Zależnie od uznania systematyków na świecie żyje od 17 do 19 gatunków pingwinów. Największe z nich, pingwiny cesarskie, osiągają wzrost do 130 cm, podczas gdy najmniejsze, pingwiny małe, są o metr od nich niższe.
Wszystkie żyją wyłącznie na półkuli południowej, żaden nie umie latać, wiodą podobny tryb morskiego życia i wyglądają na tyle podobnie, żeby od razu rozpoznać w nich pingwina. Ale jednocześnie każdy z gatunków ma swoje odrębne cechy wyglądu i… charakteru. Nie spotkałem w życiu tych gatunków zbyt wiele, ale z pięcioma z nich łączą mnie szczególne wspomnienia i zażyłości. Oto one:
1. Pingwin białooki, czyli pingwin Adeli.
Zdecydowanie mój ulubiony, najpiękniejszy, najdzielniejszy, najciekawszy i w ogóle. No dobra, może nie jestem do końca obiektywny. Możliwe, że tak mi się wdrukowało przy pierwszym spotkaniu, bo rzeczywiście, pierwszy pingwin, jakiego w życiu spotkałem na wolności, to była właśnie adelka. Ich kolonia to najbliżsi sąsiedzi stacji „Arctowski”, która była pierwszym miejscem, jakie w Antarktyce poznałem 17 lat temu. Mają nieco ponad 0,5 m wzrostu, elegancką czarną głowę, czarne paciorkowe oczy i charakterystyczną białą obwódkę dookoła nich. Oprócz tego ich dziób – jako jedynych spośród pingwinów – do prawie połowy długości pokrywają pióra. To jedno z przystosowań pozwalających im żyć w ekstremalnych warunkach – są one bowiem najbardziej antarktycznymi ze wszystkich pingwinów. Występują dookoła całego kontynentu i gniazdują najdalej na południe, dalej nawet niż pingwiny cesarskie.
Pingwin białooki; zdjęcie: Mikołaj Golachowski
Pingwiny Adeli swoją nazwę zawdzięczają francuskiemu odkrywcy, Jules’owi Dumont d’Urville, który odkrył je w roku 1840 i nazwał na cześć swojej żony, Adèle Dumont d’Urville. Widocznie też musiał być urzeczony ich urodą. Ale adelki są nie tylko piękne. Odkąd w 2012 r. największe autorytety neuronaukowe świata ogłosiły deklarację z Cambridge na temat świadomości