
Walka o prawa pracownicze w kraju, który dla setek imigrantów jest ziemią obiecaną, rajem wysokich zarobków, to jej żywioł. Anna Marjankowska edukuje i reformuje – pokazuje, że wszędzie, nawet na Islandii, pracodawcy łatwo zapominają o prawdziwej wartości pracownika.
Anna Marjankowska, na Islandii od 2016 r.
Idą jedna przy drugiej głośną, kolorową ciżbą. Gwiżdżą, trąbią, wykrzykują. Przed chwilą opuściły miejsca pracy – teraz zamiast mopów i szczotek trzymają transparenty: „Hótelin eru i okkar höndum!”, „Hotels are in our hands!”. Jest 8 marca 2019 r. W Reykjavíku sypie śnieg. Wielkie, białe płaty krążą nad tłumem skandujących housekeeperek. To głównie imigrantki: Polki, Litwinki, Hiszpanki, Czeszki, Tajki, Filipinki. Wśród nich idzie Anna. Ma 27 lat, delikatną twarz i żar w oczach. To ona współorganizowała ten największy od 30 lat strajk na Islandii.
Zatrzymania
– Strajk trwał trzy tygodnie. Zaczął się wielkim wyjściem z miejsc pracy. To był najpiękniejszy dzień kobiet, w jakim uczestniczyłam! – aktywistka uśmiecha się na samo wspomnienie. – W proteście wzięło udział około trzech tysięcy pracowników: kierowcy autobusów miejskich i turystycznych, a także pracownicy housekeepingu w kilkunastu największych hotelach w Reykjavíku. Skupiliśmy się na „małych zatrzymaniach pracy”, np. housekeeperki sprzątały w hotelach wszystko oprócz toalety, i na pikietach, które zapewniły widzialność w przestrzeni publicznej. Hotel może przez tydzień funkcjonować bez menadżera, może działać bez recepcji, ale pół dnia nie wytrzyma bez housekeeperki.
Wysłaliśmy więc przekaz: „Doceń naszą pracę, zauważ ją. Zobacz, jak to jest, gdy jej nie wykonamy”. Kierowcy autobusów zaczęli strajk dzień później. Ich protest też polegał na „małych zakłóceniach”. Ustawiliśmy pikiety wokół głównych stacji autobusowych Hlemmur i Mjódd i w godzinach szczytu kierowcy maszerowali, zakłócając ruch przy węzłach komunikacyjnych.
W komunikacji publicznej część kierowców jest zatrudniona przez miasto, część – przez prywatną firmę, gdzie zarabiają o 30% mniej niż w spółce miejskiej. Wnioskowaliśmy, by zrównać te płace, i ta walka niestety trwa nadal.
Podkreśla, że strajk połączył trzy sektory usług zdominowane przez imigrantów. – Prawie w ogóle nie dotyczą one życia codziennego Islandczyków. Żaden z nich nie korzysta z autobusów turystycznych, nie śpi w hotelach, niewielu jeździ autobusami miejskimi, bo mają swoje samochody.
Jak widać, imigranci byli też potrzebni, by rozkręcić ten protest.
Efling kontra „kartel”
Marcowy strajk poprzedziły trudne negocjacje w sprawie umów zbiorowych.
– Prawdziwa walka klas – nie ma wątpliwości Anna. – Zaangażowałam się w nią i emocjonalnie, i psychicznie, i fizycznie. To był ciężki czas.
Umowy zbiorowe określają podstawę prawa pracy na Islandii, m.in. pensje minimalne i czasowy wymiar