W ostatnich latach polskie lasy coraz częściej wymagają ochrony przed instytucjami państwowymi. Jednym z takich obszarów jest Puszcza Borecka, w której można znaleźć mnóstwo ginących gatunków.
„Stuletni grab poznasz po tym, że kora pęka też w poprzek, a nie tylko wzdłuż osi pnia” – tłumaczy mi Andrzej Sulej, kiedy zagłębiamy się w ostępy Puszczy Boreckiej. Naukowcy twierdzą, że jest równie wartościowa jak Białowieska, a mimo to w szybkim tempie się ją wycina.
„Taki grab wcale nie musi być gruby, ale powinny już na nim rosnąć pospolitsze mszaki, np. widlik, rokiet, usznica. To znak, że po tych 100 latach pień jest gotowy. Uzyskał odpowiednią wilgotność i odczyn pH – Sulej przygląda się maleństwom przez lupkę. – I dopiero teraz mogą pojawić się one”.
Bardzo interesuje mnie takie „teraz”, na które trzeba czekać 100 lat. No i one.
Święte Graale
One to Święte Graale naszych lasów, czyli ginące gatunki. Z porostów np.: włostka cieniutka, tarczynka dziurkowana, granicznik płucnik. Z mchów choćby: jeżolist, widłoząb zielony, miechera pierzasta. Z wątrobowców: biczyca trójwrębna, zgiętolist nadrzewny, głowiak łańcuszkowaty i kilka innych. Śmieszą Was te nazwy? Żeby uzyskać właściwy efekt, możecie sobie w ich miejsce podstawić gatunki wymarłych zwierząt: dodo, moa, wilk workowaty.
Andrzej Sulej jest jednym ze strażników przyrody, którzy w ostatnich latach oddolnie działają w całej Polsce, broniąc lasów przed koncernem Lasy Państwowe i Ministerstwem Środowiska. Sulej broni Puszczy Boreckiej, w Puszczy Bukowej działa Klub Kniejołaza, na Podlasiu – Dzika Polska, w Puszczy Białowieskiej – kolejne hipostazy Obozu dla Puszczy, pod Krakowem – inicjatywa Ratujmy Kleszczowskie Wąwozy, w Bieszczadach – Inicjatywa Dzikie Karpaty. Skalę zjawiska przedstawia mapa lasyiobywatele.pl. Na tej stronie można też zgłosić problem lub inicjatywę.
Ćma żarłok
Idziemy przez starodrzew. Właściwie przez jego resztkę: po bokach widać rozległe młodniki. Ta resztka także miała być wycięta, jednak Sulej znalazł tu granicznika płucnika (chroniony porost) i wyprosił w nadleśnictwie Borki, żeby zostawili kawałek lasu.
„Powinna być porządna strefa szerokości 50 m, ale specjalista napisał im ekspertyzę, z której wynika, że to zbędne” – opowiada o lesie. Tknięty przeczuciem pytam, czy ten specjalista to jakiś naukowiec. „Gdzie tam – uśmiecha się gorzko. – Leśnik z pobliskiego nadleśnictwa”.
Oddział 20B to część tego samego lasu, który ze względu na jego wartość tuż za dróżką włączono do rezerwatu Borki. Z inwentaryzacji wynikało, że takich rarytasów jest jeszcze wokół mniej więcej 8 km², tymczasem do rezerwatu wcielono z tego tylko nikły procent. Na więcej nie zgodziły się nadleśnictwa. Ale skąd w Puszczy Boreckiej tyle reliktowych gatunków?
Dzięki brudnicy mniszce. To ćma, która potrafi zjeść cały las. To znaczy nie jedna, ale tysiące jej gąsienic. I nie cały, tylko igły świerków i sosen. 170 lat temu brudnica pojawiła się masowo w lasach Mazur, czemu sprzyjały jednogatunkowe bory świerkowe sadzone przez pruskich leśników. Wichury zwiewały larwy niczym ciemne chmury do Bałtyku. Morze wyrzuciło je potem, formując wał długości około 40 km i wysoki na pół metra (dziki miały ucztę). Jedną z puszcz, która została przetrzebiona przez ćmę, huragany, a w końcu także kornika drukarza, była ta między Giżyckiem a Oleckiem: Puszcza Borecka.
W jej centrum ziało cmentarzysko pni wielkości lotniska Okęcie. Ludzie nie mieli sił i środków, by je uprzątnąć, powstał więc naturalny rezerwat z ogromnym zasobem martwego drewna. Wyrósł w nim dziewiczy las grabowy z klonem oraz lipą i ocalił najrzadsze rośliny Europy. „Dopiero w ostatnich latach zaczęli go wycinać. A wraz z nim gatunki, które przetrwały w Polsce w trzech, może czterech miejscach. Uważam, że nie można na to pozwolić” – oznajmia Sulej.
Najpierw nauczył się rozpoznawać ptaki oraz rośliny zielne, potem porosty, na koniec mchy i wątrobowce. Szybko zrozumiał, czym jest plan urządzania lasu (PUL), czyli dokument planistyczny, według którego postępują cięcia w danej dekadzie. Niektóre ze Świętych Graali wymagają stref ochronnych, o które uparcie wnioskuje. Dzięki PUL-owi wie, gdzie spodziewać się zrębów, i czasem udaje mu się je wyprzedzić.
