Skąd się wzięło powiedzenie „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”? To proste: nawiązuje ono do nazwiska jednego z polskich magnatów. O jakim zaś pałacu mowa? Tu sprawa jest już bardziej skomplikowana, ponieważ może chodzić o jeden z czterech.
Zacznijmy od nazwiska. Litewski ród Paców zaczął robić karierę za czasów Jagiellonów, a potem rósł w siłę w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Czasem magnaci ci mieli megalomańskie zapędy, np. ubzdurali sobie jakieś starożytne korzenie sięgające czasów rzymskich. Co więcej, uznali, że spokrewnieni są ze słynnym florenckim rodem Pazzich, w XV stuleciu spiskujących z papieżem przeciw potężnym Medyceuszom. Krótko mówiąc, Pacowie byli magnatami, których stać na niejeden pałac i niejedno szaleństwo. Swoje dobra mieli głównie na Litwie, a także na dzisiejszej Suwalszczyźnie, dochodziły do tego rezydencje w dużych miastach.
Czterech podejrzanych
W 1633 r. kupili dobra w Jeźnie, niedaleko Kowna. Jakieś 100 lat później Antoni Michał Pac – polityk i jeden z ostatnich husarzy Rzeczypospolitej – wybudował tam pałac. Wystawny, barokowy, majestatyczny. Podobnie jak Krzyżtopór wzniesiony przez Ossolińskich miał tyle okien, ile dni w roku, a sal – ile miesięcy. Wyglądem i rozmachem przypominał siedzibę Radziwiłłów w Nieświeżu. Gmach wzbudzał podziw, a zarazem był dowodem pozycji i aspiracji rodu. Dlatego sąsiedzi i goście mogli mówić z podziwem, a nie ironicznie: „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”.
Jednakże według innych hipotez powiedzenie to w istocie rzeczy dotyczyło pałacu Paców w Wilnie lub w Warszawie. Oba są przykładami porządnych i eleganckich gmachów. Nie było więc powodów, by się wyzłośliwiać. Także w ich przypadku powiedzenie miałoby sens pozytywny.
Inaczej ma się rzecz z czwartym „podejrzanym”. To pałac w Dowspudzie na Suwalszczyźnie. Wznieśli go prawie 200 lat temu włoscy architekci na zlecenie hrabiego Ludwika Michała Paca.
Historia pewnego upadku
Ten oczytany i mający szerokie horyzonty magnat uczył się podobno w szkołach we Francji i w Anglii, studiował też na wileńskim uniwersytecie. Niestety, matka szybko zmarła, a ojciec popadł w melancholię i stracił majątek. Przyszłość młodego Paca nie rysowała się więc różowo – tym bardziej, że upadała też Rzeczpospolita. Ludwik Michał miał jednak szczęście, bo wsparła go finansowo dalsza rodzina. Co więcej, w 1797 r. odziedziczył spadek po arcybogatym dalekim krewnym, generale Józefie Piotrze Pacu. To m.in. dzięki tym funduszom ponad 20 lat później sfinansował budowę pałacu w Dowspudzie.
Gmach utrzymano w dosyć wówczas świeżym stylu neogotyckim – popularnym w Anglii, co pewnie miało wpływ na decyzję Ludwika Michała uchodzącego za anglofila. Pałac zdobiły smukłe wieżyczki, liczne dekoracje, a w niszach elewacji rzeźby polskich królów. Jako że hrabia był wyrafinowanym miłośnikiem sztuki, w salach nie brakło fresków, polichromii, obrazów czy biblioteki z cennymi księgami.
Ludwik Michał Pac był też gorącym patriotą – dzielnie i długo walczył w wojnach napoleońskich, był adiutantem Napoleona, potem udzielał się w czasach Kongresówki i w trakcie powstania listopadowego (został członkiem powstańczego rządu, uczestniczył też w bitwie pod Ostrołęką, gdzie został ranny). Na nieszczęście pałacu, ponieważ po upadku powstania władze carskie skonfiskowały dobra Paca. On sam, chcąc uniknąć więzienia, musiał wyemigrować. Nie został jednak z niczym, jak w młodości. Miał jeszcze pieniądze, które zainwestował wcześniej za granicą. Żył więc wygodnie i podróżował…
Tymczasem rezydencję w Dowspudzie zlicytowano. Z każdym nowym właścicielem popadała w coraz większą ruinę. W końcu pałac praktycznie rozebrano, został po nim tylko portyk i jedna z wieżyczek. A to zestawienie ambicji Ludwika Michała i kolei jego losu, zbytków Paca i tego, co zostało z jego dumnej rezydencji, miało skłonić okolicznych mieszkańców do ukucia złośliwego powiedzenia „Wart Pac pałaca, a pałac Paca”.
Tyle tylko, że Ludwika Michała trudno za cokolwiek krytykować. Gmach nie był szpetny, choć nieco megalomański (te rzeźby królów!). Hrabia nie był też bezpośrednio winny dewastacji obiektu (trudno przecież zarzucić Pacowi, że wziął udział w powstaniu i przez to stracił majątek!). Co więcej, pałac nie był jeszcze zrujnowany, gdy Adam Mickiewicz w księdze XI Pana Tadeusza pisał: „Równa ich była rączość, równa była praca/Godzien jest pałac Paca, godzien Pac pałaca/Godni są szczwacze chartów, godne szczwaczów charty”. Czyli powiedzenie albo już wtedy istniało, albo powstało z Mickiewiczowskiej inspiracji. I nie było w nim wcale ironii czy złośliwości.
Szkocki spadek
Na Ludwiku Michale skończyła się historia magnackiego rodu. Pozostało po nim powiedzenie oraz pałace – w lepszym lub gorszym stanie. Tylko ten w Jeźnie już nie istnieje, a dowspudzki jest ruiną. W wileńskim mieści się dziś polska ambasada, a w warszawskim – Ministerstwo Zdrowia.
Po samym Ludwiku Michale pozostało coś jeszcze: Szkoci na Suwalszczyźnie! Magnat anglofil ściągnął do swoich włości ponad 50 rodzin, by wprowadziły wśród miejscowych chłopów nowe rolnicze metody. Chodziło m.in. o stosowanie płodozmianu, nawożenie ziemi, wprowadzenie zmechanizowanych młockarni, używanie konia i pługu zamiast wołu i sochy… Pojawiły się też nowe hodowle (merynosy!) i uprawy (ziemniaki!). Kartoflana rewolucja przyniosła też alkoholową rewolucję. Oto w dobrach Paca zaczęto pędzić z ziemniaków wódkę!
Sprowadzeni przez magnata Szkoci założyli kilka folwarków, m.in. New York (!), Berwik, Bromfield, Covenlock, Linton, Longwood. A także wieś nazwaną (jakże by inaczej) Szkocja. Niestety, wymuszona emigracja Paca spowodowała też zapaść szkockiej „kolonii”. Folwarki podupadły, zniechęceni Szkoci zaczęli wracać na Wyspy. Ci, którzy pozostali na Suwalszczyźnie, z czasem się zasymilowali. Nawet oryginalne nazwy ich siedlisk popadły w zapomnienie: Longwood to dzisiaj Ludwinowo, Berwik to Korytki, Bromfield to Józefowo, New York zaś to dziś Pruska Wielka. Kto by pomyślał, co tu kiedyś kwitło…