Annibale Siconolfi, znany także jako Inward, to włoski artysta grafik 3D, który nasyca wyobraźnię architekturą, literaturą, kinem i muzyką, żeby na cyfrowym płótnie tworzyć jedne z najpiękniejszych i najbardziej plastycznych wizji dystopijnej przyszłości, jakie znajdziecie w sieci.
Dariusz Kuźma rozmawiał z Siconolfim o korzeniach jego twórczości, zapełniających mu głowę wizjach, a także rewolucyjnym potencjale niewymienialnych tokenów (NFT).
Dariusz Kuźma: Wizje zawarte w Twoich obrazach są tak wyraziste i wielowymiarowe, że wciąż zauważam w nich detale zmieniające wydźwięk całości. Na czym polega Twój proces twórczy? Kumulujesz w głowie dziesiątki pomysłów, koncepcji i inspiracji, by w pewnym momencie przetworzyć je na coś swojego?
Annibale Siconolfi: W dużej mierze właśnie tak, choć tych koncepcji i inspiracji jest znacznie więcej niż dziesiątki. To nieustanny ciąg myślowy, z którego trudno odseparować pojedyncze pomysły. Już jako dziecko zakochałem się w świecie sztuki. Gdy byłem nastolatkiem, uwielbiałem rysować, grać na gitarze, chłonąłem całym sobą kino science fiction, zaczytywałem się w fantastyce naukowej Philipa K. Dicka i Isaaca Asimova. Potem zacząłem eksperymentować z łączeniem obrazów i dźwięków. Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli powiem, że moja twórczość 3D jest sumą wszystkich inspirujących elementów, które otaczały mnie przez te lata. Gdybym jednak miał wymienić jedną dziedzinę, która miała na mnie największy wpływ, byłaby to architektura. Ukończyłem studia architektoniczne w Rzymie, gdzie nauczyłem się sztuki kompozycji oraz zdobyłem czysto praktyczne i wizualne umiejętności, wliczając w to dostrzeganie w świecie zewnętrznym często niezauważalnych kształtów i wzorów tworzących znaną nam rzeczywistość. Wydaje mi się, że w mojej twórczości dobrze widać te wpływy, inspirację dziełami takich architektów jak Le Corbusier i Étienne-Louis Boullée, futurystycznymi projektami Antonio Sant’Elii czy nawet współczesną architekturą japońską.
Kwestionujące naturę rzeczywistości historie Dicka zmieszane ze współczesną japońską architekturą i przerobione na autorskie, czysto wizualne przekazy? Wyborne!
Dlaczego nie? To wszystko krążące w mojej głowie myśli, które przetwarzam wedle własnych potrzeb i doświadczeń, a następnie czynię je integralnymi elementami tworzonych światów. Uwielbiam minimalizm japońskich projektów, zwłaszcza House N Sou Fujimoto, to jak użył szklanych powierzchni i prostokątnych kształtów, żeby stworzyć przestrzeń, która sprawia wrażenie naturalnej, nieco losowej, i jednocześnie stuprocentowo przemyślanej, zbudowanej przez człowieka. Architekturalny minimalizm w stanie czystym. Co do Dicka, najpiękniejszy w opowiadanych przez niego historiach o potencjalnej przyszłości jest sposób, w jaki rozważa psychologiczne i filozoficzne aspekty ewoluujących relacji człowieka z maszyną. Ubik lub Blade Runner. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? oddziałują na mnie tak mocno, że wyobrażam sobie siebie w trakcie rozmowy z robotem lub po prostu kroczę z bohaterami po tych światach stworzonych za pomocą słów. Dick będzie dla mnie zawsze genialnym futurystą oraz iście kafkowskim pisarzem, którego twórczość sprawia, że widzę otaczający mnie na co dzień surrealizm – że patrzę zupełnie inaczej na rzeczywistość, w której żyję.