Stary PUL skończył się w 2019 r. Nadleśnictwo Borki nie ma nowego, a mimo to wycina. Dlaczego?
Tajemnica poliszynela
„Nie mam informacji, dlaczego obecny PUL nie został zatwierdzony” – pisze do mnie kilka dni wcześniej Przemysław Sarżyński, zastępca nadleśniczego Borki, i przysyła link do projektu PUL. Żeby projekt powstał, musiało się odbyć w nadleśnictwie wiele narad, jak może nie wiedzieć? Pytam więc nadleśniczego Adama Morkę – też nie wie.
„Wszyscy zainteresowani wiedzą dlaczego – mówi Adrian Grzegorz z Fundacji Las Naturalny w Giżycku. – Rok temu wojewódzki konserwator przyrody wydał negatywną opinię dla tego PUL-u, uznając, że jego realizacja może doprowadzić do »znacząco negatywnego wpływu na środowisko i jego poszczególne elementy, w tym na cel ochrony i integralność obszaru Natura 2000«. Konserwator po wydaniu tej opinii stracił pracę”.
„Z powodu opinii?” – dziwię się. „Na to wychodzi. Jeśli się chce krytykować leśników, trzeba liczyć się z konsekwencjami. Podobnie było z poprzednim PUL-em na lata 2010–2019 – też otrzymał negatywną opinię Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Według niej leśnicy mieli zostawić w spokoju 75 cennych wydzieleń, gdzie rosły lasy naturalne i wymierające gatunki mszaków. Zamiast uznać opinię, cięli w tych cennych lasach i organizowali jakieś negocjacje z RDOŚ”.
Postanawiam sprawdzić stan kilku drzewostanów z listy 75 szczególnie wartościowych.
Ornitolog nie zaraża
„Dlaczego rezerwaty w Polsce nie mają otuliny? – denerwuje się Sulej, kiedy kontynuujemy nasz marsz przez cenne wydzielenia i starodrzewy. – Jak nibypłucnik wątpliwy, Cetrelia olivetorum, ma rozsiewać zarodniki, skoro po sąsiedzku ma zrąb? To są stenobionty, czyli gatunki o wąskim zakresie tolerancji zmian. To znaczy, że wystarczy wyciąć drzewo obok stanowiska porostu, dopuścić więcej światła, żeby nibypłucnik zaczął chorować…”.
Najbardziej szkodliwy dla lasu sposób cięć to tzw. zrąb zupełny. W Polsce wciąż praktykuje się ten neolityczny zwyczaj, prawo pozwala wycinać połacie do wielkości siedmiu stadionów piłkarskich jednocześnie. „W Boreckiej chwalą się, że stosują »nieinwazyjne« rębnie złożone. Najpierw wycinają w lesie duże dziury, w których coś tam sadzą. Kiedy dziury podrosną, wycinają las między nimi. Efekt jest taki, że mamy zrąb, tylko że z dwoma młodnikami” – opowiada, kiedy stajemy na skraju księżycowego krajobrazu. Można by tu rozegrać trzy mecze piłki nożnej równocześnie, postawić trybunę, a miejsca wystarczyłoby jeszcze na zamieszki.
Czy ktoś policzył, ile węgla emituje taki zaorany zrąb? O ile zwiększa temperaturę otoczenia w czasie upałów? I dlaczego znów sadzi się tu świerk, skoro wiemy, że zamiera na dużą skalę? Klimat się zmienił, zręby nie.
O te wszystkie rzeczy chciałem zapytać leśników z nadleśnictwa Borki. Odmówili spotkania z obawy przed koronawirusem. „A to dziwne – śmieje się Sulej. – Bo właśnie wezwano do nadleśnictwa znajomego ornitologa, ponoć za złe parkowanie. To ornitolodzy nie zarażają?”.
Prawdziwa katastrofa
W okolice Mokrej Góry podjeżdżamy samochodem. „Gdzie jest las?” – pytam trochę głupawo, kiedy po kwadransie marszu stajemy w polu chaszczy. „To jest las” – pokazuje Sulej łany zielska, pośród których znajdujemy rachityczne świerczki. Las po nieinwazyjnej rębni wygląda jak step przetykany kępkami młodnika. Trudno uwierzyć, że te łany chabazi również zalicza się do 29,6% lesistości Polski. Na skraju stoi ambona myśliwska. A rósł tu, według słów biologa, liściasty starodrzew, ostoja chronionego jeżolista, puchlinki ząbkowatej, miechery pierzastej. Biotop dzięcioła białogrzbietego, którego w Boreckiej coraz mniej. Teraz jest 7 ha chaszczy. „Wycięli tak szybko, że nie zdążyliśmy włączyć do tej listy 75” – podsumowuje przyrodnik.
