Czytam ofertę turystyczną. Nie różni się specjalnie od innych ofert na stronie nobliwego krakowskiego biura podróży. Muzea, zabytki, wizyta w spa, na kręgielni i w barze karaoke. Trochę natury, trochę kultury. Tylko czasu wolnego jakby mniej niż zwykle.
Oferta do tanich nie należy, to wydatek rzędu kilkunastu tysięcy złotych. W zamian jednak otrzymuje się turystycznego Graala, czyli możliwość odwiedzenia – w małej grupie ze specjalnym przewodnikiem – „najbardziej tajemniczego państwa świata”. Korei Północnej.
Czytam ofertę dogłębnie, bo od dawna zastanawia mnie, jak sprzedaje się możliwość oglądania ludzkich tragedii. I co? Tragedii ani krzty. Ani słowa na temat fanatycznego reżimu, obozów koncentracyjnych czy permanentnego głodu. Zupełnie jakbym czytał o wycieczce do Indonezji czy Kenii.
Co się stało, że w opisie nie ma tak ważnych informacji? Pewnym tropem może być wywiad z przewodniczką prowadzącą dla tego biura wycieczki po Korei Północnej. Rozmowa odbyła się kilka miesięcy temu w jednym z programów podróżniczych.
Warto wsłuchać się w każde słowo tej rozmowy:
– Skupiam się na przewodniku (prowadzący trzyma w ręku drukowany przewodnik). To jest chyba oficjalna wersja, wydana po angielsku?
– Tak, to jedyny przewodnik, który może być wwożony do Korei Północnej.
– Są w nim pewnie najbardziej sprawdzone informacje?
– Dokładnie. Trzeba pamiętać o tym, że jadąc do Korei, chcemy poznać nieco inną perspektywę. Zapominamy o tym, co wiemy, i próbujemy poznać to, co jest tam na miejscu.
Nie przesłyszeliśmy się. Wiedzę na temat Korei Północnej mamy czerpać z oficjalnego reżimowego przewodnika. To bardzo bezpieczny kraj, „nikt nie dopuści do tego, żeby cokolwiek się stało turyście”. Ani słowa o permanentnym zagrożeniu życia i wolności mieszkańców. A jeżeli mamy inne zdanie na temat tego reżimu, to okazuje się, że nasze poglądy są efektem propagandy, bo „mamy taką, a nie inną propagandę w mediach, ale Koreańczycy bardzo się starają, aby turysta czuł się tam bezpiecznie”.
Pod koniec wywiadu robi się jeszcze bardziej niesmacznie. Prowadzący zadaje pytanie o smak tamtejszego jedzenia.
– Jedzenie dobre?
– Doskonałe! Tym bardziej że jak się siada tam do stołu, to jest on zastawiony kilkudziesięcioma malutkimi miseczkami o różnych smakach.
Tymczasem z najnowszego raportu UNHCR wynika, że mało kto zasiada w Korei Północnej przy suto zastawionym stole. Życie ponad 70% mieszkańców zależy od pomocy żywnościowej. Ponad 10 mln z 25 mlnmieszkańców jest chronicznie niedożywionych i cierpi głód. W wywiadzie ani słowa o cyklicznych klęskach żywnościowych, które doprowadzają do śmierci milionów ludzi.
To krakowskie biuro podróży jest głównym polskim organizatorem wycieczek do Korei Północnej. Ponieważ nie ma w jego ofercie uczciwej informacji na temat etycznych problemów z podróżowaniem do kraju, który nazywany jest jednym wielkim obozem koncentracyjnym, postanowiłem informację uzupełnić.
Oto siedem grzechów głównych, które popełni turysta wybierający się na takie wakacje do Korei Północnej:
1. Nasze pieniądze przyczyniają się do tego, że reżim staje się stabilniejszy. Przemysł turystyczny jest całkowicie kontrolowany przez rząd. Większość turystycznych pieniędzy wędruje prosto do reżimowego budżetu i pośrednio wspiera największą w nim pozycję wydatków, czyli dozbrajanie armii.
2. Nasze pieniądze prawie w ogóle nie trafiają do zwykłych ludzi. Znana zasada odpowiedzialnego podróżowania – „wydawaj pieniądze lokalnie” – tam się nie sprawdza. Choć w Korei Północnej rośnie prywatny biznes, to nie dotyczy on przemysłu turystycznego. Reżim obawia się, że przez liberalizację sektora turystyki straci kontrolę nad kontaktami obywateli z obcokrajowcami i utraci wpływ na zagraniczny wizerunek kraju.