Twoje wizje zawierają sporo surrealistycznych elementów. Za ich pomocą nawiązujesz do różnych palących problemów ludzkiego świata. W The Hidden City, czy nawet w Habitat, ukazujesz rzeczywistość, w której jakieś dystopijne społeczeństwa ujarzmiły grawitację, a ich pożerające otaczającą naturę miasta zaczęły rozbudowywać się nie tylko wzdłuż i wszerz, ale także do góry nogami.
Bardzo mnie cieszy, że zauważasz w moich pracach nawiązania do współczesności znanej nam z autopsji. To dla mnie ważne. Zarówno w The Hidden City, jak i w Habitat chodzi rzecz jasna o kwestię przeludnienia świata. Ludzie zaczęli rozbudowywać się pionowo i do góry nogami, żeby jak najpełniej wykorzystać przestrzeń pozostałą w ich ograniczonych wszerz miastach i skupić w niej jak najwięcej mieszkańców, najpewniej mieszkańców „gorszej kategorii”. Takie założenie nie jest niczym nowym, zrodziło się dekady temu wraz z koncepcją pierwszego drapacza chmur. Po zakończeniu amerykańskiej rewolucji przemysłowej tamtejsi inżynierowie i architekci zaczęli poważnie myśleć o rozwoju miejskiej infrastruktury i logistyki właśnie w kategoriach wertykalnych. Ja ich koncepcje przerobiłem na coś swojego. Są to wizje dosyć ekstremalne, ale uważam, że mimo wszystko wiarygodne, jeśli wziąć pod uwagę skrajnie pesymistyczną wersję przeludnienia, które wraz z globalnym ociepleniem i innymi problemami mogą zahamować już niedługo rozwój ludzkości. Interesują mnie podniesione do potęgi wersje tego, co tu i teraz, a nie tworzenie postapokaliptycznych wizji przyszłości lub wyobrażanie sobie kontaktu z pozaziemską cywilizacją. Myślę i działam w kategoriach czysto ludzkich.
Efekty bywają wymowne, nie tylko wizualnie, jak choćby w Eternal, Fracture i Myst. Oto społeczeństwa, które przynajmniej próbują znaleźć równowagę pomiędzy naturą i ludzką ingerencją. Zieleń toczy w nich wieczną walkę z szarością i beżem betonu.
Nie wyobrażam sobie pozbawiania moich prac elementów naturalnych. Lubię badać kruchą relację świata naturalnego z ludzkim. Również dlatego, że od lat mieszkam na łonie natury, w małej, włoskiej wiosce liczącej 800 osób. Uwielbiam zieloną architekturę, koncepcję odrodzenia itp. Dlatego przeważnie tworzę wizje rozgrywające się w świetle dziennym, żeby wykorzystywać ujmującą zależność ziemskiej przyrody od promieni słonecznych, które tworzą piękne cienie i pozwalają mi eksperymentować z kompozycją i kontrastem.
Chciałbym natomiast podkreślić, że nie chodzi mi o straszenie ludzi nasyconymi cyberpunkową stylistyką dystopiami. Przeludnienie jest ogromnym problemem, ale chciałbym też dawać oglądającym poczucie nadziei, bo dlaczego generujące tlen ogromne maszyny z O2 Distribution System nie mogłyby stać się realnym rozwiązaniem? Wierzę, że natura przetrwa dłużej niż ludzie, aczkolwiek ludzie nie przetrwają bez symbiozy z naturą, dlatego tak fascynuje mnie rozważanie różnych kierunków rozwoju tej relacji. Uważam, że takie wizje są dziś potrzebne.
Czy m.in. dlatego używasz w swoich pracach tylu kół i kulistych kształtów?