Dajemy nura w to, co zostało z lasu po drugiej stronie wzgórza. Prawie wszystkie takie lasy liściaste Europy wyrąbano pod pola uprawne, bo rosły na żyznych glebach. Stąd wartość niematerialna ich resztek. Ten wokół nas tworzą dęby, lipy, klony, olsze, ale też gotyckie graby o wymyślnych kształtach. Część z nich przypomina skały, na których rośnie cała ta rafa koralowa mszaków i porostów. Z lupką przy pniu uświadamiam sobie, że po nalocie mniszki Puszcza Borecka odtworzyła się dzięki grabowi. To gatunek, którego leśnicy nie uważają za lasotwórczy, bo jest krzywy i niski. Wycinają na opał i zastępują tym, czego wymaga przemysł. To nie owady, to gospodarka leśna jest katastrofą dla lasów naturalnych.
Z szacunków Fundacji Las Naturalny wynika, że leśnicy cięli w około 50 z 75 cennych wydzieleń, które miały zostać nietknięte. W negatywnej opinii o nowym PUL-u również starają się wprowadzać wygodne dla nich zmiany. Trwają ponoć nieoficjalne spotkania z RDOŚ. Adrian Grzegorz komentuje: „To psucie prawa i dobrego obyczaju. Skoro opinia konserwatora przyrody o PUL-u jest negatywna, to trzeba zmienić PUL, a nie forsować cięcia w oddziałach, które mają być chronione”.
Grab
Jest upalny lipcowy dzień 2019 r. W Puszczy Białowieskiej tak naprawdę od kilku lat panuje susza. Liście kruszą się z chrzęstem pod stopami, jakby stąpało się po czipsach. Nagle zdaję sobie sprawę, że liście spadają mi też na głowę i są zielone. Jest ich coraz więcej: w środku upalnego dnia jeden z sędziwych grabów w lesie Krukawe rezygnuje z liści. Jakby była już jesień. Jak na dany znak podobnie zachowuje się drzewo obok. Traciły zbyt dużo wody, postanowiły więc się uszczelnić. Wiadomo, że grabowi nie są straszne mrozy i przymrozki. Kpi sobie z wiatrów, okiści, szybko ucieka jeleniom spod pyska. Okazuje się, że ma też sposób na suszę: odrzucić liście w środku lata. Niewiele drzew to potrafi. To znaczy, że grab – leśny garbus i krzywulec – może być gatunkiem, który uratuje nasze lasy przed zmianami klimatu.
Borneo jest tutaj
„W oddziale 39a wycięto grabowo-lipowy las, który liczył sobie 140 lat” – notuję dalej relację Suleja. Rozjechano stanowisko piestrzenicy infułowatej, rzadkiego grzyba (tylko 18 pewnych stanowisk w Polsce według Rejestru grzybów chronionych i zagrożonych). W czerwonej księdze ma status V, czyli jest narażony na wymarcie. Zniszczyli także miejsce występowania lipnika lepkiego, grzybka wielkości około 1 cm, o pokroju małej lipki. Ma niewiele więcej potwierdzonych stanowisk. No i koralóweczkę, niezwykle rzadki porost. Sulej: „Słałem pisma, prosiłem, żeby choć kawałek zostawili”. Z lasu zostały trzy klony, na których dogorywa granicznik płucnik. Jeden z nich rozłamał wiatr. Pozwolili sobie nawet na wycinkę w rezerwacie Sztynort.
„Te cięcia prowadzili w siedliskach gatunków wymagających specjalnych środków ochrony w Unii Europejskiej: muchołówki białoszyjej, dzięcioła białogrzbietego i trójpalczastego” – mówi, kiedy przez lupki oglądamy miecherę pierzastą. Łatwo pomylić ją z pospolitą miecherą spłaszczoną. Obie wyglądają jak malutkie jodłowe gałązki przyczepione do pnia drzewa. Tyle że pierzasta jest szersza o 2 mm.
„I między innymi dlatego stajemy dziś przed Trybunałem Unii Europejskiej, że leśnicy robią to też w skali kraju wbrew unijnemu prawu” – opowiada dalej, sprawdzając, czy puszka zarodnikowa siedzi, czy stoi. Jeśli stoi, może to być trzeci gatunek miechery – kędzierzawa. Szersza o kolejne 2 mm. „Ludzi martwi Amazonia czy Borneo, a Borneo jest tutaj – ciągnie Sulej. – Tylko to nie są tak spektakularne zdjęcia jak wycinana dżungla. Żeby zniszczyć miecherę, nie trzeba wyciąć hektara lasu. Wystarczy jedno drzewo” – podsumowuje wizytę w kolejnym z wydzieleń, wyraźnie stroskany.
Powtarza, że musi się śpieszyć, bo z roku na rok widzi coraz gorzej. Jeżeli przestanie dostrzegać te różnice rzędu milimetra, wytną resztki, które ocalały.
PS Po powrocie zapytałem mejlowo nadleśnictwo Borki o dokument, na podstawie którego wycinają drzewa (wszak PUL nie został zatwierdzony). Odpowiedź brzmi: „Poszczególne zapisy (pozycje) planu zarówno pozyskania, jak i innych planów […] stanowią tajemnicę przedsiębiorstwa”.