3. Nasze pieniądze pomagają omijać międzynarodowe sankcje nałożone na Koreę Północną. Gwarantują rządzącym stały przypływ niezwykle cennych dewiz. Średnio każdy turysta podróżujący płaci 200 euro na dzień. To równowartość niemal trzech miesięcy pracy przeciętnego mieszkańca tego kraju. I choć trudno uzyskać wiarygodne informacje na temat koreańskiej gospodarki, to według ekonomistów wpływy od zagranicznych turystów w 2014 r. wyniosły ponad 43 mln dolarów, co przekłada się mniej więcej na jedną czwartą wszystkich wpływów walutowych Korei Północnej. Co istotne, wpływy dewizowe z turystyki są legalne, podczas gdy większość koreańskich dewiz pochodzi z czarnego rynku – handlu bronią, narkotykami czy fałszerstw banknotów. Im większe są sankcje nałożone na Koreę Północną, tym wpływy z turystyki dla reżimu ważniejsze, bo inne drogi dopływu walut do kraju podlegają blokadzie. A w przypadku nic niewartego pieniądza narodowego tylko za waluty da się handlować z zagranicą. Nic więc dziwnego, że Korea Północna ma nadzieję podwoić liczbę turystów i przyciągnąć ich do 2020 r. aż 2 mln rocznie.
4. Jadąc do Korei Północnej, bierzemy udział w wyreżyserowanym przedstawieniu, swoistej formie prania mózgu. Po kraju podróżować można wyłącznie z biurem podróży, które otrzymało licencję od rządu. Zachowanie każdego turysty jest ściśle kontrolowane przez przewodników i opiekunów. Przewodnik informuje, gdzie można pójść, co można zobaczyć, a co sfotografować. Przekazuje również jedynie słuszną interpretację oglądanych atrakcji. Część tej propagandy pewnie uda nam się odczytać i odrzucić, jednakże niektóre jej elementy niepostrzeżenie przenikną i zaczną kiełkować w naszym myśleniu o tym kraju i w naszych o nim opowieściach.
5. Nasze zachowanie może mieć ogromny wpływ na życie mieszkańców. Turyści nie mają najmniejszych szans na szczerą interakcję z Koreańczykami nienależącymi do oddanej Kimowi elity. Zarówno w stolicy, jak i w miejscach odwiedzanych przez turystów mogą mieszkać wyłącznie wysegregowani członkowie partii. To ich turysta spotyka i na tej podstawie wyrabia sobie zdanie o wszystkich mieszkańcach Korei Północnej. Próbując wyrwać się z wyreżyserowanego przedstawienia i nawiązać kontakty nawet z tymi mijanymi mieszkańcami będącymi członkami partii, możemy im wyłącznie zaszkodzić. Korea Północna jest państwem policyjnym, które niezwykle skutecznie monitoruje życie prywatne mieszkańców. Każdy niekontrolowany kontakt z cudzoziemcem może sprowadzić na obywatela Państwa Kimów nie lada kłopoty.
6. Próbując z kolei bratać się ze swoimi północnokoreańskimi przewodnikami oraz opiekunami, wspieramy tak naprawdę północno-koreańską elitę. To są wyszkolenii wyselekcjonowani poplecznicy reżimu. Tym samym nawet pieniędzmi z napiwków wspieramy status quo w Korei Północnej i klasę społeczną oddaną reżimowi.
7. Wizyta w kraju obozów koncentracyjnych, wywoływanych politycznie głodów, zbrodni przeciwko ludzkości, zamordyzmu armii i służb bezpieczeństwa jest legitymizacją reżimu. Nawet jeżeli po powrocie będziemy opowiadać, jakie to było ciężkie emocjonalnie przeżycie, nawet jeżeli zbudujemy na tym swój wizerunek niestrudzonego podróżnika odwiedzającego ekstremalne miejsca świata, to koniec końców będziemy jednak chodzącą reklamą wycieczek do Korei Północnej.
Dlaczego o tych siedmiu grzechach głównych turysty wybierającego się na wakacje do Korei Północnej nie dowiemy się ze stron biur podróży? Aby móc prowadzić tam biznes, trzeba tańczyć do rytmu, jaki wygrywa reżim. Bez tego nie otrzyma się licencji i nie zarobi na wysłanej wycieczce. Business is business.
Jednak wiedza o sytuacji w Korei Północnej nie jest wiedzą tajemną. W ostatnich latach wydano w formie książkowej wywiady i opowieści co najmniej kilkudziesięciu uchodźców, którzy opisują codzienne życie w Korei Północnej. Każdy może w każdej chwili uruchomić Google Maps i z przerażającą precyzją obejrzeć koreańskie obozy koncentracyjne, w których codziennie giną ludzie.
Choć przemysł turystyczny próbuje wmawiać, że polityka i turystyka nie mają ze sobą nic wspólnego, nie dajmy się omamić – w przypadku Korei Północnej nie da się oddzielić turystyki od polityki. Wyjazd do Korei Północnej na wakacje to dodanie cegiełki do milionów kilometrów murów i drutów kolczastych otaczających najgorszy reżim naszych czasów.