Tak. Koło jest naturalne, proste, a jednocześnie złożone. Oferuje mnóstwo możliwości. Jeśli zostanie dobrze wpisane w krajobraz, może stać się bardzo wymowne. Taka prostota sprawdza się świetnie i w futurystycznych wizjach, i w projektach architektonicznych. Podoba mi się, na przykład, jak Boullée wpisywał kształty kuliste w otaczającą go rzeczywistość XVIII w. Jakże byłby zachwycony opcjami, które architekturze stworzyła technologia! Używam kół oraz kształtów kulistych głównie do podkreślenia ludzkich prób koegzystencji z naturą, ale sądzę, że mają one w zasadzie nieograniczony potencjał wizualny i koncepcyjny.
Jak w Urbs i Urbs 2.0, obrazach prezentujących dwie odmienne wizje ludzkiego miasta usiłującego istnieć w zgodzie z naturą.
Czasami zaczynam proces twórczy od koncepcji, która nie ma tak naprawdę sensu, ale pracuję nad nią, eksperymentuję i po wielu godzinach uświadamiam sobie, co dokładnie chciałem tym początkowym obrazem osiągnąć. Tak było w przypadku Urbs i Urbs 2.0, a także choćby The Hole, lekko abstrakcyjnej wizji symbiozy człowieka z naturą w formie zaawansowanego technologicznie koła, które jest wyraźnie dziełem ludzkich rąk, ale mimo wszystko pasuje do świata naturalnego. Albo przynajmniej nie próbuje go usuwać w cień. Zdarza się, że odkrywam „przekaz” jakiegoś z moich obrazów dopiero po jego opublikowaniu w sieci.
Ufam instynktowi i wyobraźni, nawet jeśli nie wiem, dokąd mnie zaprowadzą. Tak było z Urbs, w którym ludzkie miasto zostało zbudowane pod światem natury. Dosyć ekstremalna metoda, ale kto wie. Może coś z tego faktycznie ziści się w przyszłości? Wiele osób ma problem z moją twórczością, ponieważ nie przedstawiam możliwości, jakie daje teraźniejszy świat. Niektórzy architekci zarzucają mi, że zwariowałem, promując takie niemożliwe kreacje. A ja staram się po prostu wytyczać własną ścieżkę, eksperymentować z różnymi stylami. Sztuka to sztuka, rządzi się innymi prawami niż architektura. Pokazuję same możliwości, czasem odległe i surrealistyczne, innym razem dość wiarygodne, ale moim celem nie jest prawda, lecz skłonienie oglądającego do zastanowienia się nad tym, co widzi. Chcę tworzyć potrzebę dyskusji.
Być może wynika to z faktu, że wychowywałem się w Europie Wschodniej, ale zauważam w Twoich pracach inspiracje nurtem brutalizmu.
Masz rację, świadomie czerpię inspirację z architektury brutalizmu. Widzę tam pewne piękno, którego nie zauważają inni. Architekci brutalizmu nie próbowali nikogo oszukiwać, korzystali z betonu czy cementu w ich oryginalnej, czystej formie. Żadnych kolorów, sam materiał, samo tworzywo. Trochę jak w drewnianych domach, w których widać gołym okiem, że powstały z drewna. Podoba mi się racjonalność brutalizmu. Jestem zresztą dużym fanem racjonalizmu w architekturze, choć być może nie jest to aż tak widoczne w moich pracach. Lubię linearność, symetrię, matematyczną organizację przestrzeni. Myślę, że współczesna architektura powstała na błędnych założeniach, bo wstydzi się racjonalności, próbuje ją ukrywać pod warstwami przesady. Wstydzi się kreacji dawnych mistrzów, na bazie których mogła zaistnieć. A prawda jest taka, że jeśli nie nauczymy się wsłuchiwać w głosy z przeszłości, nie będziemy w stanie stworzyć przyszłości, na jaką nas stać, na jaką zasługujemy. Zabrnąłem w filozoficzny zaułek, dodam więc tylko, że staram się nawiązywać do tego, co było i stworzyło mnie jako architekta.
Wszystkie elementy Twoich wizji rodzą się w Twojej głowie, czy opierasz się choć trochę na prawdziwej nauce?
