Jedne szczekają, syczą i gdaczą, inne mogą porozumiewać się bez wydawania dźwięków. Niektóre mają imiona, inne lubią plotki, flirt i sprzeczki. Poza tym zwierzęta działają politycznie – wyrażają swoje opinie, protestują. Orangutany w sposób zorganizowany uciekają z zoo, gęsi mieszkające w pobliżu lotniska walczą o skrawek powietrza i ziemi, zwierzęta hodowlane przeznaczone do rzeźni wymykają się z transportu. Zwierzęta mówią, choć nie zawsze je rozumiemy. I nie różnią się tak bardzo od ludzi.
Mateusz Demski: Kiedy właściwie zainteresowałaś się językiem zwierząt?
Eva Meijer: Przez całe życie byłam otoczona zwierzętami. Wychowałam się z kotami i świnką morską, która cudem dożyła 13 lat; jeździłam też konno. Od najmłodszych lat więzi, które miałam ze zwierzętami, były jasne i silne. Pewnie pomyślisz, że nie ma w tym nic szczególnego – badania dowodzą, że dzieci patrzą na zwierzęta z większą empatią. Różnica polega na tym, że traktowałam je bardzo poważnie.
Opowiedz o tym trochę.
Bacznie się im przyglądałam. Patrzyłam, zwracając przy tym uwagę, jak mnie zauważają, odwzajemniają spojrzenie, naśladują moje zachowania. To było jak wzajemne dostrajanie się, czytaliśmy siebie nawzajem. Wtedy może tak nie myślałam, ale dzięki temu uczyłam się różnych rzeczy – jak pogłębiać z kimś relację, okazywać szacunek, cenić, jak zachowywać się odpowiedzialnie. Bez nich brakowałoby mi czegoś ważnego w życiu.
Mówiłaś do nich?
Tak, to się nie zmieniło. Kiedy byłam mała i chciałam iść spać, to zawsze musiałam najpierw się upewnić, czy wszyscy są w domu. Wołałam koty po imieniu, prosiłam je o uwagę, a one same decydowały, czy do mnie przyjść. Mówiłam też do koni. Największe znaczenie miał jednak kontakt fizyczny: dotykałam ich grzbietów; jak im pasowało, mogliśmy w ten sposób nawiązać ze sobą dialog – poprzez dotyk zadawaliśmy pytania, odpowiadaliśmy sobie.
Pomyślałaś,