkę, ale też na wielkość i dobrobyt. „Goebbels wskazał cel wojny eksterminacyjnej: »obfite śniadanie, obfity obiad i obfita kolacja«. Dziesiątki milionów ludzi miały głodować, ale nie po to, aby Niemcy mogli przetrwać w fizycznym znaczeniu tego słowa – mieli oni głodować po to, aby Niemcy mogli sięgnąć po standard życia niemający sobie równych” – pisze amerykański historyk Timothy Snyder w książce Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie.
Goebbels bez trudu uzasadniał bezwzględną politykę wobec Żydów, Polaków i innych nacji. Na łamach prasy, w filmach propagandowych i przemówieniach. Bardzo wierzył w radio, które docierało do milionowych mas ludzkich po obu stronach frontu. Było idealnym medium do nazistowskiej agitacji i szerzenia fake newsów. I to w wielu językach!
Radio Goebbels
„Intensyfikuję pracę tajnych rozgłośni. Polecam lansować pogłoski o pokoju, które dementuję następnie po 24 godzinach jako rzecz storpedowaną przez Anglię. Poza tym te pogłoski znalazły się już w prasie krajów neutralnych. Tak jest dobrze! W przyszłości takie zamieszanie może tylko przynieść korzyść” – zapisał Goebbels w swoim dzienniku 24 maja 1940 r., w trakcie hitlerowskiej agresji na Francję.
Sianie zamieszania: taki był cel jego propagandy radiowej. Przez kilka lat nadawane z Trzeciej Rzeszy audycje szerzyły wśród aliantów defetyzm i potęgowały dramatyczne wojenne traumy. Szczególnie warte uwagi i bardzo wpływowe były audycje anglojęzyczne nadawane przez ludzi Goebbelsa. Za mikrofonami zasiadali tam Niemcy oraz Anglicy i Amerykanie wysługujący się hitlerowcom (z przekonania i/lub dla kariery).
Najsłynniejszej z tego typu audycji, zatytułowanej Germany calling, słuchało regularnie aż 6 mln Brytyjczyków, a sporadycznie – nawet trzy razy więcej! Program dochował się kilku mrocznych gwiazd. Prezenterów, których Brytyjczycy ochrzcili – ze względu na używaną na antenie elegancką angielszczyznę z wyższych sfer – Lordami Hau-Hau.
Murem za Niemcami
Najsławniejszym z nich był William Joyce, Amerykanin brytyjskiego pochodzenia, mający faszystowskie sympatie. O premierze Winstonie Churchillu mówił w kwietniu 1943 r., że służy nie Brytyjczykom i nie imperium brytyjskiemu, lecz „międzynarodowej żydowskiej finansjerze”. Anglicy początkowo kpili z niego, ale później zaczęli się bać. Uchodził za świetnie poinformowanego. Ludzie z Wolverhampton opowiadali sobie, że gdy pewnej nocy zatrzymał się ich miejski zegar, 20 minut później Joyce już o tym wiedział. W innej miejscowości stanęła produkcja w fabryce amunicji, bo Joyce zagroził ponoć zbombardowaniem zakładu.
Z kolei brytyjski faszysta John Amery, prowadzący audycje nadawane przez Radio Berlin, wzywał wręcz rodaków, by wstępowali do jego Legionu św. Jerzego, mającego bronić Europy przed zalewem komunizmu. Amerykanów urabiał zaś Frederick Kaltenbach, obywatel USA niemieckiego pochodzenia. Jeszcze przed przystąpieniem Waszyngtonu do wojny przekonywał w audycjach nadawanych z Niemiec, że Amerykanie powinni bać się nie Hitlera, lecz bolszewików, Brytyjczyków i… swojego własnego prezydenta, Franklina Delano Roosevelta, prącego ku zbrojnemu konfliktowi z Trzecią Rzeszą.
Gra na emocjach
Kiedy Amerykanie przystąpili już do wojny, o ich morale „zadbała” Mildred Gillars, przezywana Axis Sally. Od 1942 r. dręczyła żołnierzy USA w Europie programem Home Sweet Home Hour. Lejtmotywem audycji stały się opowieści o opuszczonych żonach i dziewczynach żołnierzy, które szukają ukojenia w ramionach obcych mężczyzn. Axis Sally chętnie puszczała piosenki, tyle że o odpowiedniej antysemickiej i antyrooseveltowskiej treści.
Nie była to jedyna audycja Gillars. W innych – zatytułowanych G.I.’s Letterbox i Medical Reports, nadawanych po lądowaniu aliantów w Normandii w 1944 r. – prezentowała zmanipulowane wywiady z amerykańskimi żołnierzami wziętymi do niewoli. Przeprowadzała je podczas wizyt w szpitalach polowych, gdzie podawała się za przedstawicielkę Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Ranni jeńcy sądzili, że kobieta ułatwi im kontakt z rodziną w Stanach Zjednoczonych. Nie wiedzieli, że ich troski i lęki posłużą do dręczenia własnych bliskich i tysięcy innych rodaków. Gillars cynicznie wykorzystywała rozmówców, a na antenie prezentowała się jako Amerykanka z zasadami. „Ja, amerykańska dziewczyna, stoję po tej stronie, bo ta jest właściwa – zapewniała w audycjach. – Porażka Niemiec będzie też porażką USA”.
Kara śmierci
Pomimo tych propagandowych wysiłków losy wojny nieodwracalnie obracały się przeciw Trzeciej Rzeszy. „Przez ostatnie dwa lata wojny zwykli Niemcy mogli przekonać się na własnej skórze, jaki los zgotowali naziści mieszkańcom większej części Europy. Dla ludności cywilnej ostatnia faza konfliktu stała się ich piekłem na ziemi – pisze brytyjski badacz historii hitlerowskich Niemiec Ian Kershaw w książce Do piekła i z powrotem: Europa 1914–1949. – Traumę milionów charakteryzował paniczny lęk przed alianckimi bombami. Goebbels nazwał naloty »terrorem bomb«. I w tym przypadku propaganda nie kłamała”.
Goebbels trwał przy Hitlerze przez całą karierę. Aż do tragicznego końca. Kiedy Führer popełnił samobójstwo, jego mistrz propagandy też to zrobił: odebrał życie sobie i rodzinie. A jak skończyli jego propagandziści? Joyce został pojmany przez Brytyjczyków i skazany za zdradę stanu. Powieszono go 3 stycznia 1946 r. Amery'ego podobny los spotkał kilkanaście dni wcześniej. Kaltenbacha zatrzymały w Berlinie wojska sowieckie. Zmarł w październiku 1945 r. w obozie prowadzonym przez NKWD. Gillars stanęła przed amerykańskim sądem dopiero w 1949 r. I dostała zaskakująco łagodną karę: wyszła na wolność już po 12 latach.