Wszystko jest moje, biorąc pod uwagę, że „moje” zostało ukształtowane przez niezliczoną ilość czynników zewnętrznych. Czasem te wizje są surrealistyczne, czasem bywają nacechowane politycznie, w tym sensie, że staram się ukazywać, iż strach, który odczuwamy, przyglądając się rosnącym ekstremom współczesności, nie jest bezpodstawny. A czasem tworzę po prostu instynktownie. Zaczynam od ogólnej wizji, od tego, co wiem, że chciałbym pokazać, a potem „rzeźbię” w pomysłach za pomocą odpowiedniego oprogramowania. Lubię eksperymentować z technikami, metodami, programami, bo nie chcę osiąść na laurach. Każdy pomysł ewoluuje organicznie we mnie, ale także poprzez cyfrowe narzędzia, których używam do jego obróbki.
Skąd wiesz, że skończyłeś, że właśnie tym chcesz podzielić się ze światem?
Wiem, gdy czuję, że stworzony obraz jest bliski początkowej wizji zrodzonej w mojej głowie. Gdy wszystkie detale są na swoich miejscach. Zdarza się, że jeśli działam pod wpływem pasji i impulsu, potrafię obrobić cały obraz w kilka godzin, ale przeważnie proces trwa parę dni, do tygodnia. To zależy od wielu czynników. Jeśli trafiam na blokadę twórczą, odkładam projekt na bok i zabieram się za inny, żeby oczyścić umysł.
Wspomniałeś, że mieszkasz w otoczeniu natury. Jak udaje Ci się nadążać za współczesnym światem, zarówno na poziomie osobistym, jak i zawodowym?
Dziś nie mam z tym problemu, ale faktem jest, że dojście do takiego stanu kosztowało mnie lata ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Przeprowadziłem się pięć lat temu, bo czułem, że potrzebuję zmienić swoje życie. Byłem przerażony tą decyzją, bo zawsze uważałem się za mieszczucha, więc co po mnie na włoskiej prowincji? Ale mieszkając w Rzymie, ledwie byłem w stanie opłacić rachunki i mimo że harowałem w pocie czoła, moja kreatywność jedynie malała. Pracowałem po to, żeby żyć od wypłaty do wypłaty. Po przeprowadzce wszystko się zmieniło i nabrało sensu. Zyskałem nie tylko nowe życie, ale też czas na rozwój pasji. Zacząłem tworzyć cyfrowe obrazy, bo zawsze o tym marzyłem. Stałem się Inwardem, artystą grafikiem z rosnącą bazą fanów w mediach społecznościowych, a także coraz większą grupą klientów, którym moje prace podobały się na tyle, że byli gotowi za nie zapłacić duże pieniądze. Wszystko to trwało kilka lat, ale uzbroiłem się w cierpliwość i udało się. Dziś, również dzięki rewolucji NFT [niewymienialne tokeny, nowy rodzaj kryptowaluty, który sprawił, że cyfrowe dzieła nabrały realnej wartości – przyp. aut.], mam wszystko, czego potrzebuję i mogę poświęcić się mojej sztuce.
W jaki sposób NFT zrewolucjonizowało Twój świat?
Nie tylko mój, rewolucja odbywa się w całym świecie cyfrowej sztuki. Upraszczając, NFT sprawia, że twórczość niematerialna zyskuje certyfikat ugruntowujący jej wartość. Dość szybko okazało się, że istnieje cała masa kolekcjonerów gotowych zapłacić duże pieniądze za oryginalne dzieła cyfrowe. Beeple, którego zawsze podziwiałem, sprzedał ostatnio swój kolaż Everydays za 69 mln dolarów! Rozpoczął w ten sposób nowy rozdział w historii sztuki, dał nadzieję i rozpęd całej społeczności artystów marginalizowanych przez tradycyjnych kolekcjonerów. To dopiero początek zmian.
Więcej prac Annibalego Siconolfiego można obejrzeć na jego stronie internetowej.