Jeśli nie wierzyłbym w to, że dziennikarstwo może coś zmienić, nie zajmowałbym się nim. Nie wierzę jednak, że to najlepszy zawód na świecie. Najlepsze zajęcie świata to pracować na plaży w Oaxaca – mówi Óscar Martínez, członek redakcji internetowej gazety „El Faro”, autor książek o migracji i przestępczości zorganizowanej, laureat wielu nagród. Podczas Festiwalu Reportażu NON-FICTION w Krakowie rozmawiała z nim Aleksandra Lipczak
Óscar Martínez został dziennikarzem jako młody chłopak. Chciał robić rzeczy ważne. Kilkanaście lat później może o sobie powiedzieć, że należy do czołówki reporterów, zarówno w rodzinnym Salwadorze, jak i całej Ameryce Łacińskiej. Jako reportera zajmują go dwa wielkie tematy: migracja i przestępczość zorganizowana. Tym ostatnim zajmował się przez wiele lat w znanym internetowym dzienniku „El Faro”, gdzie założył – kultowy już dziś – dział „Sala Negra” poświęcony zjawisku przemocy w Ameryce Środkowej.
Jego najgłośniejsza książka, La Bestia. O ludziach, którzy nikogo nie obchodzą, opowiadająca o migracji i przeprawach środkowoamerykańskich migrantów przez Meksyk w tym roku ukazała się w Polsce, wydana przez Sonia Draga Post Factum.
„Pochodzę z kraju, w którym była wojna domowa. Nigdy nie żyłem w pokoju. Od początku pracy w zawodzie dziennikarza, a zacząłem w młodym wieku, piszę o przemocy. Pracowałem w Iraku. Takiej przemocy i bezkarności grup przestępczych jak tych w Meksyku wcześniej jednak nie widziałem” – mówił podczas spotkania z czytelnikami w czasie Festiwalu Reportażu NON-FICTION w Krakowie. – „Przemoc wobec migrantów jest tam ekstremalna. Można mówić o kryzysie humanitarnym”.
Rozmawiamy tuż przed tym spotkaniem. Óscar jest bezpośredni, przyjacielski, nie lubi mówić o sobie. Wypytuje mnie o Polskę, o nasze doświadczenia z migracjami. O problemach, którymi się zajmuje, mógłby jednak mówić godzinami. „Nie ma sprawy, pytaj” – odpowiada, kiedy zerkam na zegarek, zaniepokojona, że się spóźni. Zależy mu, żeby być dobrze zrozumianym. Historie, które opowiada, nie są przecież aż tak odległe od europejskiej rzeczywistości – tak uważa. „Kontekst może być inny, ale mechanizmy rządzące migracjami są dziś takie same niezależnie od szerokości geograficznej”.
Aleksandra Lipczak: Cuerpomátic – ciałomat. To szczegół z twojej książki, który chyba najbardziej utkwił mi w pamięci.
Óscar Martínez: To określenie przyjęło się wśród migrantek przeprawiających się bez dokumentów przez Meksyk. Nie mają wyjścia i godzą się z tym, że to ich ciało staje się w podróży kartą, którą płacą za bezpieczeństwo, opiekę, a czasem po prostu za życie. Często dostają od swoich coyotes (przewodników migrantów – przyp. A.L.) prezerwatywy, bo to, że zostaną zgwałcone po drodze, jest bardzo prawdopodobne, więc już lepiej, żeby miały je przy sobie.
Drugim detalem, którego nie mogę zapomnieć jest La Arrocera.
Dla mnie też była jednym z miejsc, które najgłębiej zapadło mi w pamięć. To dziki teren niedaleko niewielkiej osady w stanie Chiapas nazywanej La Arrocera (Ryżownia) od stojącego przy