Pięć pingwinów Mikołaja Golachowskiego
i
Pingwin królewski; zdjęcie: Mikołaj Golachowski
Wiedza i niewiedza

Pięć pingwinów Mikołaja Golachowskiego

Mikołaj Golachowski
Czyta się 13 minut

Zależnie od uznania systematyków na świecie żyje od 17 do 19 gatunków pingwinów. Największe z nich, pingwiny cesarskie, osiągają wzrost do 130 cm, podczas gdy najmniejsze, pingwiny małe, są o metr od nich niższe.

Wszystkie żyją wyłącznie na półkuli południowej, żaden nie umie latać, wiodą podobny tryb morskiego życia i wyglądają na tyle podobnie, żeby od razu rozpoznać w nich pingwina. Ale jednocześnie każdy z gatunków ma swoje odrębne cechy wyglądu i… charakteru. Nie spotkałem w życiu tych gatunków zbyt wiele, ale z pięcioma z nich łączą mnie szczególne wspomnienia i zażyłości. Oto one:

1. Pingwin białooki, czyli pingwin Adeli.

Zdecydowanie mój ulubiony, najpiękniejszy, najdzielniejszy, najciekawszy i w ogóle. No dobra, może nie jestem do końca obiektywny. Możliwe, że tak mi się wdrukowało przy pierwszym spotkaniu, bo rzeczywiście, pierwszy pingwin, jakiego w życiu spotkałem na wolności, to była właśnie adelka. Ich kolonia to najbliżsi sąsiedzi stacji „Arctowski”, która była pierwszym miejscem, jakie w Antarktyce poznałem 17 lat temu. Mają nieco ponad 0,5 m wzrostu, elegancką czarną głowę, czarne paciorkowe oczy i charakterystyczną białą obwódkę dookoła nich. Oprócz tego ich dziób – jako jedynych spośród pingwinów – do prawie połowy długości pokrywają pióra. To jedno z przystosowań pozwalających im żyć w ekstremalnych warunkach – są one bowiem najbardziej antarktycznymi ze wszystkich pingwinów. Występują dookoła całego kontynentu i gniazdują najdalej na południe, dalej nawet niż pingwiny cesarskie.

Pingwin białooki; zdjęcie: Mikołaj Golachowski

Pingwin białooki; zdjęcie: Mikołaj Golachowski

Pingwiny Adeli swoją nazwę zawdzięczają francuskiemu odkrywcy, Jules’owi Dumont d’Urville, który odkrył je w roku 1840 i nazwał na cześć swojej żony, Adèle Dumont d’Urville. Widocznie też musiał być urzeczony ich urodą. Ale adelki są nie tylko piękne. Odkąd w 2012 r. największe autorytety neuronaukowe świata ogłosiły deklarację z Cambridge na temat świadomości

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Klapek na Spitsbergenie
i
Abraham Storck, Holenderscy wielorybnicy u wybrzeży Spitsbergenu, 1690 r., Zuiderzeemuseum
Ziemia

Klapek na Spitsbergenie

Mikołaj Golachowski

Morze Barentsa to dla mnie droga do pracy. Przepływam tamtędy statkiem pełnym turystów, gdy jako przewodnik zmierzam na północ, by pokazywać ludziom dzikie piękno Spitsbergenu, Ziemi Franciszka Józefa i samego bieguna.

I choć to jedynie cień dawnej świetności, Morze Barentsa wciąż jest pełne życia. To tu kilka lat temu zobaczyłem swojego pierwszego płetwala błękitnego. A było co oglądać! Zawsze na widok tego, co po polsku bez sensu okreś­la się jako fontannę, wszystkich pasażerów statku ogarnia ekscytacja. Zwłaszcza jeśli chmura jest wysoka na kilka metrów. Wieloryby wydychają powietrze tak gwałtownie, jakby za każdym razem kichały, więc ich oddech zawiera sprężone powietrze, trochę pary wodnej, odrobinę wody z nozdrzy i sporo glutów – jak to w kichnięciu.

Czytaj dalej