Dźwięk to niezwykle powszechnie panująca właściwość przestrzeni rozchodząca się za pomocą fal o prędkości mniejszej niż światło – około 340 m/s. Dlatego podczas burzy najpierw spostrzegamy błyskawicę, a dopiero później słyszymy grzmot, czyli zjawisko sygnalizujące wystąpienie procesu wyładowania elektrycznego.
Pozwalając sobie na filozoficzną ekstrapolację rzeczywistych praw fizyki, można się zastanawiać, czy przewaga szybkości fal świetlnych nad dźwiękowymi oznacza, że z jakiegoś powodu wzrok, a nie słuch, jest bardziej istotny z punktu widzenia ewolucji? Owo pytanie zadał sobie już Karol Darwin, próbując na nie odpowiedzieć w dziele O pochodzeniu człowieka (ang. The Descent of Man), które opublikował w 1871 r. Niestety, ku swemu własnemu niezadowoleniu, a z pewnością także i XIX-wiecznego czytelnika, nie zdołał jednoznacznie stwierdzić, jaką ewolucyjną moc ma muzyka. Bardziej skłonny był, wydaje się, do twierdzenia, że muzyka „nie jest nam na nic przydatna w naszym codziennym życiu” (w przekładzie L. Masłowskiego z 1876 r.).
Tymczasem ja myślę, że trudno się z nim zgodzić. Istnieje wiele okoliczności, w których zarówno odbieranie, jak i emitowanie dźwięku nierzadko staje się dla nas oraz innych zwierząt kwestią przetrwania. Nasuwającym się dowodem na to jest heroiczna postawa Antoniny i Jana Żabińskich, opiekunów warszawskiego zoo, którzy podczas drugiej wojny światowej zdołali ukryć w nim około 300 osób pochodzenia żydowskiego. Sygnałem ostrzegawczym do zachowania przez nich ciszy, gdy nadchodzili żołnierze niemieccy, była gra Antoniny na pianinie.
Czyżby najsłynniejszy z ojców teorii ewolucji nie docenił wystarczająco potęgi muzycznego rytmu? Społeczne znaczenie muzyki jest bez wątpienia wielkie. Jej historia sięga tak głęboko jak kolebka cywilizacji, ba, wręcz powstanie gatunku ludzkiego. Od zarania dziejów jest ona rytualnym atrybutem narodzin, wojen, świąt, mariaży i śmierci. Związek muzyki z kulturą zatem był i jest wielowymiarowy.
W uproszczeniu antropologiczna istota śpiewu wynika m.in. z potrzeby integracji społecznej, do której przyczynkiem mogą być różnorakie okoliczności. Mówi się chociażby o muzyce „ku pokrzepieniu serc”, a każdy z nas doskonale zna i szanuje hymn narodowy. Dla niektórych wręcz może to być jedyna pieśń, której tekst umieją na pamięć. W historię naszej kultury cywilizacyjnej i światopoglądu wpisali się wielkimi literami klasycy światowej muzyki poważnej – Szopen, Mozart, Vivaldi, Czajkowski czy Dworzak. Lista nazwisk rośnie wraz z postępem kolejnych generacji. Niegdyś utwory dawnych mistrzów miały głównie charakter rozrywkowy, obecnie zaś wykorzystywane są także w terapii chorób o podłożu psychicznym jak również podczas operacji chirurgicznych.
