Na cienkim lodzie Na cienkim lodzie
i
zdjęcie: Nikołaj Kozakow
Ziemia

Na cienkim lodzie

Michał Książek
Czyta się 3 minuty

Tym razem w niektórych jakuckich wsiach zima przyszła rekordowo późno, a na jeziorach cienki lód łamał się pod krowami idącymi do wodopojów. Coraz wyższa temperatura w Jakucji to jednak nie tylko problem mieszkańców – z powodu topnienia wiecznej zmarzliny do atmosfery mogą trafić gigantyczne ilości gazów cieplarnianych.

„Bardzo ciepło. Tylko minus pięć. Śnieg nie pada” – pisze do mnie koleżanka z Jakucka, stolicy Jakucji, narzekając, że nie ma zimy. Pytam znajomych Jakutów, czy ktoś pamięta tak ciepły koniec października. „Suoch”, czyli nie – odpisują zgodnie. Rok temu o tej porze było –20°C. Cieplej robi się wszędzie, nawet w ukrytym w głębi kontynentu i położonym na wiecznej zmarzlinie Jakucku.

Zaczęło się jak zawsze, czyli mrozami już we wrześniu. Na początku października przyszło ocieplenie. Pojawiły się kałuże, śnieg prawie zniknął, czyli odwilż, jakiej w Jakucji nikt nie widywał. Potem znowu mróz i znowu ocieplenie. Zazwyczaj było tak, że zima przychodziła i nie odchodziła, a odwilż pojawiała się w marcu. Język jakucki nie zna zresztą słowa „odwilż”. Podobnie eweński, ewenkijski czy jukagirski. W ostatnich dniach października w niektórych ułusach (ułus to nazwa jednostki podziału administracyjnego w Jakucji) dziesięć razy większej od Polski republiki ma być w ciągu dnia 3°C.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Nawet munkcha, czyli tradycyjny połów karasi na zimę, odbył się w niektórych wsiach bez śniegu i na cienkim lodzie. Munkcha to jedno z najważniejszych wydarzeń początków zimy w całej Jakucji i białe wspomnienie każdego dziecka. Na lód pobliskiego jeziora wylega wtedy cała wieś, by kuć przeręble i ciąg­nąć sieci. Jeden z munkchowych dowcipów to wrzucanie małego karaska za kołnierz. Tym razem na niejednym jeziorze trzeba było stąpać ostrożnie, bo zdarzało się, że lód załamywał się pod krowami (mają wodopoje w przeręblach).

Ciepłe dni w kontraście z zimnymi nocami doprowadziły do powstania gęstych mgieł, niespotykanych o tej porze roku. 22 października służby apelowały o zaniechanie podróży, w Jakucku odwołano kilkanaście lotów, wstrzymano ruch promów na Lenie (do dziś nie ma tam mostu). Synoptycy zauważają, że to nietypowe dla tej pory roku. Sławne mgły i smogi jakuckie, o których pisałem w moim Jakucku, nastają dopiero w grudniu i styczniu.

Ale nie kałuże, mgła czy nawet krowy pod lodem spędzają sen z powiek specjalistom i naukowcom (przynajmniej niektórym). 50 lat temu między Górami Wierchojańskimi a Górami Czerskiego (650 km na północny wschód od Jakucka) wycięto znaczne połacie tajgi, przez co ziemia i wieczna zmarzlina zostały wystawione na działanie słońca. W ciągu kilkunastu lat wzdłuż drogi, którą wywożono drewno, słońce wytopiło olbrzymi wąwóz. Dziura powiększyła się gwałtownie w ostatnich dziesięcioleciach i rośnie z roku na rok. Dziś krater Batagaika ma 1 km długości, do 600 m szerokości, jest głęboki na 100 m. Można tam znaleźć mamuta, kawałek bizona albo lwa jaskiniowego. Zapadlisk, choć nie tak dużych, jest ponoć więcej. I mimo że część z nich stanowi element krajobrazu Jakucji, to nie trzeba tytułu profesora, by pojąć, że Batagaika to model tego, co może dziać się z wieczną zmarzliną Jakucji, zachodniej Syberii i Kanady w następnych latach.

Naukowcy zwracają uwagę, że jeśli wzrost temperatur doprowadzi do topnienia wiecznej zmarzliny, do atmosfery trafią gigantyczne ilości gazów cieplarnianych – dwutlenku węgla i metanu. Jednocześnie do Oceanu Arktycznego wraz z wodami rzek może spłynąć ogromna ilość materii organicznej z rozmar­zającej ziemi, zmieniając jego skład chemiczny. Dla klimatu miałoby to skutki nieodwracalne. „Ale u nas zawsze coś rozmarzało” – dyskutują na forach Jakuci. I podają liczne przykłady jezior, które dawno temu powstawały w miejscu, gdzie słońce topiło zmarzlinę. Takie jeziora przodkowie Jakutów potrafili osuszać i zamieniać w żyzne pastwiska, nazywane ałasami. Widok ałasu pełnego koni, krów i sytych dzieci to klasyczne przedstawienie szczęścia w jakuckiej kulturze. Było związane z jeziorem wytopiskowym. Tyle że tym razem nie powstało jezioro, lecz wielka dziura w ziemi, która z roku na rok jest coraz większa.

Czytaj również:

Klapek na Spitsbergenie Klapek na Spitsbergenie
i
Abraham Storck, Holenderscy wielorybnicy u wybrzeży Spitsbergenu, 1690 r., Zuiderzeemuseum
Ziemia

Klapek na Spitsbergenie

Mikołaj Golachowski

Morze Barentsa to dla mnie droga do pracy. Przepływam tamtędy statkiem pełnym turystów, gdy jako przewodnik zmierzam na północ, by pokazywać ludziom dzikie piękno Spitsbergenu, Ziemi Franciszka Józefa i samego bieguna.

I choć to jedynie cień dawnej świetności, Morze Barentsa wciąż jest pełne życia. To tu kilka lat temu zobaczyłem swojego pierwszego płetwala błękitnego. A było co oglądać! Zawsze na widok tego, co po polsku bez sensu okreś­la się jako fontannę, wszystkich pasażerów statku ogarnia ekscytacja. Zwłaszcza jeśli chmura jest wysoka na kilka metrów. Wieloryby wydychają powietrze tak gwałtownie, jakby za każdym razem kichały, więc ich oddech zawiera sprężone powietrze, trochę pary wodnej, odrobinę wody z nozdrzy i sporo glutów – jak to w kichnięciu.

Czytaj dalej