Stary las nie potrzebuje ogrodzeń, osłonek na drzewa czy budek dla ptaków. Lepsze strategie przetrwania wypracował już miliony lat temu. Tym, którzy nauczą się patrzeć, zdradzi wiele sekretów.
Czy widzieliście naturalny las? – zadałem to pytanie parze, z którą umówiłem się o poranku w Puszczy Białowieskiej. Na twarzach moich gości dostrzegłem konsternację. Wymienili ukradkowe spojrzenia, jakby nie zrozumieli pytania lub uznali, że się wygłupiam. Nic dziwnego, profesjonale stroje i porządne lornetki świadczyły o tym, że wyprawy terenowe nie są im obce.
– No jasne, nie raz – odrzekł mężczyzna.
– Od kilku lat mieszkamy koło lasu, w centralnej Polsce. Jest naturalny, bo rośnie sam od dziesięcioleci po tym, jak go posadzono – dodała kobieta.
– Świetnie – skwitowałem i ruszyliśmy przed siebie.
Szliśmy leśną drogą przez przejrzysty grąd. Wokół rosły stare lipy, dęby i pojedyncze świerki. Była druga połowa kwietnia, moja ulubiona pora w puszczy. Wegetacja dopiero ruszała. Najpierw wybuchła na dole. Pod naszymi stopami rosły rozległe łany zawilców gajowych, tworząc zielony kobierzec upstrzony gęsto białymi plamkami, a nad naszymi głowami korony drzew szykowały się do otwarcia parasoli liści. Pączki powoli nabrzmiewały, ale żadne zewnętrzne oznaki nie zdradzały, że brązowe łuski niedługo pękną i wykluje się z nich żywa zieleń. Tam w górze panowała atmosfera ciszy przed burzą. Czuć było wiosnę, jednak chłód – zwłaszcza o poranku i przed zmierzchem – czerwienił policzki, przypominając, że w każdej chwili może powrócić zima. Rozgrzana za dnia ziemia pachniała jak nigdy później w ciągu roku. Świeżo. Mokro. Kojąco. Był to zapach nadchodzącej nieuchronnie zmiany.
We wczesnowiosennym lesie widoczności nie ograniczają