Komponowanie muzyki wymaga absolutnie fenomenalnej wyobraźni muzycznej, ale nie zawsze nadrzędnym zmysłem musi być tu słuch. Nie szukając daleko, za znamienny przykład podać można Beethovena, który pomimo trwałej utraty słuchu nadal z powodzeniem komponował. Niektórzy krytycy twierdzą nawet, że jego utwory z okresu głuchoty są dużo bardziej wysublimowane aniżeli te, które powstały, gdy był jeszcze w pełni zdrowy. Zjawisko to neurolodzy tłumaczą mechanizmem hiperuwrażliwienia kory słuchowej w sytuacji całkowitego zablokowania kanału słuchowego oraz przejęcia przez mózg, a więc w pewnym sensie i ową wyobraźnię, funkcji twórczych. Podobny efekt obserwuje się zresztą w przypadku utraty wzroku. Z ewolucyjnego punktu widzenia słuch, ale także wspomniany wzrok, u prehistorycznego człowieka warunkowały jego przetrwanie, np. ostrzegały przed zbliżającym się niebezpieczeństwem czy pomagały w doborze partnera. Jaką funkcję mogła pełnić muzyka? Wśród ewolucjonistów są zwolennicy teorii, że o ile melodyczne dźwięki nie dały początku językowi, choć to także prawdopodobne, to co najmniej ewoluowały wraz z nim, mając podobne do niego znaczenie adaptacyjne.
Ciekawe przykłady ze świata zwierząt mogą rzucić światło na niejednoznaczną rolę muzyki w ewolucji. Wykształcenie „muzycznych akompaniamentów” przez gatunki pochodzące z wcześniejszych etapów rozwoju życia niż człowiek mogą przypuszczalnie uchylić rąbka tajemnicy. Ptasie „świergotanie”, które wydawać się może z pozoru zupełnie lekkim i niepozornym zajęciem naszych skrzydlatych kompanów, jest oczywiście sposobem komunikacji, m.in. to nawoływanie partnera lub młodych do gniazda, a słynne onomatopeiczne „gruchanie” ma zaś na celu zdobycie serca samicy. Jednak niektóre ptaki – np. papugi z podrodziny kakadu (Cacatuinae) – śpiewają także dla czystej rozkoszy i zdolne są też do rytmicznego poruszania się. Najnowsze badania, przeprowadzone przez zespół europejskich naukowców (w tym z Polskiej Akademii Nauk), gatunku z grupy wróblowatych – muchołówki białoszyjej (Ficedula albicollis) – wskazują z kolei na występowanie korelacji między posiadaniem przez ptaka obszerniejszego repertuaru utworów i jego większych zdolności przystosowawczych. Może to wpływać na bardziej selektywny dobór partnera do rozrodu i jednocześnie zwiększać przeżywalność populacji.
Wirtuozami muzyki są także walenie. Wieloryb grenlandzki (Balaena mysticetus), humorystycznie nazywany przez oceanologów podwodnym jazzmanem, w bezkresie lodowatych wód Arktyki „podgrzewa” atmosferę podczas sezonu godowego, wykonując rozmaite improwizowane serenady. Te niezwykłe ssaki morskie są w stanie wytworzyć ponad 180 różnych skomplikowanych ciągów dźwięków, co czyni je jednymi z wybitniejszych kompozytorów królestwa zwierząt, a w rankingu prześcigają je jedynie niektóre z gatunków ptaków śpiewających. Słynny bohater filmu Uwolnić orkę, orka oceaniczna (Orcinus orca) potrafi zaś dosłownie naśladować wydźwięk mowy ludzkiej, co notabene stanowiło podstawę ocieplenia wizerunku zwierzęcia, które do łagodnych nie należy.
Z kolei na polskich łąkach bezsprzeczny prym w tej materii wiedzie pasikonik zielony (Tettigonia viridissima), owad z rzędu prostoskrzydłych, który, ocierając lewym skrzydłem o prawe, wydaje charakterystyczne dźwięki wabiące samicę. Można powiedzieć, że gra dla niej niczym wytrawny skrzypek dla swojej damy. Wydaje się zatem, że muzyka może być potężną dźwignią ewolucji, zarówno sposobem na przetrwanie, jak i znalezienie przez kolejne pokolenia ukojenia związanych z przemijaniem. W każdym razie niedopatrzeniem byłoby ją w dalszych badaniach pomijać.