Opadł kurz wyborczy, więc pora na komentarz. Rzecz jasna nie będzie on polityczny ani nawet metapolityczny. Będzie zupełnie z boku, z perspektywy polityki, która wpływa na nasze życie i ostrzy sobie zęby na nasz spokój. A my podajemy go jej na tacy.
Mniemam, że wśród czytelników dzisiejszego Głosu stoika znajdą się stronnicy różnych opcji, czasem tych przegranych w eurowyborach o włos, czasem przegranych na całej linii. Znajdą się też zwolennicy wygranych, tych, którym nie udało się wystartować w ogóle, a także ci, którzy uważają, że wynik wyborczy ich ukochanego komitetu to jakaś porażka. Jak żyć nam wszystkim?
W Pieśni IX Ksiąg pierwszych Jana Kochanowskiego czytamy bardzo stoicką refleksję, że „Nigdy nie zabłądzi/Kto tak umysł narządzi/Jakoby umiał szczęście i nieszczęście znosić/Temu mężnie wytrzymać, w owym się nie wznosić”. Odnosi się to do całości ludzkiego życia, wszystkich jego wzlotów i mielizn – w tym do polityki. Warto by to doradzić tak stronnikom, jak i szczególnie politykom wszystkich zainteresowanych opcji. Nie wpadajcie w przesadny dołek tylko dlatego, że przegraliście, nie unoście się nadmiernie tylko dlatego, że wygraliście.
Zwłaszcza to ostatnie każdy polityk powinien dobrze rozumieć: gdzie jak gdzie, ale w polityce najjaśniej widać, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ i ten, kto jednego dnia jest na górze, może znaleźć się na dole w czasie krótszym niż obrót maszyny losującej. I to jest niemały paradoks: polityka to zawód, który oferuje doskonałe warunki do nauczenia się skromności i pokory wobec nieprzewidywalności losu. Czemu politycy tak niechętnie z nich korzystają i na co dzień są czymś dokładnie odwrotnym: zaprzeczeniem skromności i pokory?
A co z pierwszą częścią porad Kochanowskiego? Jak „mężnie wytrzymać” w porażce… wyborczej, ale przecież i jakiejkolwiek innej? Kluczowa idea, która działa wszędzie, ale zwłaszcza w polityce, jest taka, aby pamiętać, że w czymkolwiek ponosimy porażkę – to nie jest jeszcze całe nasze życie. Całość naszego życia to coś więcej niż jedna konkretna dziedzina i porażka w niej poniesiona ani nas nie zamyka, ani nie definiuje.
Tę refleksję chciałbym dać pod rozwagę wszystkim zainteresowanym stronom. Skala emocji w polskiej polityce jest zawsze olbrzymia, a po kolejnych wyborach rozpętało się już naprawdę szaleństwo. Rzecz jasna spór o Polskę, Europę i kształt demokracji ma sens i jest potrzebny. Jednak mieszkając w Polsce, trudno nie odnieść wrażenia, że przeżywamy te sprawy polityczne… trochę za bardzo. Pewna doza „wytrzymania i niewznoszenia się” przydałaby się chyba wszystkim.
Ale uwaga: nie mam tu na myśli ani stoickiego spokoju, ani (tym bardziej) lekceważącego odwrócenia się od polityki, małostkowego machnięcia ręką – to nigdy nie jest rozsądne. Chodzi raczej o to, żeby pamiętać, że wszelkie sprawy polityczne, sprawy wspólnoty są tylko cząstką naszego życia – i chyba rzadko ostatecznie je definiującą. To jest, powiedzmy, 20%. I choćby faktycznie na łamach tej jednej piątej konflikt polityczny rozszalał się w sposób niekontrolowany, trzeba pamiętać, że pozostaje jeszcze całe 80% naszej duszy, naszych spraw i naszych zainteresowań – nie należy ich zaniedbywać. Nadmierne skupienie się zaś na tamtych 20 może sprawić, że o reszcie zapomnimy. Tego ostatniego, oczywiście, należy unikać.